Francuski label Circum-Disc i dwie jego absolutne nowości! Najpierw album (podwójny, winylowy), który premierę miał kilkanaście dni temu, potem srebrny dysk, który wejdzie w tryby rzeczywistości ciągłej sprzedaży na początku października. Francuska precyzja marketingowa może robić wrażenie.
Nas wszakże interesuje nade wszystko dobra muzyka, a tej na
obu płytach nie brakuje. Rzec nawet można już dziś, że te dwa albumy z dużą
dozą prawdopodobieństwa trafią na nasze roczne podsumowanie najlepszych krążków
minionych dwunastu miesięcy. Bo oba są doprawdy wyśmienite!
W pierwszej kolejności kwartet czesko-słowacki o urokliwej
nazwie, która w języku Szekspira brzmi Cracks
and Joints i po prawdzie przynosi definitywnie psychodeliczną, kwaśną
improwizację. Nazwa ponoć jest tu metaforą, ale kto tam wie, czym muzycy żyli w
trakcie dwóch fantastycznych sesji nagraniowych.
W dalszej kolejności kwartet, który łączy akustyczne frazy
naszych ulubionych muzyków europejskich (Abdou, Müller, Orins!) i wpuszcza
pomiędzy nie gramofonowe pląsy. Wszystko czynione tu jest z taką gracją,
precyzją, ale jednocześnie emocjami, iż efekt całości może zaskakiwać nawet w
wypadku tak doskonałych improwizatorów.
Škvíry & Spoje
Gitara, trąbka naprzemiennie z klarnetem (oba instrumenty okazjonalnie
zaplątane w elektronikę), wibrafon i perkusja, to narzędzia pracy dwóch Czechów
i dwóch Słowaków pod jakże narkotyczną nazwą własną. Wedle dość zawiłego, ale
jednak enigmatycznego liner notes
pierwszy krążek albumu zawiera nowe nagrania kwartetu, drugi zaś nagrania, dla których
inspiracją były pierwsze próby kwartetu mniej więcej sprzed dekady. Album zawiera
trzy ponad dwudziestominutowe improwizacje, a na trzeciej stronie dokłada do
tego trzy krótsze. Całość wszakże nie pomieściłaby się na jednym dysku kompaktowym,
gdyby artyści mieli kaprys udostępnić nam swoją muzykę w tym poręcznym formacie.
Muzycy budują pierwszą improwizację od startu kolektywnie,
ale dalece nieśpiesznie, jakby nie chcieli odkrywać w trakcie introdukcji
wszystkich swoich kart. Klimat otwarcia, to swobodne, post-jazzowe fussion. Spokojny wibrafon, wytłumiona
trąbka, stabilne rytmicznie drums i
elektroniczne, na poły dubowe zdobienia, tu będące zapewne dziełem gitary. Narracja
prowadzona jest linearnie, ale chętnie tonie w incydentalnych onomatopejach. Ów
rozkołysany, delikatnie unerwiony suspens sprzyja zarówno dźwiękowym plamom,
jak i posuwistym ich strumieniom. Jeśli flow
jest spowolniony, całość nasączoną jest dużą kwasowością i zdaje się tracić
energię do życia, gdy tempo rośnie, klimat bliższy jest post-jazzowi, nieco lounge’owy, bardzo luźno ubrany w ramy kontrolowanej
improwizacji. Muzycy sycą opowieść całym mnóstwem mniejszych lub większych preparacji.
Elektronika trębacza/klarnecisty, gitarowe pick-up’y
czynią tu niekiedy pre-noise’owe spustoszenie,
ale dramaturgia całości ani przez moment nie stawia pytań o kierunek dalszej
drogi. Środkowa faza improwizacji skupia się detalach brzmieniowych, toczy się w
wolnym tempie. Faza końcowa zyskuje na dynamice, między innymi dzięki większej aktywności
perkusisty, który daje rytm i tempo, ale także porządkuje urokliwy rozgardiasz
czyniony przez pozostałe instrumenty. Wówczas to dość konsekwentna
dramaturgicznie opowieść zdaje się trawestować początkowy fragment i pięknie
wpada w psychodelię, tudzież rockowe emocje. Zakończenie jest jednak niemal
oniryczne, budowane szeleszczącymi perkusjonaliami, drżącym tembrem wibrafonu i
ambientem tła.
Druga opowieść znów zaczyna się w post-jazzowym klimacie fussion, budowanym na dużej swobodzie, zdobionym
dodatkowo hippisowskimi ornamentami. Pewna
post-psychodeliczna powolność, delikatna kwasowość. W tle zmysłowo pracuje elektronika.
Tymczasem gitara dorzuca rockowe niepokoje, potem zaś wchodzi w dyskurs poznawczy
z trąbką. Nie bez dbałości o brzmieniowe subtelności akcja improwizacji nabiera
dużej dynamiki i krwistej intensywności. Po efektownej eskalacji całość tonie w
post-industrialnym spowolnieniu, które po niedługiej chwili zaczyna przypominać
… post-electro, typowe dla millenialnego przesilenia. Muzyka zyskuje także
pewną taneczność, ale pełna jest tajemniczego, onirycznego smutku. Na ostatniej
prostej gitara wpada w repetycje, a trąbka krzyczy.
