poniedziałek, 15 maja 2017

Trevor Watts – Closer To You, Amalgam!


Ze wszechmiar wyjątkowy angielski saksofonista - Trevor Watts - ma na Trybunie stałe krzesełko i z pewnością nie wymaga wprowadzającej introdukcji. Jego epokowa rola, choćby w dziele Spontaneous Music Ensemble, została przeanalizowana i szczegółowo omówiona na wielu płaszczyznach, wzajemnie krzyżujących się opowieści, które skutecznie zalewały te łamy w trakcie ostatnich kilkunastu miesięcy.

Amalgam, to formacja Trevora, która funkcjonowała w wymiarze artystycznym od końca lat 60. do końca 70. ubiegłego stulecia. Jej historia, w kilku żołnierskich słowach, została omówiona dokładnie w w tym miejscu! 

Jeśli zatem wiemy o niej wszystko lub prawie wszystko, warto skutecznie pochylić się teraz nad pierwszą CD-edycją wydawnictwa Closer To You, które jest dla nas dostępne od niewielu dni (Hi4Head Records, 2017).




Jest maj roku 1978, jesteśmy w domostwie Windycrotf, położonym na wzgórzu, z widokiem na Hastings. Amalgam epizodycznie funkcjonuje wówczas jako trio. Grającemu na saksofonie altowym i sopranowym Trevorowi Wattsowi, towarzyszą jego stali współpracownicy – Colin McKenzie na gitarze basowej i Liam Genockey na perkusji. Muzycy rejestrują ponad godzinny materiał, który w wyniku selekcji, okrojony do winylowych rozmiarów, trafia w postaci czterech utworów na LP Closer To You (Ogun, 1979). Po latach, zapewne na dnie jednej z szuflad, Trevor odnajduje odrzucony wówczas materiał (kolejnych pięć fragmentów) i wraz z tym już znanymi, trafia on dziś na pierwszą kompaktową edycję tego nagrania. Prześledźmy zatem srebrny krążek CD, którego dźwiękowa zawartość towarzyszyć nam będzie przez 63 minuty.

De Dublin Ting. Ostry, dynamiczny początek, który jasno wytycza ramy tej ekspozycji. Śpiewny, grany na pełnym oddechu, altowy pasaż, generowany na tle rockowej, jazz-rockowej sekcji rytmicznej. Temat uszyty z melodii, podany w klimacie wszechogarniającej harmonii, z jasno zarysowanym kręgosłupem rytmicznym. Narracja skupiona na improwizującym saksofoniście. South Of Nowhere (With Quiet Beginnings). Jak trafnie sugeruje sam tytuł, wstęp tej kompozycji jest dalece spokojny i dynamicznie nieśpieszny. Trevor śpiewa jak zwykle pięknie, a tu także, w dość wysokim rejestrze. W połowie utworu, basista wprowadza rubaszną figurę rytmiczną, którą podejmują pozostałe instrumenty, zatem ruszyć możemy w czeluść zupełnie osobnej kompozycji. Dynamiczny, rockowy drive sekcji (prawdziwa maszyna śmierci! jakże kompetentni muzycy!) wiedzie na swym zwinnym stelażu, płynne, ostre, ale pozbawione kantów, saksofonowe frazy, które ekspresyjnie eskalowane przez Wattsa, przybierają formę prawdziwej, nieskalanej mantry. Keep Right. Analiza melodyki kompozycji Trevora stanowić może klucz do zrozumienia muzycznej koncepcji Amalgam. Prosta zawiłość free jazzowej improwizacji. Zgrabny temat, zatem instrumenty do rąk i tylko las wycinać! Nieskomplikowanie, piękno, zawadiacka taneczność. Dear Roland. Kluczowa, blisko 20 minutowa opowieść (co istotne, ta, jak i dwie inne, również dłuższe wypowiedzi muzyczne na tej płycie, autorsko podpisywane są przez wszystkich muzyków). Rozbudowana, skupiona introdukcja. Brak gitary elektrycznej, na tej akurat płycie Amalgam, być może ma kluczowe znaczenia dla percepcji muzyki. McKenzie nie jest już tylko fundamentem rytmicznym Zespołu, ale przejmuje także na siebie rolę kreatora sytuacji melodycznej, odpowiedzialnego także za budowanie stałego, wielokolorowego backgroundu dla saksofonowych erupcji Trevora. Ma przestrzeń, ma czas, ma też dużą swobodę, co wykorzystuje prawdziwie po mistrzowsku. Kochany Roland toczy się nieśpiesznie, saksofon Wattsa buduje narrację na sporym pogłosie, jest diabelski, szamański, bardzo pierwotny w swoim brzmieniu (flażolety basisty pięknie mu w tym pomagają). Jakby rytuał nawoływania do seksualnej inicjacji, w sytuacji, w której z góry wiadomo, że ostrożność nie zostanie zachowana. Oniryczny, transowy skowyt po 10 minucie nagrania, wyznacza jakość tej wyjątkowej kompozycji. Znów Colin zmienia strategię rytmiczną i rozpoczyna tę opowieść, jakby od nowa. Saksofon płynie tuż pod nieboskłonem (intensywność i szczerość wypowiedzi Trevora przypomina najlepsze momenty debiutanckiej Prayer For Piece), basówka kreśli uroczą figurę rytmiczną i też śpiewa. Perkusja jest plemienna i grzeszy na każdym kroku. Te dwadzieścia minut stanowi zapowiedź muzyki, jaką grał będzie Trevor w kolejnej dekadzie, w przeróżnych reinkarnacjach koncepcji Moire. Smakuje azjatycką mikrotonalnością i afrykańskim oddechem cyrkulacyjnym.




Mad. Jesteśmy już w części bonusowej płyty. Dynamiczny drive tego fragmentu zrywa nam z głowy posmak transcendencji, jakiej doświadczaliśmy w poprzednim utworze. Drobne przypomnienie płyty o takim samym tytule, nagranej w kwartecie z kwaśnym keyboardem. Perkusista ma swoje pięć minut. Rock In! Seaside Blues. Nie po raz pierwszy na tej płycie, tytuł utworu nie pozostawia złudzeń, co do zawartości piosenki. Ballada bluesowa, w trakcie której Watts śpiewa ta rzewnie, wręcz szkliście, jakby … stworzony był do bluesa! Albert Like. Kolejny prosty, bardzo komunikatywny temat. Melodia, drapieżny alt, sumienne brzmienie gitary basowej (z kajetu recenzenta: bonusy mają dalece subdoskonałą jakość dźwięku, jakby nie były objęte pierwotnym masteringiem i dziś dostajemy je trochę na surowo). Bottle Alley. Dłuższy utwór, zatem kompozycja wspólna. Tu znów muzyka jest bardziej złożona, intrygująco rozwarstwiona i dramaturgicznie poszarpana. Spokojna, klimatyczna narracja, brzmi uroczo, niczym dogrywka do kluczowego Dear Roland. Przy okazja trafia się nam smakowite solo McKenziego. W końcowych sekundach do pionu stawia nas dziki krzyk altu na tle rozgrzanej, niebanalnej sekcji. Latino Flo. Na sam już koniec tej kompaktowej reedycji plus, dostajemy krwisty, funkowy numer. Do śpiewania i tupania nogą!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz