wtorek, 30 września 2025

Screaming Echoes 9. Spontaneous Music Festival 2025! Let’s go!


Startujemy w najbliższy czwartek 2 października o godzinie 19.00. Trzy festiwalowe dni, dwanaście koncertów, na scenie dziewiętnaście artystek i artystów z całego świata. Nie przegapcie choćby jednego dźwięku!

Poniżej pełny program festiwalu (także na załączonych grafikach), ważne informacje organizacyjne oraz sylwetki wszystkich artystek i artystów.

Very Welcome!

 


Dragon Social Club, Poznań, Zamkowa 3

PROGRAM:

>>> 02.10. Dzień 1 Czw. 19:00

1. Isabelle Duthoit solo

2. Jaap Blonk + Sumpf (Piotr Tkacz, Paweł Doskocz, Patryk Daszkiewicz)

3. Isabelle Duthoit + Węże Kobro (Aleksandra Chciuk, Paweł Sokołowski, Michał Rupniewski) 

>>> 03.10. Dzień 2 Pt. 19:00

1. Almut Kühne + Benedict Taylor / Paweł Doskocz duo

2. Ad hoc: Isabelle Duthoit + Daniel Thompson

3. Ad hoc: Jaap Blonk + Paul G. Smyth + Łukasz Marciniak

4. Lava Quartet (Almut Kühne, Jordina Millà, Gonçalo Almeida, Wieland Möller)

>>> 04.10. Dzień 3 Sob. 19:00

1. Gonçalo Almeida solo

2. Ad hoc: Łukasz Marciniak + Wieland Möller

3. Ad hoc: Almut Kühne + Jordina Millà

4. Paul G. Smyth / Benedict Taylor / Daniel Thompson

5. Phil Minton / David Maranha / Gerard Lebik

 

Bilety:

Karnet na 3 dni: 240 zł normalny / 220 zł ulgowy*

Bilet na pierwszy dzień: 80 zł normalny / 70 zł ulgowy*

Bilet na drugi dzień: 100 zł normalny / 90 zł ulgowy*

Bilet na trzeci dzień: 100 zł normalny / 90 zł ulgowy*

* po okazaniu ważnej legitymacji studenckiej, legitymacji uczniowskiej lub dowodu osobistego w przypadku 60+.

Bilety do kupienia online >>> https://kbq.pl/175362

Organizatorami Festiwalu są Fundacja Mały Dom Kultury, Trybuna Muzyki Spontanicznej i Dragon Social Club.

Patronat medialny: Radio Afera, ImproSpot, Radio Jazzkultura.

Partner Festiwalu: Moon Hostels & Apartments

Dofinansowano ze środków budżetowych Miasta Poznania. #poznanwspiera

 


Isabelle Duthoit (Francja) – głos, okazjonalnie klarnet

Isabelle to głos, dwie ręce i pieśń całego ciała. W tej pieśni odradza się zwierzęcość, archaiczna delikatność, elegancja dzikiej energii. „Z brzucha? Z gardła? Czy to możliwe, że struny głosowe mogą wytwarzać takie dźwięki, że ciało jest zdolne do tak nieludzkiej chropowatości – i to bez żadnego nagłośnienia?” (David Sanson). Isabelle od zawsze interesowała się głosem — od 20 lat rozwija osobistą i unikalną technikę wokalną. Język przed językiem, rodzaj glosolalii. Śpiew, który wyrasta z oddechu i krzyku. Duthoit współpracuje z licznymi artystami międzynarodowej sceny eksperymentalnej: Dieb13, Angelica Castello, Martin Tétreault, Franz Hautzinger, Hamid Drake, Michael Zerang, Phil Minton, Luc Ex, Thomas Lehn, Lê Quan Ninh, Jacques Di Donato, Sophie Agnel, Steve Heather, Andy Moor, eRikm i innymi. Jest członkinią zespołów Hiatus, Système Friche, Where is the Sun, Uruk.

Phil Minton (Anglia) – głos

Jeśli festiwal muzyki improwizowanej poświęcony jest sztuce wokalnej, to listę zaproszonych gości nie sposób nie zacząć od Mintona. Od wielu dekad najważniejszy artysta wokalny brytyjskiej i europejskiej sceny free impro. Skala jego możliwości głosowych zdaje się nie mieć granic. Zaczyna się od post-operowej melodii, przechodzi przez gardło i przełyk, a kończy w bezmiarze jelita grubego. Wirtuoz, ale i komik. Pieśniarz, anegdotysta, najlepszy biesiadnik, partner największych w gatunku. Lubi występy solowe, ale chyba najlepiej czuje się jako wokalista improwizujący w zespołach, czy orkiestrach. Wielu kompozytorów pisało utwory, które szczególnie wykorzystują jego rozbudowane techniki wokalne i improwizacje. Tworzy wiekopomny kwartet z Veryanem Westonem, Rogerem Turnerem i Johnem Butcherem, a także duety z wszystkimi wymienionymi wyżej. Świetnie pamiętamy jego występ dekadę temu na warszawskim Ad Libitum wraz z Warsaw Improvisers Orchestra.

Jaap Blonk (Holandia) – głos

Samouk, kompozytor, wokalista, poeta i artysta wizualny. Na początku lat 80. odkrył siłę i elastyczność swojego głosu i rozpoczął długofalowe badania fonetyki i możliwości ludzkiego organizmu. Obecnie stał się specjalistą w tworzeniu i wykonywaniu poezji dźwiękowej oraz wyjątkowym improwizatorem wokalnym, wspieranym przez silną i nieskrępowaną osobowość sceniczną. Regularnie występuje i prowadzi warsztaty na całym świecie. Z biegiem lat stal się równie biegły w obszarze „live electronics”. Jego muzyka ukazała się na 30 płytach CD wydanych przez własną wytwórnię Kontrans. Wiele innych nagrań, a także około tuzina książek z jego twórczością wizualną, zostało opublikowanych w kilku krajach.

Almut Kühne (Niemcy) – głos

Internetowe zasoby informacyjne donoszą, iż Almut jest nade wszystko wykonawczynią Muzyki Nowej. Cokolwiek to znaczy, bez wątpienia predestynuje artystkę do eksplorowania świata muzyki swobodnie improwizowanej. Poznaliśmy ją w Dragonie dwa lata temu, zaparła nam dech w piersiach i byliśmy pewni, że jeszcze do nas powróci.

Klasycznie kształcona, najpierw jako pianistka, potem śpiewaczka. Dość szybko stała się członkinią Berlińskiej Młodzieżowej Orkiestry Jazzowej, a jej pierwsze doświadczenia z muzyką nieco bardziej niepokorną, to występy z zespołem Georga Graewe’ego Sonic Fiction na Nickelsdorfer Konfrontationen i Total Music Meeting.

Kühne wydała dwa albumy pod własnym nazwiskiem w wytwórni Unit Records. Brała również udział w nagraniu płyty z Oratorium Bożonarodzeniowym Bacha z Drezdeńskim Chórem Kameralnym i Orkiestrą Gewandhaus. Wykonywała również utwory wokalne Graewe’ego, Johna Cage'a, Luigiego Nono, Helmuta Lachenmanna, Ondreya Adamka i Michaela Edwarda Edgertona. Można ją również usłyszeć na albumie Petera Ehwalda „Septuor de grand matin” (2019) i wielu innych.

Na deskach Dragona Almut wystąpi z kwartetem Lava, mamy także wobec niej poważne plany w zakresie tajemniczych, a jakże kreatywnych formacji „ad hoc”.

Gonçalo Almeida (Portugalia) – kontrabas

Opowiadanie kim jest ów fantastyczny Portugalczyk rezydujący w Rotterdamie w kontekście improwizowanej sceny Dragona i Trybuny Muzyki Spontanicznej jest zupełnie zbyteczne. Grał u nas wielokrotnie, w przeróżnych konfiguracjach osobowych i stylistycznych. Free jazzowe Multiverse, doom metalowe Low Vertigo, post-kameralna Selva, multigatunkowy Spinifex. No i Lava Quartet, dwa lata temu, to był prawdziwy cios pomiędzy oczy. W portfolio wydawniczym Spontaneous Music Tribune znajdziemy przynajmniej sześć albumów z udziałem Almeidy, zarówno na kontrabasie, jak i gitarze basowej.

Gonçalo, to muzyk wyjątkowy, prawdziwy człowiek renesansu, czego się nie tknie, niczym Król Midas zamienia w muzyczne złoto. Zagra w wyjątkowym kwartecie Lava, a specjalnie na potrzeby naszego festiwalu przygotuje i wykona swój nowy program solowy na kontrabas.

Jordina Millà (Katalonia) - fortepian

Pianistka, kompozytorka i improwizatorka pochodząca z Katalonii, od dłuższego czasu rezydująca w Austrii, nieustannie zgłębia muzykę swobodnie improwizowaną, nie stroni też od estetyki muzyki współczesnej. Wprowadzona została w świat improwizacji przez Agustí Fernándeza. Wydała uznane albumy, takie jak solowy spektakl „Males Herbes”, duetowy „When Forests Dream” z rzeczonym Fernándezem, czy też dwa albumy z Barrym Guyem - „String Fables” dla krajowej Fundacji Słuchaj! oraz „Live in Munich” dla monachijskiego ECM Records.

Członkini zespołu Barry'ego Guya The Blue Shroud Band i innych formacji, współpracuje z takimi muzykami jak: Mats Gustafsson, dieb13, Vini Cajado, Maurizio Takara, Gonçalo Almeida, Almut Kühne, Wieland Möller, Kenji Herbert, Lucas Niggli, Axel Dörner, Sofia Labropoulou, Christian Reiner, Lukas König, Núria Andorrà i Sònia Sánchez.

Na deskach Dragona artystka wystąpi z kwartetem Lava, mamy także wobec niej poważne plany w zakresie formacji „ad hoc”.

Wieland Möller (Niemcy) - perkusja

Jest berlińskim perkusistą, artystą dźwiękowym i performerem działającym w obszarze jazzu, muzyki improwizowanej i tańca współczesnego. Klasycznie wykształcony na uczelniach po obu stronach Atlantyku.

Występował między innymi na Buenos Aires Jazz Festival, Jazz International Rotterdam Festival i innych, a także koncertował w Niemczech, Holandii, Hiszpanii, Portugalii, Argentynie i Islandii, także w Polsce. Jako muzyk i kompozytor, brał udział w projektach i spektaklach tanecznych i teatralnych, między innymi na Biennale Berlin 2018, Junge Deutsche Oper Berlin, Gripstheatre, Reykjavik Dance Festival i Prague Dance Festival. Współpracował m.in. z Kazuhisą Uchihashi, Markusem Stockhausenem, Klaasem Hekmanem, Tobiasem Deliusem, Julyenem Hamiltonem, Ingo Reulecke i Okwui Okpokwasili.

Na deskach Dragona muzyk wystąpi z kwartetem Lava, mamy także wobec niego poważne plany w zakresie formacji „ad hoc”.

  


Paul G. Smyth (Irlandia) - fortepian

Mądrzejsi od nas donoszą, iż Paul, to „objawienie… jego podejście do fortepianu jest absolutnie oryginalne” (The New York City Jazz Record) i być może „jeden z najwybitniejszych współczesnych pianistów” (The Free Jazz Collective). My zaś wiemy nade wszystko, iż wydał definitywnie doskonale albumy z Peterem Brötzmannem, Evanem Parkerem, Chrisem Corsano i Johnem Russellem w wytwórni Weekertoft, którą założył wspólnie z rzeczonym Russellem w 2016 roku. A że przyjazd do Poznania, to jego pierwsza wizyta w tej części świata, nasza radość nie ma granic.

Paul od czasu trasy koncertowej z Charlesem Gayle'em w 1999 roku współpracował z takimi sławami, jak Derek Bailey, Evan Parker, Peter Brötzmann, Keiji Haino, Barry Guy, Wadada Leo Smith, John Russell, John Edwards, Chris Corsano, Lol Coxhill, Charles Hayward, John Butcher, Hannah Marshall, Mark Sanders i Damo Suzuki, a także wieloma innymi. Był członkiem tria syntezatorowego Boys Of Summer („dźwięk pogrzebanego żywcem Johna Carpentera” – Le Cool Magazine), kompozytorem występującym w National Concert Hall, komponował muzykę do teatru i występował w 18 krajach.

Benedict Taylor (Anglia) - altówka

Tego wspaniałego altowiolinistę gościliśmy na deskach Dragona kilkukrotnie - grywał z orkiestrą Tonus, Poznańską Orkiestrą Improwizowaną, w secie solowym, czy też duetach z Pawłem Doskoczem. Jego powrót na Spontaniczny Fest to zatem całkiem naturalna kolei rzeczy.

Benedict Taylor jest improwizatorem i kompozytorem, aktywną postacią w brytyjskim i europejskim świecie nowej muzyki. Opisywany jako „wirtuoz współczesnej altówki”, koncentruje się w swojej twórczości improwizacji, a także komponowaniu na potrzeby występów na żywo, filmów, teatru, tańca współczesnego, instalacji artystycznych i projektów albumów koncepcyjnych.

Jako improwizator występował i nagrywał zarówno w „working bandach”, jak i w ramach formacji „ad hoc” z takimi artystami jak: John Butcher, Blanca Regina, Keith Tippett, Evan Parker, Terry Day, Tom Jackson, Lauren Kinsella, Daniel Thompson, Lawrence Upton, Alex Ward, Cath Roberts, Renee Baker, Paul Dunmall, Neil Luck, Paweł Doskocz, John Edwards, Ivor Kallin, Hannah Marshall, Chris Cundy, Kit Downes, Yves Charuest, Alexander Hawkins, Tom Challenger, Tetsu Saito i innymi.

Daniel Thompson (Anglia) – gitara akustyczna

Radary Trybuny Muzyki Spontanicznej namierzyły tego artystę dobrą dekadę temu. Mnóstwo wody musiało jednak upłynąć w Tamizie i Warcie, by ten wyjątkowo gitarzysta trafił na deski Dragona. To cudowna wiadomość!

Daniel, to bodaj najważniejszy uczeń legendy brytyjskiej, improwizującej gitary – Johna Russella. Można usłyszeć i zobaczyć go występującego solo, a także w wielu improwizowanych sytuacjach oraz długoterminowych kolaboracjach lub „working bandach”. Daniel występował i/lub nagrywał ze Steve’em Noblem, Caroline Kraabel, Maxem Reedem, Evanem Parkerem, Johnem Edwardsem, Benedictem Taylorem, Tomem Jacksonem, Videm Drašlerem, Eddiem Prevostem, Johnem Butcherem, Neilem Metcalfe, Ianem McLachlanem, Kay Grant, Marcello Magliocchim i Alanem Wilkinsonem, żeby wymienić tylko najważniejszych.

Daniel jest nie tylko muzykiem, ale także założycielem i dyrektorem artystycznym „Empty Birdcage Records”, wytwórni specjalizującej się w wydawaniu albumów z muzyką swobodnie improwizowaną.

Davida Maranha (Portugalia) – organy elektryczne

Czołowy przedstawiciel portugalskiej sceny awangardowej, multiinstrumentalista, najczęściej organista. Jego metoda twórcza, to powoli ewoluujące i minimalistyczne utwory elektroakustyczne, koncentrujące się na zwrotach harmonicznych i alikwotach, wykorzystujące proste wariacje w rytualistycznym ujęciu. To także obsesyjny umysł stojący za formacją Osso Exótico, która funkcjonuje artystycznie od 1990 roku. Grupa ma siedzibę w Portugalii, ale w ostatnich latach zyskała uznanie w całej Europie. W ubiegłym roku Maranha szczególnie zachwycił albumem „Wrecks”, nagranym wspólnie z portugalskim mistrzem freejazzowego saksofonu Rodrigo Amado

Gerard Lebik (Polska) - elektronika

Na freejazzowym etapie jego kariery warto wymienić następujące składy: Erase (z Michałem Trelą i Jakubem Cywińskim), Slug Duo (z Kubą Sucharem), Foton (z Arturem Majewskim i Wojciechem Romanowskim) i veNN Circles (z Piotrem Damasiewiczem i Gabrielem Ferrnadinim). Potem nastąpił etap improwizacji elektroakustycznej, gdzie partnerami Lebika byli m.in. Jérôme Noetinger, Kazuchisa Uchihashi, Noid, Eryck Abecassis, Lotte Anker i Paul Lovens. Jako instrumentalista lub artysta dźwiękowy Lebik występował na prestiżowych imprezach i festiwalach na całym świecie.

  


Sumpf, to pomiot artystyczny o nierozpoznanej do końca proweniencji, który pojawił się na improwizowanej mapie Poznania więcej niż dekadę temu. Po nagraniu dwóch albumów zapadł w wieloletni, zimowy sen. Teraz muzycy wracają niesieni radością ponownego wspólnego tworzenia. Każdy z nich zdaje się być na innym etapie swojej drogi artystycznej, ale jako nieznośny Sumpf wciąż warci są każdej sekundy Waszej uwagi. Zapraszamy do fauny i flory meta kosmicznej elektroakustyki.

Na festiwalowej scenie zagrają wspólnie z wokalistą i performerem Jaapem Blonkiem!

Patryk Daszkiewicz - człowiek ukrywający się za projektem DMNSZ. Udziela się również w innych mniej lub bardziej enigmatycznych projektach takich, jak Sumpf, Kakamina, czy Strętwa. Często eksperymentuje z różnymi technikami nagrań i pozostającymi po nich artefaktami. Wykorzystuje dźwięki będące na skraju rozpoznawalności. Pulsujące buczenie głośników, szumy z kasety, sprzężenia zwrotne, czy skwierczenie przewodów elektrycznych.

Prowadził autorską audycję radiową „Radio Bluszcze” emitowaną na falach Radia Kapitał (Warszawa) i Lahmacun (Budapeszt). W latach 2012-2015 współorganizował w Poznaniu cykl koncertów improwizowanych "Warsztat dźwięków". Grał m.in. na festiwalach DYM, FRIV, OSA, DNA i... Spontaneous Music Festival.

Piotr Tkacz – gra na gramofonie przedmiotami codziennego użytku i nieużytku. Współtworzy(ł) takie składy jak Sumpf, Kurort, Radioda, Lata, Tirips czy Revue svazu českých architektů. Oprócz tego improwizował z takimi muzykami, jak Patryk Lichota, Herman Müntzing i Adam Gołębiewski, Sabine Vogel i Yannick Franck oraz Seiji Morimoto i Eric Wong. Z tymi ostatnimi nagrał album, który wydało Inexhaustible Editions. Tkacz jest także animatorem kultury, publicystą i didżejem, a w wolnych chwilach zapalonym kuchcikiem.

Paweł Doskocz – Gitara, często preparowana. Używając preparacji szuka nowych możliwości brzmieniowych instrumentu. Skupia się na graniu muzyki improwizowanej, a inspiracje czerpie z wielu źródeł. Współtworzył Bachorze, Strętwę oraz Sumpf. Dotychczas miał okazję grywać z wieloma muzykami z kraju i z zagranicy oraz zagrać na festiwalach poświęconych muzyce eksperymentalnej czy improwizowanej. Grywał na: Ad Libitum, Nowy Wiek Awangardy Festival, Art of Improvisation Creative Festival, Jazz Ring, Musica Privata, Katowice JazzArt Festival, FRIV Festival, Avant Art Festival, bERLIN SOLO oraz Spontaneous Music Festival.

Współpracował m. in. z: Marta Warelis, Alan Wilkinson, Emilio Gordoa, Matthias Müller, Jasper Stadhouders, Paweł Szpura, Hubert Zemler, Wojtek Kurek, Vasco Trilla, Yedo Gibson, Onno Govaert, Seppe Gebruers, Andrew Lisle, Vasco Furtado, Colin Webster, Dirk Serries, Benedict Taylor oraz z Donem Malfonem.

Makemake, Trio_io, Perforo, czy El Topo – nawet średniozaawansowany miłośnik krajowej sceny muzyki kreatywnej kojarzy te nazwy. A na nimi wszystkim stoi Łukasz Marciniak, gitarzysta, który gościł na deskach Dragona wielokrotnie, ale w ramach spontanicznego festiwalu będzie debiutantem. Cieszymy się ogromnie, pamiętając choćby jego doskonały flow w trakcie ubiegłorocznej edycji Festiwalu Ad Libitum, gdy u boki Mii Zabelki i swojej stałej partnerki Oli Rzepki zgrał jakże intrygujący set, dziś dostępny zresztą na kompaktowym dysku.

Łukasz Marciniak - Gitarzysta, kompozytor, improwizator. Aktualnie pracuje w zespole Trio_io grającym współczesną muzykę kameralną. Jest członkiem El Topo - zespołu badającego zawiłość strun, oraz ryzyko bębnów i czyneli, także współtwórcą Perforto - duetu strunowego na preparowany fortepian i gitarę elektryczną, oraz najnowszego trio Attack of the Mugatu - na gitarę, wiolonczelę i kontrabas. Autor muzyki do filmów i performance. W działaniach solo i koncertach swobodnej improwizacji - pracuje nad własnym językiem artykulacji.

Węże Kobro - to osobliwe trio gościło u nas już ubiegłej jesieni. Było tajemniczo, kameralnie i minimalistycznie – z lekkim odurzeniem w tle. Efekt? Piorunujący. Nie mieliśmy wątpliwości: Węże muszą wrócić na festiwal. Tym razem pojawią się w kwartecie, w towarzystwie Isabelle Duthoit!

Zespół powstał w przestrzeni działu Muzykaliów Biblioteki Uniwersytetu Łódzkiego, gdzie spotykał się na sesje nagraniowe i próby. Trójka niezwykle utalentowanych muzyków – Aleksandra Chciuk (głos, fortepian), Paweł Sokołowski (saksofon) i Michał Rupniewski (skrzypce) – regularnie spotyka się w tym miejscu, by tworzyć i dzielić się swoją muzyką inspirowaną zarówno tradycją awangardy, jak i eksperymentem.

Węże Kobro, to zespół balansujący na granicy dźwiękowej abstrakcji i dzikości, inspirujący się pionierami europejskiej sceny muzyki improwizowanej, ale także czerpiący z łódzkiej tradycji awangardy plastycznej, minimalizmu i unizmu. Każdy występ jest unikalny, zupełnie improwizowany i pełny niespodziewanych intuitywnych zwrotów utkanych w ciągłą narrację tworzoną przez troje zasłuchanych w siebie ludzi.

Aleksandra Chciuk - artystka interdyscyplinarna, porusza się na styku sztuk wizualnych, dźwięku, choreografii tworząc performatywne, multimedialne spektakle. W muzyce swobodnie improwizowanej grę na fortepianie preparowanym łączy z obiektami dźwiękowymi i perkusjonaliami. Przy ich pomocy buduje osobne, głębokie narracje. Immersyjność, organiczność, środowiska akuzmatycznej recepcji to wyróżniki jej audiowizualnych prac. Chętnie działa w kolektywach. Założyła kobiecy kolektyw Pełnia, współtworzy duet artystyczny z Kubą Krzewińskim a od dwóch lat Węże Kobro. Zespół traktuje jako jeden organizm, gdzie tak samo ważna jest dla niej wymiana intuitywnej, co intelektualnej natury. W listopadzie br. wydała album „Minor Civilization” nakładem Antenna Non Grata, gdzie po raz pierwszy wiodącą rolę pełni głos artystki.

Michał Rupniewski - skrzypek, z doskoku eksploruje także inne instrumenty, ostatnio też altówkę. Swobodną improwizację grał, obok duetu z Ryszardem Lubienieckim, w zespołach Hybrida Conclusio, Dźwięk-bud, a ostatnio Węże Kobro. Od 2012 tworzy festiwal Musica Privata.

Paweł Sokołowski – mieszkający w Łodzi improwizator i animator lokalnej sceny muzycznej. Gra na saksofonach (tenor, sopran, sopranino) i syntezatorze modularnym. Przez lata nawiązywał współpracę artystyczną z muzykami z całego świata. Ostatnimi czasy gra głównie z Michałem Rupniewskim, Aleksandrą Chciuk i Ryszardem Lubienieckim. Prowadzi cykl koncertów o nazwie „Prekambr” i jest organizatorem festiwalu Musica Privata.

 

 

 

piątek, 26 września 2025

Ziv Taubenfeld Full Sun & Nomads!


Formacja Full Sun, dowodzona przez klarnecistę basowego Ziva Taubenfelda, debiutowała fonograficznie kilka lat temu za sprawą … pewnej polskiej, ale jakże iberyjskiej serii wydawniczej. Dziś powraca z kolejnym już albumem, pierwszym wydanym pod szyldem Full Sun Records, labelu, którego założycielem jest, co nie dziwi, sam Taubenfeld.

Jeśli lubimy swobodny jazz, dobrze osadzony w tradycji gatunku, delikatnie zadumany, bazujący na dobrze udramatyzowanych kompozycjach lidera, dających muzykom dużą przestrzeń do improwizacji (na ogół kolektywnych), nie mogliśmy trafić pod lepszy adres.

Welcome to Nomads!

 


Trzy instrumenty dęte, wibrafon i pełnowymiarowa sekcja rytmiczna, to narzędzia pracy septetu. Początek płyty jest dalece kameralny, by nie rzecz trzecionurtowy. Spokojna praca perkusji, stabilny flow basu, garść dętych inkrustacji i intrygująca wymiana fraz pomiędzy wibrafonem, a fortepianem. Pierwsza kompozycja trwa ponad siedemnaście minut i dedykowana jest Jimmy’emu Lyonsowi. Na etapie rozwinięcia pachnie niebanalnym cool-jazzem, w fazie finalizacji nie szczędzi nam niemal free jazzowych emocji. Wszystko jest tu świetnie zbilansowane, ekspresja zdaje się być pod pełną kontrolą, a na etapie kolektywnych improwizacji nie brakuje jakości. Melodyka jest stonowana, czasami miewa semicki posmak, wydaje się smutna, acz na przekór wszystkiemu niespodziewanie relaksacyjna.

Druga odsłona albumu trwa niewiele ponad cztery minuty. Otwiera ją kontrabasowy smyczek, wokół fraz którego zaczyna rozciągać się ocean brzmieniowych subtelności, krótkich oddechów, dźwięków wypowiadanych z filozoficzną zadumą, wchodzących w nieustanne interakcje. Trzecia kompozycja definitywnie bazuje na rytmie, na poły polifonicznym. Tu zdaje się, że każdy z artystów ma w ręku coś, czym można wybijać rytm. Melodyjny temat podany przez instrumenty dęte pięknie koegzystuje z ciekawym, tanecznym tempem kreowanym przez resztę formacji. Po kilku minutach gęsta, soczysta narracja zaczyna się rozmywać, ginąć w feerii talerzowych błyskotek. Septet zwalnia, nabiera powietrza i zdaje się pogrążać w chmurze dźwięków o tajemniczym, wręcz psychodelicznym posmaku. Tu powrót do tematu i wcześniej ukształtowanego tempa smakuje jeszcze bardziej.

Finałowa część albumu bazuje na aktywności pianisty. On inwokuje album niemal klasycznie brzmiącym flow, a potem, już na etapie rozwinięcia, prezentuje intrygującą ekspozycję solową. Temat utworu wydaje się być schowany za strumieniem interakcji, w jakie wchodzą wszyscy muzycy. Dobrze ukształtowana rytmicznie narracja ma zdecydowanie bluesową fakturę. Muzycy nie eskalują emocji, wiele fraz zdają się grać na wdechu. Obok ekspozycji pianisty odnotowujemy także wielowymiarowe solo kontrabasu, świetnie spuentowane akcją dęciaków. Z albumem żegnamy się paradą melodii podaną dalece kolektywnym strumieniem dętego śpiewu.

 

Ziv Taubenfeld Full Sun Nomads (Full Sun Records, CD 2025). Ziv Taubenfeld - klarnet basowy, gongi, Michael Moore - saksofon altowy, klarnet, Joost Buis - puzon, instrumenty perkusyjne, Yung-Tuan Ku - wibrafon, instrumenty perkusyjne, Nico Chientaroli - fortepian, obiekty, Rozemarie Heggen - kontrabas oraz Onno Govaert - perkusja, instrumenty perkusyjne. Nagrane w Bimhuis, Amsterdam, czas nieznany. Cztery utwory, 48 minut.



wtorek, 23 września 2025

Rodrigo Amado & Chris Corsano into The Healing!


Bywają dni w życiu każdego miłośnika muzyki kreatywnej, że nie sposób obyć się bez porcji soczystego, wysokogatunkowego free jazzu.

Portugalski specjalista w tej dziedzinie, saksofonista tenorowy Rodrigo Amado, którego każdy ruch artystyczny śledzimy na tych łamach od lat i równie kompetentny amerykański drummer Chris Corsano, to duet, który doskonale zadba o nasze dobre samopoczucie pierwszego dnia dość słonecznej – przynajmniej w zachodniej Polsce – jesieni.

So, let’s jump into the fire music!

 


Album dokumentuje koncert, jaki odbył się w pięknej Lizbonie dziewięć lat temu. Czas leżakowania zrobił temu nagraniu mnóstwo dobrego, niczym najlepszemu portugalskiemu tinto. Nagranie, to długa, prawie dwudziestoczterominutowa pieśń otwarcia i trzy krótsze historie, dwie dziesięciominutowe oraz pięciominutowe encore. Muzycy od startu stawiają na konkret – precyzyjny drumming i zalotne, melodyjne frazy tenorowego, które w ułamku sekundy nabierają mocy. Już po stu uderzeniach serca duet wytacza piękne, masywne działa free jazzu. Kipiel nie trwa jednak długo, bo po paru pętlach Amado na moment zostaje sam i podsyła garść melodyjnych westchnień. Koło zamachowe Corsano nie pozwala jednak na wiele, zatem muzycy ruszają w kolejny krwawy bój. Dynamika, saperska precyzja, pewność każdego zadęcia, każdego uderzenia w werbel, czy tom. Silne wydechy, raz po raz skromniejsze wdechy. Po kolejnym szczycie, w połowie utworu Corsano aplikuje nam dawkę niemal death metalowego solo. Amado powraca delikatnie strwożony i proponuje podskoki w rytmie walczyka. Serwuje nam jeszcze bardzo melodyjne solo, a potem ramię w ramię ze swym partnerem animuje rozbujaną finalizację.

Drugą odsłonę koncertu ewokuje pisk saksofonu, któremu towarzyszą perkusjonalne błyskotki. Rozbiegówka osadza się tu na ciekawym suspensie, ale już po kilku chwilach gorąca krew wypycha muzyków na ognisty szlak. Puentą tej akcji jest pokaźna dawka melodii. Z kolei trzeci utwór otwiera wyśmienite solo Corsano, pełne smaczków brzmieniowych. Amado wchodzi do gry z pewnym respektem, bystrą melodią, dobrym słowem. Muzycy budują flow jak zwykle na dużej swobodzie, nie muszą napinać mięśni, by wynosić improwizację na naprawdę wysokie wzgórza. W strumieniu fonii nie brakuje swingujących fraz saksofonu i zamaszystych pętli perkusji. Tu puentą jest kolejna porcja fantastycznych, freejazzowych eksplozji. Ostatnia improwizacja, to radosne podskoki, soczyste melodie, garść dramaturgicznych powtórzeń, bez wszakże pożegnalnych ukłonów, do samego końca tylko konkret!


Rodrigo Amado & Chris Corsano The Healing (European Echoes, CD 2025). Rodrigo Amado – saksofon tenorowy oraz Chris Corsano – perkusja. Nagrane w ZDB, Lizbona, wrzesień 2016. Cztery improwizacje, 49 minut.



 

piątek, 19 września 2025

Gjerstad, Schlippenbach & Narvesen in Seven Tracks!


Powracamy do letnich nowości nowojorskiego The Relative Pitch Records. Tym razem spotkanie artystów, którzy w różnych konfiguracjach personalnych grywali ze sobą niejednokrotnie, ale nigdy nie czynili tego w takim trio. Dwóch weteranów sceny free impro - saksofonista/ klarnecista Frode Gjerstad i pianista Alex von Schlippenbach w towarzystwie drummera Daga Magnusa Narvesena, któremu trudno przypisać miano weterana, ale z pewnością nie zasługuje już na miano młodego, nieopierzonego.

Nagranie okazuje się zaskakująco dobre, co w przypadku tego młodszego jest normą od dawna, ale w przypadku obu starszych Panow niekoniecznie, szczególnie w kontekście ich dokonań artystycznych na przestrzeni ostatnich kilku lat. Śmiało możemy bowiem skonstatować, iż dawno nie słyszeliśmy tak energetycznego i kreatywnego grania ze strony Gjerstada, a i sięgający dziewięćdziesiątki Schlippenbach zdaje się być tu w wybornej formie. Siedem historii, zgodnie z tytułem, każda rozciągnięta w czasie pomiędzy pięć, a siedem minut. Nic, tylko słuchać!

 


Muzycy inaugurują album w pełni kolektywnym strumieniem fonii, ale nie będą tego czynili zawsze. W dalszej części nagrania chętnie dzielą się na duety, choć każdorazowo jedynie we fragmencie danej improwizacji. Ta pierwsza stawia na swobodny jazz z kameralnym backgroundem pianisty. Krzywe melodie, zgrabnie łamana rytmika, krótkie solowe zagrywki, bardziej jako prowokacje i próby wszczynania ciekawych dyskusji na argumenty jakościowe. Trio świetnie czuje się na wzniesieniach, a trzeba dodać, iż w nostalgiczne doliny zapuszcza się tylko okazjonalnie, co na ogół bywa udziałem pianisty. Drugą odsłonę otwiera duet saksofonu i piana. Nagranie ma kilka faz o zróżnicowanej dynamice, intrygująco pachnie bluesem. W kolejnej części gra zaczyna się od perkusji i piana, zdaje się silnie kameralna, ale zadziorny dęciak nie zostaje obojętny na takie rozwiązanie.

W czwartej improwizacji aż kipi od ekspresji godnej free jazzu. Najpierw perkusja i dęciak, potem czarne klawisze piana sieją zniszczenie. Wszystko jest tu rozwichrzone, połamane, odarte z melancholii i zbyt nachalnej melodyki. Piąta część zdaje się być drobnym przystankiem na zaczerpnięcie świeżego powietrza. Rodzaj post-chamber, które zasilają jazzowe sterydy. Kolejną porcję jakości przynosi szósta improwizacja, zadzierzgnięta przez pianistę. Potem do akcji wkracza perkusista, a na końcu wyjątkowo zadziorny klarnecista. Emocje znów sięgają zenitu, a jedynym, który stara się kontrolować przebieg wydarzeń wydaje się pianista. Finałowa improwizacja także nie szczędzi nam atrakcji. Melodyjna, rytmiczna, ale nasiąkniętą jurną dynamiką i kreatywnością. Z jednej strony szczypta post-classic piana, z drugiej gęsta faktura perkusji i klarnetowe komentarze. Same smakołyki!

 

Gjerstad, Schlippenbach & Narvesen Seven Tracks (Relative Pitch, CD 2025). Frode Gjerstad – saksofon altowy, Bb clarinet, Alexander von Schlippenbach – fortepian oraz Dag Magnus Narvesen – perkusja, instrumenty perkusyjne. Nagrane w Berlinaudio, Berlin, styczeń 2024. Siedem improwizacji, 42 minuty.




wtorek, 16 września 2025

Martin Küchen & Håkon Berre! På Snurr!


Martin Küchen swobodnie improwizujący na sopranino, to jedno z najciekawszych zjawisk, jakim może pochwalić się europejska scena free impro. Håkon Berre na preparowanej, osadzonej w intrygującej rytmice perkusji, to rzecz równie smakowita. Nie dziwi zatem, że ich nowy duet, to niemal murowany kandydat do rocznego zestawienia najlepszych płyt minionych dwunastu miesięcy. Bez zbędnej zwłoki zaglądamy do środka albumu o tajemniczym, skandynawski tytule På Snurr.

 


Na srebrnym, kompaktowym krążku odnajdujemy cztery improwizacje – trzy pierwsze trwają po około dziewięć minut, ta ostatnia przekracza szesnaście. Filigranowy początek pierwszej odsłony albumu buduje imponującą aurę – wszystko tu ze sobą rezonuje, zarówno mikro frazy sopranino, które przypominają najlepsze wzorce brytyjskiego free impro, jak i pierwsze meta rytmiczne akcje na delikatnie preparowanym werblu i tomach. Muzycy najpierw pęcznieją zimnym powietrzem, potem znajdują ukojenie w czerstwej ciszy. Ich zbrukany brudnymi dźwiękami marsz nasiąka tajemniczą rytmiką. Druga opowieść, to mrok i zdeformowane melodie. Wszystko zdaje się teraz śpiewać, ale dzieje w bezpośredniej bliskości ciszy. Szumy, drobne zgrzyty, piski i drżenia. Potem także obiekty, które brzmią niczym dziecięce zabawki. Na zakończenie epizodu rytualne dzwonki.

Trzecia historia także osadza się na pokrętnej melodyce sopranino i huczącym od rezonansu werblu. W początkowej fazie utworu dużo do powiedzenia mają także perkusyjne szczoteczki. Muzycy unoszą głowy ku górze, skorzy są do ceremonialnego tańca. Szukają rytmu, ale grzęzną w gęstej ciszy. Cedzą dźwięki, stawiają na minimalizm. Niemal unoszą się nad ziemią. Z otchłani mroku ratuje ich rytm i kościsty taniec. Ostatnia improwizacja, to niemal rytualne wyniesienie. Gongi, dzwonki, metaliczne światełka do nieba. Saksofon zaklina węże, perkusja rezonuje. Najpierw krok w ciszę, potem w pozorowany hałas, niemal post-industrialny. Na werblu pracują drobne, elektryczne urządzenia, płoną melodie, drżą metalowe miseczki. Przez moment artyści imitują się wzajemnie, potem serwują nam zaskakująco dynamiczne podsumowanie swojej wspaniałej pracy.

 

Martin Küchen & Håkon Berre På Snurr (Barefoot Records, CD 2025). Martin Küchen - sopranino and Håkon Berre – perkusja, instrumenty perkusyjne, obiekty. Nagrane w EkhoEkho, Kopenhaga, grudzień 2024. Cztery improwizacje, 44 minuty.



piątek, 12 września 2025

Magda Mayas & Jim Denley go One Another!


W zasobach pamięci zewnętrznej Trybuny Muzyki Spontanicznej mości się całe mnóstwo letnich i już wczesnojesiennych nowości nowojorskiego The Relative Pitch Records. Większość z nich liczyć może na ciepłe słowo już niebawem, ale na razie pochylamy się tylko nad jedną z nich.

Niemiecka pianistka Magda Mayas i australijski dęty multiinstrumentalista (tu flecista) Jim Denley muzykowali już razem nie raz, a każde z ich dotychczasowych spotkań warte było grzechu skupionego odsłuchu i niosło ze sobą pokaźną porcję jakości. Nie inaczej rzecz się ma z ich świeżym albumem One Another. Bez zbędnej zwłoki zasiadamy zatem do odsłuchu i odczytu ich stylowego impro performansu.

 




Album składa się z trzech kilkunastominutowych, swobodnych improwizacji, z których środkowa jest tą najdłuższą, ponad 18-minutową. Pierwsza z nich ma spokojne, niemal medytacyjne otwarcie. Z fletu sączy się suchy dron z ledwie słyszalną melodyką, struny piana uderzane pałeczkami (?) dygoczą w leniwym tańcu. Zaklinacz węży i grzesznica w kameralnym rytuale tajemniczej modlitwy. Akcje nabierają od czasu do czasu bardziej perkusjonalnego charakteru, łapią rytm lub brną w gęstym mule. Podejście pod finał improwizacji zdaje się być okazjonalnie bardziej intensywne. Flet wije się w konwulsjach, piano drży jak osika. Ozdobą ostatniej prostej są preparowane wydechy z wielkogabarytowego fletu.

Na starcie drugiej części flet świszcze zimnym powietrzem. Wszystko wokół niego rezonuje, także szmer dobywający się z wnętrza piana, pojawiają się strzępy melodii. Po pewnym czasie narracja nabiera pewnej mięsistości, nie stroni od incydentalnego hałasu o post-industrialnym posmaku. Zmiana goni teraz zmianę. Przez moment improwizacja jest jednolitym strumieniem szumu, potem nabiera upiornej melodyki, ale także zaskakującej mroczności. Flet dyszy, na strunach piana tańczą ołowiane kulki. Finał, to chóralny śpiew lepiony ze bezpowrotnie utraconych melodii.

Trzecia improwizacja w fazie początkowej przypomina tą drugą. Rezonujący szum, świszczące powietrze, echo pudła rezonansowego piana. Całość lepi się z czasem w upiorną kołysankę, ale zdaje się być nad wyraz minimalistyczna. Mrocznie, ale melodyjnie, nawet z samej klawiatury fortepianu. Przez moment intensywnie, ale na samej końcówce w tempie marsza pogrzebowego. Pianistka głęboko oddycha, flecista dogorywa ze śpiewem na ustach.

 

Magda Mayas and Jim Denley One Another (Relative Pitch Records, CD 2025). Magda Mayas – fortepian, obiekty oraz Jim Denley – flety. Nagrane w Tempe Jets, czerwiec 2023. Trzy improwizacje, 44 minuty.



wtorek, 9 września 2025

Darrifourcq, Hermia & Ceccaldi! Unicorn And Flexibility!


To francusko-belgijskie trio bez nazwy własnej intryguje od lat. Próżno szukać dla niego precyzyjnego klucza gatunkowego, tudzież estetycznego. Saksofon z sekcją? Definitywnie fałszywy trop, zwłaszcza z uwagi na udział wiolonczeli, która potrafi tu brzmieć niczym … gitara basowa. Muzycy lubią określać swoją muzykę mianem brutal jazz, co świetnie podkreśla twarda, świetnie udramatyzowana perkusja, która na poprzednich albumach była jeszcze wspomagana elektroniką. Wreszcie melodyjny saksofon, którzy nie stroni od wycieczek free jazzowych, ale najlepiej czuje się chyba w … post-rockowych dronach. Ważne podkreślania jest także to, iż muzycy bazują każdorazowo na własnych kompozycjach, a element improwizacji wcale nie znajduje się w centrum ich estetycznej uwagi.

Z radością przyglądamy się trzeciej produkcji tria, jak zwykle okraszonej dużą dawka humoru.

 


Na dobry początek perkusja i cello stawiają sekwencję masywnych stempli, a zalotna melodia saksofonu dopełnia dzieła. Narracja szybko nabiera efektownej taneczności, bazuje na rockowych powtórzeniach, wpada w rodzaj kompulsywnej medytacji. Saksofon czyni tu mięsistą ekspozycję, niesiony mocą soczystej sekcji rytmu. Drugi utwór zdaje się być połamany rytmicznie, niczym klasyk amerykańskiego hardcore punk sprzed trzech, czy czterech dekad. Saksofon porusza się w tej gęstwinie niczym stado zwinnych lisów. Perkusja wpada w pętlę wiolonczeli, a całość nabiera zaskakującej dynamiki. Kolejne dwie kompozycje introdukuje wiolonczelista, który buduje delikatny rytm, wpada w lewitujący taniec. W pierwszej z sytuacji perkusista dokłada garść preparacji, a potem całe trio na dużym wydechu przypomina pustynne tornado. W kolejnej odsłonie po cello entry opowieść bazuje na groove godnym mistrzów drum’n’bass. Tu opowieść dostaje definitywnie rockowych skrzydeł i improwizacyjnego rozmachu.

Początek piątej opowieści wydaje się nadspodziewanie kameralny. Rezonuje talerz, saksofon cedzi suche drony, a wiolonczela nerwowo oczekuje, by w odpowiednim momencie na pętli post-balladowego rytmu zbudować kolejną intrygującą opowieść. W szóstej historii punktem wyjścia jest wspólna melodia saksofonu i smyczka. Na etapie rozwinięcia po raz kolejny triumfy święci estetyka drum’n’bass. Finał tej ekspozycji jest bardzo dynamiczny i pełen dobrych emocji. Finałowa opowieść nosi znamiona pożegnalnej, ale nie jest bynajmniej słodką wymianą uprzejmości. Smyczek na starcie brzmi niemal post-barokowo, akcje perkusji są delikatne, podobnie jak śpiew saksofonu. W pewnym momencie muzycy formują efektowne crescendo, a potem powracają do dobrze już znanej rockowej ekspresji (nadal ze smyczkiem!) i z melodią na ustach wieńczą ów smakowity album.

 

Darrifourcq/ Hermia/ Ceccaldi Unicorn And Flexibility (Hector, CD/LP 2025). Sylvain Darrifourcq - perkusja, kompozycje, Manuel Hermia - saksofon tenorowy, kompozycje oraz Valentin Ceccaldi - wiolonczela, kompozycje. Czas i miejsce nagrania nieznane. Siedem utworów, 43 minuty.



piątek, 5 września 2025

Derek Bailey & John Stevens in The Duke of Wellington!


Derek Bailey i John Stevens – na dźwięk tych personaliów serca każdego wielbiciela muzyki swobodnie improwizowanej drżą w posadach. Rok temu obchodziliśmy trzydziestą rocznicę śmierci tego drugiego, w tym roku, w grudniu, minie dwadzieścia lat od śmierci tego pierwszego. Każdy z nich jest posągową legendą gatunku. Grywali razem wielokrotnie, szczególnie udanie pod szyldem Spontaneous Music Ensemble. Grywali też w triach bez nazwy i duetach (w pamięci mamy nade wszystko epizod pod nazwa Playing).

Dziś naczelny kustosz spuścizny po Johnie Stevensie, wiolonczelista i perkusjonalista Mark Wastell, tu w roli wydawcy Confront Recordings, dostarcza nam nieznane dotąd nagranie koncertowe Dereka i Johna, popełnione wczesną wiosną 1989 roku. Mały londyński klub, soczysta, swobodnie improwizowana narracja, która trwa ponad pięćdziesiąt minut. Nasze szczęście nie ma granic.

  


Pierwsze dwie improwizacje trwają po dwadzieścia minut, ta trzecia około dziesięciu. Na starcie struny gitary są wyjątkowe suche, pozbawione choćby krzty wzmocnienia, akcje perkusjonalii za to soczyste i nasiąknięte wewnętrzną dynamiką. Muzycy znają się doskonale, nie potrzebują jakiejkolwiek rozgrzewki, tudzież zbierania sygnałów od partnera o stanie jego nastroju. Frazy Stevensa są nerwowe, riposty Baileya jak zwykle w poprzek, refleksyjne, ale niepozbawione agresji i drobnych prowokacji. Narracja ma swoje zagęszczenia i efektowne poluzowania, czasami przypomina radosne podskoki, czasami syci się dramaturgicznym dysonansem, gdy na werblu płonie ogień, a ze strun gitary sączą się leniwe, niemal kojące flażolety. Na koniec utworu muzycy wchodzą w fazę small games okraszoną urokliwymi didaskaliami.

Drugi utwór rozpoczyna się w aurze definitywnie minimalistycznej. John dzierży w dłoniach małą trąbkę i dmie w nią niezobowiązująco. Derek ma w zanadrzu kolejną porcję szklistych flażeoletów. Zdaje się, że jego gitara łapie teraz drobne wzmocnienie sygnału. Gdy na scenę wracają perkusjonalia, improwizacja niespodziewanie przechodzi w stan medytacji. W dalszej fazie wpada w stan swobodnego rozkołysania. Miewa dynamiczne spiętrzenia, niesione siłą repetycji, ale także chwile na poły refleksyjne. Małe interakcje raz za razem stemplują fałdy opowieści, szczególnie, gdy chmura delikatnych flażoletów napotyka na cięte riposty percussion. Na ostatniej prostej na gryfie gitary pojawia się intrygująca plama bluesa.

Finałowa ekspozycja na starcie sugeruje nieco romantyczny i pożegnalny ton, ale to tylko pozór. Flow szybka łapie byka za rogi i skrzy się dużymi emocjami. Artyści szukają dynamiki w każdym zakamarku sceny, a ich interakcje znamionują najwyższą jakość. John znów bardziej w kłębie emocji, Derek w nucie refleksji. To jakby psycho-ballada, którą podsumowuje drobny, kompulsywny szczyt nadpobudliwego perkusjonalisty.

 

Derek Bailey & John Stevens The Duke of Wellington (Confront Recordings, CD 2025). Derek Bailey – gitara akustyczna, także amplifikowana oraz John Stevens – instrumenty perkusyjne, kieszonkowa trąbka. Nagrane w The Duke of Wellington, Londyn, marzec 1989.



wtorek, 2 września 2025

Léandre, Anker & Osgood in Trio Worlds!


Letni festiwal jazzowy w Kopenhadze, to wydarzenie monstrualnych rozmiarów, dające przestrzeń dla tysiąca spektakli dźwiękowych i tyluż okazji, by na scenie zetknąć ze sobą artystów rzadko lub nigdy wcześniej nie muzykujących w zadanej konfiguracji personalnej. Z taką sytuacją mamy zapewne do czynienia w przypadku koncertu, nad którego dokumentacją fonograficzną pochylamy właśnie nasze receptory wzroku i słuchu.

Trzy znamienite postaci europejskiej sceny free jazzowej i improwizowanej, artystki i artysta, którzy nie wymagają jakichkolwiek rekomendacji grają tu intrygujący koncert, który śmiało możemy usytuować w estetyce post-jazzowej, silnie nasączonej klimatem temperamentnej kameralistyki. Tę ostatnią charakterystykę zawdzięczamy nade wszystko francuskiej kontrabasistce, która nie rozstaje się ze smyczkiem, nie skąpi nam także swojego zawadiackiego głosu. Dunka i Duńczyk nie pozostają jej dłużni, czyniąc ów koncert wydarzeniem dalece spektakularnym. Składa się on z półgodzinnej części głównej i dwóch dogrywek - pierwszej dziesięciominutowej, drugiej pięciominutowej.

 


Od pierwszej sekundy nagrania w dłoni Léandre ląduje smyczek i plecie drobne, zalotne, niepozbawione ukrytej melodyki frazy. Anker cedzi suche, saksofonowe westchnienia, z kolei Osgood sprawdza naciągi zestawu perkusyjnego i kreuje pierwszą, drummingową zajawkę. Narracja jest kolektywna, skupiona, odrobinę filigranowa nie tylko z uwagi na obecność saksofonu sopranowego. Artyści zdają się być gotowi na wszystko, ale celem nadrzędnym tej części koncertu jest chyba kontrolowanie emocji. Po kilku minutach schodzą w ciszę i skupiają się na polerowaniu perkusjonalnych akcesoriów. Po wymianie kilku uprzejmości budują nowy wątek, który wydaje się odrobinę bardziej zadziorny i prowadzi na pierwszy tego wieczoru dramaturgiczny szczyt. Po nim narracja na dłuższy czas wchodzi stan rozkołysania, a jej intensywność faluje. Saksofon śpiewa post-aylerowskim tembrem, świetnie lepiąc się do estetyki równie melodyjnego smyczka i kontrapunktujących, wokalnych zdobień. W okolicach dwudziestej minuty opowieść znów zbliża się do ciszy. Tym razem w roli głównej występuje kontrabas prowadzący małe gierki. Po zaintonowaniu smyczkowej melodii, improwizacja rusza dziarsko do przodu. Łapie intrygującą intensywność, ale niesie też w sobie dużo swobody i dobrze wyregulowanego oddechu. Finałowa faza seta zasadniczego przybiera postać niemalże post-barokową, bogaconą mantryczną wokalizą Francuzki.

Pierwsza z dogrywek w fazie początkowej formuje się ze szmerów, delikatnych otarć i drobnych post-dźwięków wystudzonej tuby saksofonu. Pojawiają się smukłe melodie, które inwokują wzrost aktywności wyprowadzający artystów na krótki, ale wyjątkowo emocjonalny szczyt. Na etapie studzenia narracji znów piękne frazy gwarantuje kontrabasowy smyczek, który nieustannie dba o ponadgatunkowy kontekst. Po czasie swoje dokładają saksofon i perkusja, dzięki czemu ta część spektaklu prowadzona jest w formie radosnych podskoków. Końcowa odsłona koncertu toczy się od melodyjnej melancholii, po efektowny, dynamiczny taniec z fajerwerkami, niesiony na barkach dobrze rozgrzanego perkusisty. Na ostatniej prostej muzycy nie tracą koncentracji i precyzyjnie kończą wieczór w burzy oklasków.

 

Joëlle Léandre/ Lotte Anker/ Kresten Osgood Trio Worlds (FSR Records, CD 2024). Joëlle Léandre – kontrabas, głos, Lotte Anker – saksofony oraz Kresten Osgood – perkusja. Nagrane w Kopenhadze, The Playhouse Copenhague Jazz Festival, lipiec 2024. Trzy improwizacje, 44 minuty.

*) niniejsza recenzja powstała na potrzeby portalu jazzarium.pl i tamże została pierwotnie opublikowana