Trzecia strona winyla zawiera trzy krótsze improwizacje,
które zdają się być mniej nasączone psychodelią. Drobne kwasy pojawiają się dopiero pod koniec ostatniej z nich. Najpierw
mamy perkusyjne otwarcie, które wiedzie wprost w rozkołysane, dronowe ekspozycje
każdego z muzyków. Najaktywniej pracuje tu perkusja, która ciągnie za uszy
leniwe frazy gitary, wibrafonu i klarnetu. Czwarta improwizacja bazuje na
post-jazzowym rytmie. Dużo emocji, nerwów, wszystko wszakże podane niemal akustycznym
brzmieniem. Piątą odsłonę otwierają perkusja i wibrafon w braterskim, jakże
rytmicznym uścisku. Gitara szuka tu hałasu, trąbka długich pociągnięć czystym
brzmieniem. Bardzo energetyczne nagranie z czasem zyskuje lekko dubowe echo i
łapie drobne cząstki psychodelii.
Ostatnia improwizacja zajmuje tu całą czwartą stronę winyla i trwa ponad 22 minuty. Jest początek zdaje
się być delikatnie lunatyczny, rozmarzony, nieco oniryczny. Muzycy czysto frazują
i lepią się do zadanego przez perkusję rytmu. Nie stronią od post-rockowych powtórzeń.
Tu czas działa na ich korzyść. Z mozołem, precyzją, ale i dużą swobodą budują
mantryczną narrację, która z każdym okrążeniem zdaje się nabierać psychodelicznego
posmaku. Wibrafon szklisty, manieryczny, gitara na poły taneczna, zwichrowana,
ale i rozśpiewana trąbka. Na koniec kwartet wpada w prawdziwie opętańczy
taniec. Wielkie emocje, gitarowe kwasy
i hałaśliwa trąbka. Efektowne zakończenie doskonałej płyty!
Trapeze
Saksofon, puzon, gramofony i perkusja, to narzędzia
fonicznych tortur użyte do produkcji albumu kwartetu Trapeze. Pięć zwartych
improwizacji i długi, kilkunastominutowy poemat zamknięcia. Dzieje na tym
albumie doprawdy wiele dobrego, także w zakresie zaskakujących sytuacji
dramaturgicznych.
Początek pierwszej improwizacji spełnia kryteria gry rozpoznawczej.
Drżące instrumenty dęte, drobne tajemniczości z gramofonów i rodzący się głęboko
pod ziemią skromny drumming. Narracja
gęstnieje i przypomina parostatek w fazie rozruchu. Dynamika rodzi się tu
zarówno dzięki perkusji, jak i działaniom na gramofonach, których strzępy fonii
kleją się w linearną opowieść. Na zakończenie improwizacja przyjmuje prawdziwie
free jazzowe szaty. Druga część bazuje na rytmicznej ekspozycji perkusji.
Reszta załoga prowadzi niezobowiązujące dialogi w podgrupach. Z jednej strony
drobiny hałasu, z drugiej pewna zaskakująca, niemal folkowa taneczność. Tempo rośnie,
emocje także, głównie dzięki spazmatyczności puzonu i saksofonu. Kolejna opowieść
zabiera nas w mrok preparowanych fraz i dramaturgicznych niedopowiedzeń. Szumy,
szmery, drżące talerze i mikro zdarzenia z gramofonów.
Czwartą narrację inauguruje saksofon i nadaje jej pewien
jazzowy sznyt. Puzon rechocze, gramofony fermentują i brzmią niczym trzeci
dęciak, a zwinny drumming zdaje się umiejętnie
porządkować ów kreatywny chaos chwili. W takiej sytuacji wystarczy chwila, by bystry
kwartet nabrał free jazzowej ekspresji. Muzycy świetnie panują tu na dramaturgią
i na starcie kolejnej opowieści fundują nam moc wytłumionych szmerów i plejady innych,
drobnych, preparowanych dźwięków. Z gracją baletnicy zyskują tu dynamikę, moc,
ale i odrobinę niemal teatralnej groteski, głównie za sprawą dość rozhuśtanej
ekspresji puzonu i saksofonu. Finał skrzy się niemal wybuchową tanecznością, znów
nie bez udziału wyjątkowo kreatywnych gramofonów. Ostatnia opowieść, zgodnie z zapowiedzią,
trwa tu wiele minut i budowana jest dalece nieśpiesznie. Od filigranowych, na poły
preparowanych fraz i wyjątkowo urokliwych short-cuts,
po finałowe eksplozje ekspresji. W tak zwanym międzyczasie mnóstwo efektownych zdarzeń
fonicznych – trochę wulkanizacji, odrobina hydrauliki, perkusjonalne fajerwerki
i niespodzianki spod winylowych igieł. Końcowa prosta syci się wyjątkowymi
emocjami – dęte okrzyki, perkusja, która bije rytm, niczym serce świata i kilka
kolejnych perełek od turntables.
Škvíry & Spoje Hotel
Spojár (Circum-Disc, DL/2LP 2023). Michal Matejka – gitara, Petr Vrba –
klarnet, trąbka, elektronika, Jozef Krupa – perkusja oraz Dalibor Kocián –
wibrafon. Nagrane w Dom zvuku (strona
pierwsza i druga) oraz Kamoo Studio
(strona trzecia i czwarta), czas rejestracji nieznany. Sześć improwizacji, 85
minut.
Trapeze Level Crossing
(Circum-Disc, CD 2023). Sakina Abdou – saksofon, Matthias Müller – puzon, Joke
Lanz – gramofony oraz Peter Orins – perkusja. Nagrane w Lille i Ronchin,
grudzień 2022. Sześć improwizacji, 50 minut.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz