piątek, 15 grudnia 2017

Shelton! Tarwid! Jacobson! Berre! – Strachy na Lachy! Tylko Nadzieje!


Szczęśliwie muzyka improwizowana nie ma narodowości, nie zna granic, ani nie toleruje wulgarnie kolorowych flag, tudzież innych przejawów nadtożsamości lokalnej. Jest wolna, jak jasna cholera, a wszystkim jej partycypantom wyjątkowo dobrze z tym faktem!

Dziś płyta, która jest efektem duńskiego spotkania muzyków polskich, muzyka amerykańskiego i norweskiego, pod intrygującym tytułem Hopes and Fears. Poniżej w kilku żołnierskich, ponadnarodowych słowach, Trybuna postara się udowodnić tezę, iż bezwzględnie warto sięgnąć po to nagranie i niejednokrotnie zanurzyć się w nim po sam koniec nosa.




Ad rem zatem – jesteśmy w Monastic Studios w Kopenhadze, jest 25 stycznia br. Przypięci do swoich instrumentów, następujący mężczyźni: Aram Shelton - saksofon altowy, Grzegorz Tarwid - fortepian, Tomo Jacobson - kontrabas i Hakon Berre - perkusja. Muzycy będą improwizować przez niespełna 39 minut, a efekty ich pracy zostaną nam przedstawione w trzech częściach z tytułami. Wydawcą jest Multikulti Project (seria Improvised Music), zaś tytułem wykonawczym same nazwiska muzyków, wydrukowane na okładce w kolejności, w jakiej przed momentem ich przedstawiłem.

Hopes and Fears. Kontrabas drży i pomrukuje, saksofon i perkusja plamią przestrzeń drobnymi dźwiękami, piano zaś droczy się z pozostałymi uczestnikami zabawy bystrymi akordami. Pozorny zdaje się być spokój pianisty, który operuje bardzo oszczędnie, ale ewidentnie prowokuje kolegów do działania. Wolna improwizacja wyrastająca z jazzu na kilometr! Uwolniona od lukrowanego swingu i natarczywych synkop. Rwana, krótkodcinkowa narracja. Zwinne, demokratycznie kolektywne mikroeskalacje. Od lewej do prawej – piano, sekcja i saksofon. Już w 6 minucie piękny krok w chmury! Precyzyjny Tarwid, narowisty Shelton! Tuż potem, szybkie, udane wybrzmienie. Kwartet kompetentnych i elokwentnych muzyków w stanie permanentnej wymiany poglądów, dźwiękowych przekomarzań. Alt zaś, w częstej dla siebie roli, napędzającego improwizację (świetny moment w 15 minucie).

Daydreams and Terrors. Skromna, ale precyzyjna preparacja wewnątrz fortepianu (recenzent w pełnym uśmiechu!). Tłumione emocje z czterech równoprawnych ośrodków decyzyjnych. Drobne, molekularne incydenty, drobinki sonorystyki. Pójście na wymianę ciosów z materią dźwięków, to doskonały, na tę chwilę, pomysł dramaturgiczny. Alt płynie silnie zabrudzonym soundem, piano skacze do chmur, a sekcja kotłuje się ze sobą i pętli, nie żałując pary! Dobra komunikacja podkreśla jakość tej improwizacji. Na finał znów udane wytłumienie, błyskotliwe zejście w ciszę.




Ambitions and Doubts. Dominacja twardych dźwięków nad próbami ekspozycji sonorystycznych. Skoczna, nawet taneczna, bardzo jazzowa narracja. Świetny, głęboki tembr kontrabasu, przyklejona do niego perkusja o kocich ruchach, soliści na flankach w żywiole eskalacji (szczególnie, doskonały alt!). W 4 minucie ciekawa ekspozycja kontrabasu, który wychodzi przed szereg i ma kilka niebanalnych pomysłów do zrealizowania. Ale reszta też nie stroni od dźwięków. Największy instrument kwartetu zdaje się rządzić tą częścią improwizacji. Ponownie świetna komunikacja na flankach – jakże udane próby imitacji piana i saksofonu. Piano like drums! Sax like zoombie! 10 minuta – kolektywny flow, trochę przypominający melodykę najlepszych kwartetów Williama Parkera sprzed nastu lat. Eskalacja na finał na wagę dodatkowej gwiazdki w recenzji! Shelton! What a game! Expose Tarwida - błyskotliwe! Duży konkret! 39 minuta i koniec, który brzmi, jak wyrok dla słuchacza. Ciąg dalszy bezwzględnie oczekiwany!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz