Albert Cirera, kataloński rezydent Baixa, przeuroczego centrum
Lizbony, nie ustaje w artystycznych wysiłkach, by pokazywać światu, jak
ciekawym i poszukującym wrażeń jest muzykiem.
Trzy miesiące temu, Trybuna
kreśląc jego sylwetkę, postawiła kilka odważnych tez, konstytuujących istotny
wpływ tego saksofonisty na dzisiejszy kształt młodej, poszukującej muzyki improwizowanej, przynajmniej po tej stronie wielkiej wody. Oczywistym zadaje się, w takim wypadku, obowiązek
pilnego śledzenia bieżących dokonań artysty.
Od kilku chwil jest z nami interesujący kwartet
katalońsko-portugalski, dla którego – mimo jego niezwykle demokratycznego
charakteru - podmiotem sprawczym jest nade wszystko Cirera. Temu wydawnictwu
poświęcimy dziś najwięcej czasu.
Jednocześnie muzyk udostępnił na youtube październikowy koncert swego duetu z Ramonem Pratsem,
zwanego … DUOT. Dodatkowo Pan Redaktor miał okazję obcować z dźwiękami
listopadowego koncertu Alberta z wiolonczelistą Ulrichem Mitzlaffem. Tekst zaś zwieńczy
garść innych, ciekawych informacji, dotyczących dalszych planów fonograficznych
muzyka.
Before the Silence
Być może kwartet wytrawnych improwizatorów, jaki zebrał się
w klubie Jazz Cava w katalońskim Vic, w maju 2015r., stanowi kwintesencję
iberyjskiego wymiaru współczesnej muzyki improwizowanej. Z pewnością wszakże
Hernani Faustino i Gabriel Ferrandini to najbardziej rozpoznawalna sekcja
rytmiczna tamtej części świata, zaś pianista Agusti Fernandez – już bez cienia
wątpliwości – osoba kluczowa w ogólnoświatowej percepcji hiszpańskiej muzyki
improwizowanej. Wreszcie postać Cirery, muzyka łączącego personalnie sceny jazzowe
Barcelony i Lizbony, który ostatnimi miesiącami definitywnie wychodzi z cienia
niższej rozpoznawalności.
Saksofonista, mając za sobą kilka udanych koncertów z
portugalską sekcją, postanowił zabrać ich w rodzinne strony i z czynnym
udziałem papy Fernandeza, przy wtórze
jego błogosławieństwa, zagrać ognisty koncert, którego dokumentacja
fonograficzna właśnie wylądowała w naszym odtwarzaczu srebrnych krążków. Wydany
przez NoBusiness Records dysk zwie Before The Silence, a sygnowany jest
nazwiskami wszystkich muzyków, w tejże kolejności: Albert Cirera, Hernani
Faustino, Gabriel Ferrandini i Agusti Fernandez. Zawiera cztery improwizowane
fragmenty (trzy pierwsze są nieprzerwanym ciągiem dźwięków), trwające 57 minut
(uwaga! zsumowany czas utworów, podany na okładce jest dłuższy, zatem długość
któregoś z traków jest nieprawidłowa).
Wieczorny (ba! nocny!) koncert w Jazz Cava zaczyna się
bardzo spokojnie. Muzycy, delikatnie się macając, rozgrzewają wypolerowane instrumenty.
Jakkolwiek już od pierwszego dźwięku mamy stuprocentową pewność, że
na scenie jest co prawda czterech muzyków, ale bezwzględnie stanowią oni jeden
muzyczny organizm (czterogłowy smok, to trafne skojarzenie!). Cirera, na
saksofonie sopranowym, zwinnie podprowadza tę zgraję muzykantów na pierwszy
szczyt koncertu. Sekcja, czujna i stylowa, dba o właściwy kierunek
podróży, zaś piano motywująco dla pozostałych, pasażuje na boku. Po przepięciu dramaturgicznym, kontrabas i
fortepian ciekawie konweniują, dając nanosekundę oddechu perkusji i
saksofonowi. Nie mija wszak kwadrans tego spektaklu, a muzycy już wbiegają na najwyższy poziom muzycznej ekstazy, iście freejazzowego wyniesienia. Moment
uspokojenia, deeskalacji hałasu, stanowi nie ostatni dziś raz, powód do zmiany
numeru ścieżki na krążku. Numer drugi, w początkowej fazie, wypełnia doprawdy
urocze zbliżenie fortepianu i saksofonu (tu: tenorowego). Słychać, jak Cirera i
Fernandez świetnie się ze sobą czują (patrz: Liquid Trio). Następujące potem,
dynamiczne crescendo całego kwartetu,
niesione jest na plecach tenorzysty. Około 25 minuty nagrania (licząc od startu),
dynamiczną, ściśle kolektywną pyskówkę wieńczy, po konsekwentnym wytłumieniu,
solowy incydent perkusisty, pod który momentalnie podłącza się, kipiący
pomysłami pianista. Gdy Cirera powraca na sopranie, wokół iskrzy się już na
całego. Okazję do kolejnej zmiany numeracji traku, stanowi płynne przejście
owego czterogłowego smoka z trzeciego
piętra hałasu, do sutereny niskiej, ekstremalnie wyciszonej, sonorystycznej chwili
zadumy. Być może jesteśmy świadkami najpiękniejszego fragmentu tego koncertu.
Tuż po jego wybrzmieniu, muzycy – znów w pełni kolektywnie – łapią siedemnasty
tej nocy powiew dodatkowej energii i niosą nas w odmęty kolejnej eskalacji
ekspresji. Ta będzie wszak tą ostatnią, gdy widać już w oddali pojawiające się
napisy końcowe. Rośnie dzięki atencja muzyków, intensywność ich gry, poniekąd
także naszych emocji. Kwartet dobija do końca w doskonałej formie, przy okazji
Cirera – nie po raz pierwszy tego wieczoru, poszerzając dostępne ludzkości
techniki artykulacyjne – szczytuje na tenorze w niezwykle wysokim rejestrze. O,
tak, cisza po wybrzmieniu całości
zdaje się zbawienna! Pięciominutowa coda – lek na wyciszenie emocji - niewiele
już tu zmieni. Brawo!
Duot
Kwartet, który rujnował nasze zmysły jeszcze przed chwilą,
ma zapewne charakter incydentalny, jakie wiele wydarzeń w życiu każdego muzyka
improwizującego. Jeśli jednak – w dotychczasowym muzycznym doświadczeniu Cirery
– mielibyśmy wskazać formację bazową, zestaw personalny, który jest jego
udziałem niemal na co dzień i od wielu już lat, to będzie nim DUOT – czyli…
duet z perkusistą Ramonem Pratsem (ich pełny, trzypłytowy dorobek został już
omówiony na Trybunie).
Dosłownie od kilku dni dostępny jest pod tym adresem bardzo
świeży koncert DUOT, poczyniony w klubie BeGood,
w Barcelonie, w połowie października br. Na zapis audio-video składają się dwa
sety o łącznej długości 32 minut.
Muzyków odnajdujemy na wyjątkowej małej scenie. Publiczność
stojąca z lewego boku wręcz zagląda Albertowi do wnętrza saksofonu.
Ten zaś agresywnie chrobocze na tenorze (nie będzie go zmieniał do końca
koncertu), matowym brzmieniem zachęcając Ramona do wzmożonej aktywności, szukając
swojej porcji tłumionej ekspresji. Niespodziewana konieczność wymiany ustnika,
daje pretekst perkusiście do eskalacji, który jednak nie zostaje wykorzystany.
Albert wraca lekko czupurny, z miejsca dynamizuje set, szuka melodii, mając w
pamięci kilka znamienitych solówek Charlie Parkera, przynajmniej jeśli chodzi o
tempo narracji. Po chwili resetuje się i postanawia spróbować nadgryźć swój
pomysł na dźwięk z innej strony, szukać innego punktu zaczepienia. Cały koncert
ma trochę charakter warsztatu, muzycy permanentnie szukają nowych rozwiązań,
lubią eksperymentować i wiedzą, że mając przyjaciela u boku, można sobie
pozwolić na każdy wymiar szaleństwa. Są nieco zawadiaccy, niechlujni, ale na
pozytywny, trochę punkowy sposób. Albert, szukając nowych wyzwań
artykulacyjnych, pięknie sonoryzuje, dobywając dźwięki niemal z gardła. Ramon
ślini palce i poleruje nimi membrany swoich werbli. Gra nogami, prawie kładzie
się na swój instrument. Saksofonista nieustannie szuka w fakturze muzyki
generowanej przez DUOT przysłowiowej dziury
w całym, a gdy ją odnajduje, drąży kanał, aż dobije się do źródła – wieczny
poszukiwacz przygód! Lubi pogrywać tłumionym tembrem, prowokować Ramona do
interakcji, budzić w nim dzikie zwierze, gotowe na krwisty pojedynek po
zmierzchu. Udaje mu się to pod koniec drugiego setu, gdy akustyczny wymiar
koncertu sprowadzi się do eskalowania hałasu na prawym talerzu zestawu
perkusyjnego, co uczyni finał występu odpowiednio dramatycznym.
Kronika Druga, ciąg
dalszy
Po freejazzowej eksplozji, tudzież pikantnym warsztacie w
duecie, czas teraz na być może … najistotniejszy przejaw aktywności w muzycznym portofolio Alberta Cirery. W moim, jakże
subiektywnym odczuciu, talent i muzyczna wyobraźnia Katalończyka eksplodują najdobitniej
w zetknięciu z instrumentem strunowym, stanowiącym połączenie skrzypiec i
wiolonczeli (violincello!), który dzierżony jest w dłoniach przez niemieckiego rezydenta
Lizbony, Ulricha Mitzlaffa. Być może niektórzy z Was pamiętają moje zachwyty
nad płytą Croniques 2, powstałą w
wyniku kooperacji tych właśnie dwóch muzyków.
Niespełna miesiąc temu, duet ów koncertował w Lizbonie (Parede
- SMUP, 11/11/16). Szczęśliwie Wasz
recenzent miał okazję posłuchać tego występu – 40 minutowego, nieprzerywanego
ciągu dźwiękowego.
Muzycy, ukryci za parawanem niezgody na oczywiste dźwięki,
plotą spokojnie swą zawadiacką opowieść, pozbawioną początku, nie nastawioną na
jakikolwiek koniec. Grają w pełnym spektrum dźwiękowym, dostępnym ludzkiemu
uchu. Głaskają ciszę, by po chwili upiornym hałasem dewastować pobliskie
domostwa. Cirera, improwizujący na saksofonie sopranowym, jest w stanie zerwać
bieliznę z każdej dziewicy. Mitzlaff, być może nieco mniej zalotny, kreśli
swoim strunowcem perspektywy
przekraczania każdej niemożliwości. Muzyka płynie, muzyka pędzi, muzyka potrafi
igrać z ciszą, z precyzją godną rosyjskiego sapera. Ekscytacja słuchacza osiąga
maksimum lokalne w momencie, gdy marszruty improwizacji obu muzyków łączą się,
a dźwięki przez nich wydobywane popadną w całkowitą symbiozę. Słyszymy jeden
gęsty wielodźwięk, dla którego próżno wskazać źródło pochodzenia (czyżby
saksofon tenorowy był jednak instrumentem strunowym?). Gdy Cirera i Mitzlaff
mają ochotę pofrazować w nieco bardziej typowym stylu (rytm? próba melodii?),
też są zabójczo precyzyjni i nie pozwalają sobie na moment zawahania. Po 30ej
minucie tego koncertu, drą jego akustyczną powłokę krnąbrnymi przepięciami
energetycznymi (choć gramy bez amplifikacji!). Muzyka iskrzy, scena grzeje
kaloryfery na całej pobliskiej ulicy, a finał wieńczy kolejny nierozszczepialny
dwudźwięk.
Various
Finalizując dzisiejszą opowieść o najnowszych muzycznych przygodach
Alberta Cirery, wskażmy, czego możemy się spodziewać w najbliższych miesiącach.
Gotowa jest druga płyta stałego (?), katalońskiego kwartetu
Albert Cirera & Tres Tambors. Nosi ona tytuł Suite Salade, a jej sprzedaż rozpocznie się po nowym roku (wtedy o
niej napiszemy). Zespół w październiku miał długą trasę koncertową po
Hiszpanii.
Prawie gotowe jest nowe wydawnictwo DUOT. Tym razem będzie
to … trio, gdyż Pratsa i Cirerę wsparł w nagraniu gitarzysta Andy Moor. Płyta
powinna być dostępna w lutym przyszłego roku. Warto przypomnieć, że DUOT
spędził dużą część września na koncertach w Rosji. Rejestracja jednego z nich
winna ukazać się na kasecie, razem z koncertem Luisa Lopesa.
Poczyniona została rejestracja duetu Cirery ze skrzypkiem
Ernesto Rodriguezem (przy okazji szefem zacnego wydawnictwa Creative Sources).
Muzycy są na etapie selekcji materiału. Tu szczególnie – mając w pamięci serie Kronik Alberta – ostrzę sobie zęby na
odsłuch muzyki.
Cirera nieustannie pracuje także nad materiałem solowym.
Zwie owo przedsięwzięcie mianem CIREROT. Ostatnio miała miejsce w Hiszpanii
seria koncertów. Muzyk deklaruje, że chce być gotowy na wydanie płyty latem
przyszłego roku (być może – sic! – akurat to nagranie ukaże się w naszym
kraju).
Thanx
Albert for every news about your music!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz