Tych Panów znamy doskonale, słuchaliśmy tysiące ich płyt, zarówno w formule tria (w odniesieniu do którego używali onegdaj nazwy Deep Whole Trio, choćby na płycie wydanej w Polsce za sprawą Multikulti), jak i w innych, najprzeróżniejszych konfiguracjach personalnych, a nawet stylistycznych. Po prawdzie nie są nas w stanie niczym zaskoczyć. A jednak…
WildLife Dunmalla,
Rogersa i Sandersa jest płytą wyśmienitą. Decyduje o tym zarówno kunszt improwizatorski
całej trójki, jak i bez wątpienia topowa dyspozycja podczas ubiegłorocznego,
styczniowego dnia w zachodnio-brytyjskim Birmingham. Zdaje się, że próżno szukać
w poczynionych w ostatnich latach nagraniach Dunmalla tak mocnego i równie kreatywnego
zadęcia. Sanders, to oczywista dla wszystkich klasa światowa, ale jak każdy
potrafi mieć trudniejszy dzień. Z kolei Rogers, poza walorami kreatywności, to
nade wszystko użytkownik siedmiostrunowego kontrabasu. Doprawdy żaden instrument
nie brzmi równie soczyście, jak ten właśnie. Zatem, poznajmy szczegóły tego wyjątkowo
udanego DzikiegoŻycia.
Każda z czterech improwizacji trwa tu kilkanaście minut,
zatem okazji do podziwiania sposobu, w jaki trio buduje dramaturgię jest naprawdę
wiele. Kolektywny start znamionuje spokój i emocjonalnie wyrachowanie. Łagodny saksofon,
bogate, gitarowe brzmienie basu i punktowy, jakże precyzyjny drumming. Wystarczą dwa, trzy spojrzenia,
by maszyna free jazzu ruszają na całego. Pierwsze stopowanie ma miejsce po upływie
ósmej minuty, a jego jakość budują po społu smyczek, talerze i romantyczne westchnienia
tenoru. Powrót do dynamiki jest tu zasługą masywnie brzmiącego basu. Wszyscy schodzą
wtedy nisko na kolanach i kreują wspólnie pożegnalny, mięsisty wydech.
Drugą opowieść otwiera smyczek i klarnet. Po chwili dołącza perkusja,
która kreśli niezobowiązujący post-rytm. Opowieść nabiera rumieńców, ale skrzy się
emocjami definitywnie kameralnymi. Za sprawą Sandersa nabiera w pełni
kontrowanej dynamiki. Reguły gry ustala wszakże władczy i pięknie brzmiący smyczek.
Przez moment opowieść kreuje duet tego ostatniego i perkusyjnych talerzy. Powrót
Dunmalla oznacza tu kolejne wzniesienie, które w fazie opadania przepoczwarza
się w efektowne, post-barokowe solo Rogersa, bystrze skomentowane przez folkowo
brzmiący klarnet. Ten ostatni wypuszcza w krótki, ale dynamiczny bój całe trio,
opowieść kona jednak na gryfie kontrabasu.
Trzecią improwizację inicjuje samotnie saksofon sopranowy.
Po chwili słyszymy smyczek i perkusjonalne zdobienia. Wszystko dość szybko formuje
się w strumień swobodnego post-jazzu. Dobra dynamika, pełna kontrola emocji! Po
kilku chwilach artyści gubią jednak tempo, a swoje solo rozpoczyna drummer. Kolejna faza improwizacji
zaskakuje – pojawia się flet, a całość nabiera bardzo molowego, kameralnego
posmaku, nie bez udziału wyjątkowo delikatnego smyczka. Powrót saksofonu oznacza
tu finałowe spiętrzenie emocji! Ostatnia prosta tej odsłony albumu, to niemal
galopada.
Czwarta opowieść tego wieczoru rodzi się z inicjatywy
smyczka i talerzy. Akcja jest jednak definitywnie żwawa, a gdy do gry dołącza
tenor, energia tria eksploduje aż do free jazzowego pułapu. Wysoki szczyt oznacza
tu wyjątkowo efektowne opadanie – drobne frazy bliskie ciszy zdobione kontrabasowymi
flażoletami. Kolejna faza nagrania sięga po atrybuty post-jazzu, ale syci się melancholią
smyczka, zadumą saksofonu i delikatnością perkusyjnych szczoteczek. Po kilku
pętlach spokojnego marszu improwizacja nabiera wigoru. Ognista marszruta wisi teraz
na równie gorącym smyczku! Mniej więcej sześć minut przed końcem muzycy hamują,
ale nie jest to jeszcze krok w objęcia Morfeusza. Teraz dostajemy garść fraz preparowanych,
szczególnie od Rogersa. Dunmall głęboko oddycha, z kolei Sanders pracuje na zaciągniętym
ręcznym. Pożegnalna odsłona albumu zdaje się zaskakiwać – dalekowschodni tembr
dęciaka, perkusyjne ornamenty i rozmodlony smyczek. Ale nawet w tej konwencji muzycy
mogą sobie pozwolić na drobne wzniesienie i równie piękne opadanie.
Paul Dunmall/ Paul Rogers/ Mark Sanders Wildlife (FSR Records, CD 2024). Paul Dunmall – saksofon tenorowy,
sopranowy, klarnet i flet, Paul Rogers – 7-strunowy kontrabas oraz Mark Sanders
– perkusja. Zarejestrowane w Sansom
Studios, Birmingham, styczeń 2023. Cztery improwizacje, 67 minut.
*) recenzja powstała dla jazzarium.pl i tamże została
pierwotnie opublikowana
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz