Idea poszerzenia możliwości brzmieniowych improwizującego tria
Parker – Guy - Lytton o elementy dekonstrukcji akustycznych dźwięków,
prowadzonej w czasie rzeczywistym za pomocą urządzeń elektronicznych (zwanej w
języku Szekspira live processing), zrodziła
się w głowie Evana Parkera zapewne wiele lat temu, ale realne kształty
artystyczne i organizacyjne przybrała w połowie lat 90. ubiegłego stulecia.
Wtedy to sformowany został pierwszy skład Electro-Acoustic Ensemble (bazowe trio, skrzypek i dwóch procesorów dźwięku), a światu ujawniono jego pierwsze studyjne dokonanie Towards The Margin. W kolejnych latach skład zespołu był sukcesywnie poszerzany, a monachijska ECM dostarczyła światu kolejne cztery albumy, zaś Psi Records ten szósty, który w roku 2012 na kilka lat wyciszył ideę elektroakustycznych improwizacji tego składu *). O tym niezwykle ważnym epizodzie w dorobku najważniejszego współczesnego muzyka improwizującego można poczytać w monografii artysty, dostępnej, co oczywiste, na tych łamach.
Formacja niespodziewanie wróciła do życia w roku 2019 i zagrała
koncert w trakcie warszawskiego Festiwalu Ad
Libitum, a dwa lata później dokumentacja foniczna tego wydarzenia znalazła swoje
odzwierciedlenie na srebrnym dysku Fundacji Słuchaj. Właśnie ów rok 2021 - nomen
omen, 25-lecie zespołu! - stał się okazją do publikacji starszych nagrań elektroakustycznych
formacji Evana Parkera. W trakcie minionego roku poznaliśmy dwie nowe płyty,
obie zawierające nagrania z końca ubiegłego wieku. Najpierw w kwietniu, za sprawą
kanadyjskiej inicjatywy wydawniczej związanej z Festiwalem w Victoriaville, ukazało
się nagranie koncertowe składu, który w roku 1996 zainicjował powstanie grupy
(z ważnym wszakże gościem!) **). Z kolei w sierpniu – tym razem mocą
japońskiego edytora - świat poznał płytę sygnowaną jako Electro-Acoustic
Quartet, zawierającą koncert z Japonii, z października 2000 roku.
Dziś nad tymi równie nowymi, jak starymi nagraniami pochylamy
się z ogromną radością, należytą uwagą i wyjątkową skrupulatnością.
Evan Parker Electro-Acoustic Ensemble With Sainkho
Namtchylak Fixing The Fluctuating Idea
(Les Disques Victo, CD 2021)
13-a edycja Festival
International de Musique Actuelle de Victoriaville, Victoriaville, Kanada,
19 maja 1996 roku i następujący muzycy na scenie: Evan Parker - saksofon
sopranowy i tenorowy, Barry Guy – kontrabas, Paul Lytton – instrumenty perkusyjne
i elektronika, Phil Wachsmann – skrzypce, altówka, elektronika, Marco Vecchi – sound processing & live electronics, Walter Prati - live electronics oraz w roli gościa
Sainkho Namtchylak – głos (wedle ucha recenzenta, udzielająca się jedynie w
pierwszej części koncertu). Dwa długie sety trwają tu łącznie 72 minuty i 22 sekundy.
Pierwszy, niemal 40-minutowy set zwie się Fixing, co świetnie oddaje atmosferę i
dramaturgię tej części spektaklu. Początek należy wyłącznie do delikatnie rozhisteryzowanego
głosu Sainkho. Artystka prezentuje nam całe spektrum swoich możliwość głosowych,
które, jak wiemy, zdaje się nie mieć granic. Po upływie trzech minut jej głos
zaczyna być poddawany live proccesingowi.
Poświata elektronicznej dekonstrukcji zaczyna spowijać scenę, a wokalistka zdobi
ją jeszcze delikatnym, melodyjnym śpiewem, a potem zmysłowym szeptem. Efektem
tych wszystkich działań jest płynący szerokim korytem wielogłos, piękne zjednoczenie
żywych i syntetycznych fraz. W okolicach 9 minuty pojawiają się pierwsze dźwięki
kontrabasu i skrzypiec (altówki?). Piękne, czyste strunowe frazy płyną do nas z
bystrym komentarzem wokalistki. Dopiero w połowie 18 minuty do gry wchodzi
saksofon sopranowy i od razu lepi się do płynnej wokalizy. Emocje rosną w mgnieniu
oka, a duet saksofonu i głosu zdaje się wieść narrację na wyjątkowo efektowne
wzniesienie, niepozbawione wzajemnych imitacji. W 23 minucie powraca kontrabas,
a swoją obecność zgłaszają też perkusjonalia. Z kolei saksofon i wokal pozostają
z nami już tylko w formie elektronicznych dekonstrukcji. Ekspresja wchodzi na
kolejną krzywą wznoszącą, dzięki czemu septet osiąga stan prawdziwie ognistej
narracji. Dalsza faza koncertu spoczywa na instrumentach strunowych, które stymuluje
do coraz większej aktywności skrzydło elektroniczne. Na czele szeregu staje kontrabas
i zdaje się kreować improwizacje wedle własnych pomysłów. Najpierw płonie żywym
ogniem, potem tłumi się ciepłymi frazami w oczekiwaniu na powrót saksofonu. To
zdarzenie następuje po 33 minucie, która niespodziewanie wyznacza odcinek
narracji przeznaczony wyłącznie dla tria bazowego. Sam Parker sięga tu po saksofon
tenorowy, czego nie zwykł na ogół czynić w ekspozycjach towarzyszących dźwiękom
elektronicznym. Muzyka znów sięga nieba, a powrót wokalu i elektroniki, tudzież
skrzypiec, wprowadza nas w finałową, niezwykle eksplozywną fazę pierwszego
seta. Ostatnie jednak frazy należą do Sainkho, która wrzaskiem godnym początku koncertu
spina czterdzieści minut doprawdy genialnego spektaklu.
Drugi set zwie się Fluctuating
i trwa niewiele ponad dwa kwadranse. Zaczynają instrumenty strunowe, pod które
po niedługiej chwili podłączają się perkusjonalia i saksofon sopranowy. Elektroniczne
echo przetwarzanych akustycznych fraz rodzi się tu jakby mimochodem, niosąc intrygującą
poświatę, ale nade wszystko wzmacniając akustyczny przekaz. Po kilku minutach
dość zrównoważonej emocjonalnie narracji, improwizacja tłumi się do postaci
perkusjonalii, które wspierane drobną elektroniką zaczynają imponującą
ekspozycję solową. Po 10 minucie na scenę powracają pozostałe instrumenty i
dość aktywna warstwa elektroniki. Żywe dźwięki zdają się stanowić w tej chwili
reguły gry, ale te syntetyczne walczą o swoje i nie dają się sprowadzać do roli
kreatywnego echa. Pozycyjna walka dobra i zła szybko odnajduje puentę w solowej
ekspozycji saksofonu sopranowego – Parker i jego oddech cyrkulacyjny w pełnej
krasie! Po kilka pętlach sopran dostaje wsparcie elektroniki i opowieść staje
się imponującym duetem żywego i procesowanego dźwięku. Powrót do rozbudowanego
składu następuje w okolicach 20 minuty. Sopran wciąż kąsa, ale kolejne dawki
mocy płyną z coraz aktywniejszej elektroniki. Kilka perełek do konstelacji
dokładają tu skrzypce (lub altówka). Po niedługiej chwili elektronika podkręca potencjometry,
a saksofon kontratakuje. Koncert robi się naprawdę głośny! Na finałowe trzy
minuty władzę nad sceną przejmuje kontrabas. Najpierw tłumi się elektroniką,
potem eksploduje solową, akustyczną ekspozycją. Scenę ponownie opanowuje duet żywych
i procesowanych dźwięków jednego instrumentu, który wieńczy dzieło, nie dopuszczając innych uczestników spektaklu do głosu.
Evan Parker Electroacoustic Quartet Concert In Iwaki (Uchimizu Records,
CD 2021)
Na koncercie w Iwaki
City Art Museum, w japońskiej Fukushimie, 5 października 2000 roku, spotykamy
tym razem duet bazowy: Evan Parker – saksofon sopranowy i Paul Lytton –
perkusjonalia i live electronics oraz
duet procesorów: Joel Ryan – computer
music instrument i Lawrence Casserley – signal
processing instrument. Trzy rozbudowane improwizacje trwają 69 minut i 53
sekundy.
Ceremonia otwarcia spoczywa na barkach saksofonu
sopranowego, który solową ekspozycją daje asumpt do pierwszych elektronicznych dekonstrukcji.
Ze snu wybudzają się perkusjonalia, które szumią werblem i rezonują talerzami,
dodając także tajemnicze dźwięki strunowe. Pełna skupienia, oniryczna opowieść toczy
się swoim tempem, dość szybko jednak nabiera wewnętrznej dynamiki i kokonu
elektronicznych przetworzeń. Płynie już z czterech ośrodków dźwiękowych i zdaje
się być dalece bogata w wydarzenia, jakkolwiek w dużej mierze tkana jest z
drobnych, mglistych, niepokojących fraz. Pewnego posmaku japońskości nadają improwizacji kolejne odgłosy strunowe. Frazy żywe
pięknie przenikają się z frazami dekonstruowanymi elektronicznie, tworząc
zwarty, chwilami dość jednorodny strumień fonii. Po 10 minucie improwizacja
zdaje się wznosić na drobny szczyt, zdobiony saksofonem w dwóch postaciach i dalece
żywymi ogłosami perkusjonalii. Te ostatnie brzmią nad wyraz przestrzennie,
niepozbawione są także post-industrialnych naleciałości (zapewne nie przez
przypadek, wszak elektronika potrafi działać tu cuda!). Po 17 minucie znów słyszymy
wyłącznie żywe dźwięki saksofonu, które przybierają formę short-cuts i inspirują kolejną porcję elektronicznych dekonstrukcji,
tym razem jednak mających wymiar niemal … perkusjonalny. Pierwsza improwizacja
usycha w chill-outowej ekspozycji dęciaka.
Drugą opowieść otwiera Lytton dosadnie korzystając z rezonujących
właściwości swoich talerzy. Parker dokłada prychanie i stukot wystudzonych
dysz. Opowieść znów tkana jest z drobnych elementów, ale nerwowych, jakby
krojonych ostrzem skalpela. Elektroniczna dekonstrukcja dość szybko formuje tu strumień
narracji w rwący potok wspaniałości. Dźwięki płyną do nas z prawdziwie
symfonicznym rozmachem (a to wszak dzieło tylko dwóch skromnych instrumentów i zwoju
kabli!). Strumień fonii wznosi się ku górze, tworząc niezły ptasi rój! Przez
moment mamy wrażenie, że wszystko jest tu efektem elektronicznych zabiegów. Po
15 minucie improwizacja stawia na akcenty post-perkusjonalne i zapętlone frazy saksofonu.
Nerwowa końcówka zdaje się nie dopuszczać w ogóle do głosu żywych instrumentów.
Trzecia opowieść zaczyna się w ciszy. Wytłumiony saksofon,
gongi i dzwonki. Warstwa elektroniczna ściele się w tle bardzo leniwymi
pasemkami. Parker serwuje dość melodyjne frazy, zatem ich elektroniczna
dekonstrukcja także nabiera pewnej pokrętnej śpiewności. Ów bezmiar
specyficznej łagodności kontrastowany jest żywymi frazami perkusjonalii, które
sieją ferment i nie godzą się na zbyt proste rozwiązania. Saksofon zaczyna gwizdać,
a zaraz potem multiplikować swój flow,
processing koncentruje się na
niższych pasmach, a delikatne tym razem perkusjonalia czynią ukłon tu zastanej estetyce.
Zaskakujące spiętrzenie z woli saksofonisty, to kolejna urocza niespodzianka
tego koncertu! Improwizacja staje na palcach i nadyma policzki! Lytton buduje skromny
drumming, do którego lepi się saksofonowa
pętla. Całość wraz z upływem czasu traci na dynamice i chyli się ku zakończeniu. Łagodniejący z każdą sekundą sopran łapie echo i usypia narrację, sięgając finałowej ciszy.
*) Warto odnotować, iż w roku 2014 ukazała się płyta elektroakustycznego
septetu Evana, zarejestrowana w tymże samym roku na festiwalu w kanadyjskim
Victoriaville z udziałem muzyków amerykańskich, jakkolwiek nagranie nie zostało
podpisane jako Ensemble.
**) Sam koncert miał miejsce w tym samym miesiącu, w którym
w Londynie rejestrowano pierwszą płytę studyjną Electro-Acoustic Ensemble.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz