Nowości płytowych z czterema tajemniczymi cyframi 2020 ciąg
dalszy! Nieobecne od dawien dawna na tych łamach, norweskie wydawnictwo Sofa
zaczyna świętowanie swoich 20. urodzin koncertem zarejestrowanym w roku 2018,
na Festiwalu Ultima w Oslo. Na
ostatni dzień stycznia zaplanowano premierę płyty (w formacie CD) The Setting Sun Is Beautiful Because Of All
It Makes Us Lose, za dźwięki której odpowiedzialne są dwie wspaniałe
artystki, bezwględnie prawdziwe królowe europejskiej swobodnej improwizacji –
saksofonistka Christine Abdelnour i pianistka Magda Mayas. Krążek o wyjątkowo
długim tytule, to ich trzecie wspólne nagranie. Składa się ono z jednej
improwizacji, którą cisza spowija już po 35 minutach i 10 sekundach.
Sucha tuba, tańczące, nagie struny fortepianu, Panie od
pierwszej chwili koncertu czynią z dźwiękami same cuda, bez trudu osiągając
stan preparacji permanentnej. Piano Magdy zdaje się brzmieć niczym marimba
spoczywająca na dnie oceanu, dla odmiany saksofon altowy Christine oddycha
suchym, niemal pustynnym powietrzem. Narracja jest delikatna, krytycznie
zmysłowa, na swój sposób kobieca w dotyku. Niemal oniryczna, budowana czasami z
pojedynczych dźwięków. Po 5 minucie saksofon nabiera wilgoci, a piano repetuje
i rezonuje. Dziewczynom bliżej jest do ciszy, niż jakiekolwiek postaci hałasu,
co wcale nie przeszkadza im nabierać mocy drobnymi krokami, kolorować teksturę
improwizacji post-industrialnymi bazgrołami, filtrowanymi kobiecą zmysłowością.
Nieustannie preparowane dźwięki, generowane przez saksofon i fortepian, chwilami
wręcz śpiewają, pełne są wewnętrznej niezgody na jakiekolwiek pójcie na skróty.
Niczym średniowieczna mantra zagubionych wędrowców – saksofon brnie ku górze i
skowycze, piano brzmi jak zepsuty klawesyn. Palce obu artystek przez chwilę
zdają się szybciej poruszać, ale już po chwili tracą ową pozorną dynamikę. Po
20 minucie oba instrumenty zaczynają poszukiwać wzajemnego rezonansu, ślą
wypukłe drony, które próbują imitować jeden drugiego. Preparacje pełne opiłków
metalu osiadają na skroniach artystek, a bogactwo dźwięków owego rozmazanego
obrazu rzeczywistości upiększa narrację w każdym jej momencie. Pochłaniając kolejne
sekundy tego smakowitego koncertu, Panie podejmują wyłącznie udane decyzje
dramaturgiczne.
Pod koniec tej jakże swobodnej improwizacji, artystki
ponownie wchodzą w fazę wzajemnego rezonansu, który pełen jest jednak brudu i
zaschniętej krwi. Saksofon znów pnie się ku górze, piano przypomina zegar z
kukułką, obok kołyszą się strzępy nierozpoznanych do końca dźwięków (smyczek na
strunach piana?). Kolejny krok wydaje się być zdecydowanie bardziej hałaśliwy,
jak na reguły tego spektaklu – saksofon bulgocze, piano zgrzyta zębami, a narracja
toczy się w tempie intensywnej medytacji. Ostatnie sto sekund – długie,
posuwiste frazy siarczystej łagodności, wszystkie dźwięki zaczynają zlewać się
w jeden strumień akustycznej … elektroakustyki, który więdnie niczym bukiet
pięknych kwiatów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz