Dziś szybka teleportacja do Szwecji i spacer po otwartej przestrzeni w dobrych słuchawkach! Nie zapraszamy jednak na odsłuch odgłosów przyrody, tudzież inne, konceptualne doświadczenia field recordings, ale na pełnowymiarowy, soczysty spektakl swobodnej improwizacji na gitarę, incydentalnie banjo oraz perkusję, która na ogół przyobleka tu szaty instrumentów perkusyjnych.
W rolach głównych dwaj Szwedzi, których dzieli nie jedno,
ale nawet dwa pokolenia! Z jednej strony jeden z najważniejszych swobodnie improwizujących
perkusistów świata, Raymond Strid, który całkiem niedawno osiągnął wiek
emertytalny, z drugiej prawdziwy, bezczelny młodziak, jeszcze przed
trzydziestką, Niklas Fite - facet, którego personalia winniście koniecznie zapamiętać!
Swobodna improwizacja tych Panów odbywa się na ogół na
granicy ciszy, zatem zgodnie z pierwszym zdaniem naszej opowieści, przed
skupionym odsłuchem należy zaopatrzyć się w dobre słuchawki. Free impro for headphones! Welcome!
Od startu zjawiskowego Avec
niemal do samego jego końca Szwedzi tkają opowieść z mikro dźwięków, które jedynie
from time to time łączone będą w
bardziej rozbudowane konstelacje, tudzież plejady odrobinę bardziej dynamicznych
zdarzeń fonicznych. Na samym początku odnieść można wrażenie, iż ze strun
gitary spływają ledwie opiłki dźwięków, które na wolnym powietrzu szukają zaprzyjaźnionych
fonii płynących z perkusyjnego werbla. Tam, w bliżej nieokreślonych okolicznościach
przyrody, Strid umieszcza przedmioty, które jakby mimowolnie wydają z siebie
drobne dźwięki. Muzyk liczy krawędzie, sprawdza mocowania talerzy, oddycha wraz
ze swym instrumentarium. Dramaturgia tego spektaklu opiera się delikatnej
pajęczynie relacji, jakie muzycy konstruują nad wyraz skrupulatnie, malując definitywnie
lekkim pędzlem. To jakby mozolna praca włókien tkackich, które plotą wielki
gobelin z elementów niemal niesłyszalnych gołym
uchem. W tym niemal unoszącym się w powietrzu strumieniu dźwięków, od czasu do
czasu pojawiają się zajawki pewnych struktur rytmicznych, ale ponieważ artyści
donikąd się nie spieszą, na ogół porzucają te pomysły, czasami niemal w
półdźwięku. Dostojnie spacerują po bliżej nieokreślonej przestrzeni niczym poszukiwacze
fraz, które leżą na strychu przykryte grubą warstwą kurzu. Na zakończenie pierwszej,
ponad 20-minutowej improwizacji, muzycy serwują nam delikatnie preparowane frazy,
zapraszając nas do wnętrza swojej muzycznej przygody.
Na starcie drugiego nagrania rezonują talerze, a
mikrobiologia strun sprawia, iż nasze skupienie od pierwszej sekundy rośnie w
tempie geometrycznym. Perkusjonalne akcesoria zaczynają pojękiwać, niczym wataha
małych instrumentów dętych. Opowieść zdaje się być jeszcze bardziej molekularna
niż poprzednio, toczy się niczym filigranowe opowieści strunowej edycji Spontaneous
Music Ensemble kilka dekad temu. Być może tej parze artystów brakuje jeszcze dramaturgicznej
precyzji poprzedników, pewnego nerwu kreacji, ale synergia wynikająca z ich działań
zdaje się rosnąć z każdą sekundą tego niezwykłego spektaklu. Na tym etapie
improwizacji są jeszcze szeroko rozlanym strumieniem fonii, które wchodzą ze
sobą w bystrzejsze interakcje dość incydentalnie, ale – uprzedźmy wypadki – gdy
docierać będą do mety tej opowieści, staną się już jednym, rozimprowizowanym,
muzycznym ciałem. Tymczasem skupiają się na generowaniu stosunkowo czystych fraz,
a jeśli decydują się na preparowanie swych instrumentów, czynią to
okazjonalnie, w ramach stylowych ornamentów. Pod koniec drugiej improwizacji, ponad
10-minutowej, znów szukają pewnej dynamiki, meta
rytmu i budują na jej bazie całkiem efektowne zakończenie.
W trzeciej odsłonie w miejsce gitary pojawia się banjo.
Dźwięki ze strun wydają się być delikatnie modulowane, ale jakby bardziej
suche. Świetnie konweniują wszakże z małym, subtelnym drummingiem kreowanym na talerzach i drobnym fragmencie werbla. Strunowiec buduje tu nieco abstrakcyjne frazy,
perkusja zaś - dla kontrastu - pracuje po raz pierwszy tego dnia w trybie
bardziej typowym dla tego rodzaju instrumentu. Nadyma się lekką dynamiką niczym
żagle dwumasztowca na szerokiej połaci małego oceanu. Banjo bystrze podczepia
się pod olinowanie i duet zaczyna płynąć intrygującym strumieniem dźwięków,
które drżą i wibrują w dalece imitacyjny sposób. Ponad dwanaście minut improwizacji
mija tu niczym ułamek sekundy.
Na starcie finałowej improwizacji (ledwie 6-minutowej) mamy wrażenie,
iż grają dla nas dwa zestawy filigranowych perkusjonalii. Tu znów wszystko
wydaje się wibrować, szukać przestrzeni i efektownie wzdychać. Muzycy, którzy
już na wejściu zakładali pewien dramaturgiczny minimalizm, tutaj naprawdę cedzą
już każdy dźwięk przez zaciśnięte zęby. Gdy dostrzegą metę, puszczają jednak
wodze fantazji i dają się unieść ostatniemu powiewowi porannej bryzy.
Niklas Fite & Raymond Strid Avec (Niklas Fite’ bandcamp, DL 2021). Niklas Fite – gitara
akustyczna i banjo, Raymond Strid – perkusja, instrumenty perkusyjne. Nagrane w
sierpniu 2020 roku. Cztery improwizacje, łączny czas - 50:49.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz