poniedziałek, 20 stycznia 2020

Christine Abdelnour & Magda Mayas! The Setting Sun Is Beautiful Because Of All It Makes Us Lose!


Nowości płytowych z czterema tajemniczymi cyframi 2020 ciąg dalszy! Nieobecne od dawien dawna na tych łamach, norweskie wydawnictwo Sofa zaczyna świętowanie swoich 20. urodzin koncertem zarejestrowanym w roku 2018, na Festiwalu Ultima w Oslo. Na ostatni dzień stycznia zaplanowano premierę płyty (w formacie CD) The Setting Sun Is Beautiful Because Of All It Makes Us Lose, za dźwięki której odpowiedzialne są dwie wspaniałe artystki, bezwględnie prawdziwe królowe europejskiej swobodnej improwizacji – saksofonistka Christine Abdelnour i pianistka Magda Mayas. Krążek o wyjątkowo długim tytule, to ich trzecie wspólne nagranie. Składa się ono z jednej improwizacji, którą cisza spowija już po 35 minutach i 10 sekundach.




Sucha tuba, tańczące, nagie struny fortepianu, Panie od pierwszej chwili koncertu czynią z dźwiękami same cuda, bez trudu osiągając stan preparacji permanentnej. Piano Magdy zdaje się brzmieć niczym marimba spoczywająca na dnie oceanu, dla odmiany saksofon altowy Christine oddycha suchym, niemal pustynnym powietrzem. Narracja jest delikatna, krytycznie zmysłowa, na swój sposób kobieca w dotyku. Niemal oniryczna, budowana czasami z pojedynczych dźwięków. Po 5 minucie saksofon nabiera wilgoci, a piano repetuje i rezonuje. Dziewczynom bliżej jest do ciszy, niż jakiekolwiek postaci hałasu, co wcale nie przeszkadza im nabierać mocy drobnymi krokami, kolorować teksturę improwizacji post-industrialnymi bazgrołami, filtrowanymi kobiecą zmysłowością. Nieustannie preparowane dźwięki, generowane przez saksofon i fortepian, chwilami wręcz śpiewają, pełne są wewnętrznej niezgody na jakiekolwiek pójcie na skróty. Niczym średniowieczna mantra zagubionych wędrowców – saksofon brnie ku górze i skowycze, piano brzmi jak zepsuty klawesyn. Palce obu artystek przez chwilę zdają się szybciej poruszać, ale już po chwili tracą ową pozorną dynamikę. Po 20 minucie oba instrumenty zaczynają poszukiwać wzajemnego rezonansu, ślą wypukłe drony, które próbują imitować jeden drugiego. Preparacje pełne opiłków metalu osiadają na skroniach artystek, a bogactwo dźwięków owego rozmazanego obrazu rzeczywistości upiększa narrację w każdym jej momencie. Pochłaniając kolejne sekundy tego smakowitego koncertu, Panie podejmują wyłącznie udane decyzje dramaturgiczne.

Pod koniec tej jakże swobodnej improwizacji, artystki ponownie wchodzą w fazę wzajemnego rezonansu, który pełen jest jednak brudu i zaschniętej krwi. Saksofon znów pnie się ku górze, piano przypomina zegar z kukułką, obok kołyszą się strzępy nierozpoznanych do końca dźwięków (smyczek na strunach piana?). Kolejny krok wydaje się być zdecydowanie bardziej hałaśliwy, jak na reguły tego spektaklu – saksofon bulgocze, piano zgrzyta zębami, a narracja toczy się w tempie intensywnej medytacji. Ostatnie sto sekund – długie, posuwiste frazy siarczystej łagodności, wszystkie dźwięki zaczynają zlewać się w jeden strumień akustycznej … elektroakustyki, który więdnie niczym bukiet pięknych kwiatów.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz