wtorek, 3 maja 2022

Lazro, Minor, Madiot, Chiésa and Marion in impro-drama Sonoris Causa!


Świat muzyki improwizowanej bywa niezwykle przewrotny i skomplikowany. Niektóre nagrania giną w zardzewiałych szufladach, inne kasują się na twardych dyskach przeciążonych komputerów, jeszcze inne idą w niepamięć w natłoku zdarzeń globalnej nadprodukcji gatunku. Istnieje też pokaźna szafa dźwięków, które czekają latami na dobry moment, by wreszcie zaprezentować światu swoje niewątpliwe uroki.

Dziś zapraszamy na koncert pewnego francuskiego kwintetu (z udziałem uwielbianego na tych łamach Daunika Lazro!), który odbył się niemal dokładnie … 19 lat temu. Na scenie lokalnego festiwalu Muzycznych Akcji znajdujemy trzy niebywale niskie instrumenty dęte – saksofon barytonowy, kontrabasowy sarrusophone (cóż to takiego?) oraz puzon basowy z dodatkowymi urządzaniami zwanymi tubami teleskopowymi. Obrazu mrocznej całości dopełniają dwa pięciostrunowe kontrabasy. Oj, będzie się działo, szczególnie w niskich częstotliwościach! Zatem kładziemy się na podłodze i zamykamy oczy! Czas start!

 


Pierwsze dwie improwizacje trwają tu grubo ponad dwadzieścia minut każda. Koncert zaczyna się w chmurze szumów i szmerów, jakby ściany dość chyba obszernej sali koncertowej oddychały razem z muzykami i publicznością. Na gryfach obu kontrabasów pracują leniwie smyczki, a trzy dęte potwory na razie burczą i pomrukują, cedząc drobne obłoki powietrza przez silnie zaciśnięte zęby. Spokojna, ale nerwowa, bardzo mroczna narracja dość szybko przyjmuje tu formę masywnego strumienia gęstej cieczy. Budowana jest wszakże w dużym skupieniu i sporej dyscyplinie. Potrafi w ułamku sekundy wytłumić się nawet do pojedynczych dźwięków. Brudne, zmysłowe post-chamber, które incydentalnie łapie ogniste frazy, szyje ściegiem przy samej podłodze i czasami brzmi, jak efektowna introdukcja do doom metalowej eksplozji. Ów strumień akustycznej lawy mimo niskich parametrów kąsa urodą i efektownym brzmieniem. Płynie całą szerokością ulicy i nie pozostawia złudzeń, co do swych niecnych celów. Jego intensywność faluje, co dodatkowo buduje dramaturgiczny suspens. W połowie utworu pięć instrumentów nagle zaczyna piąć się ku górze, a struktura improwizacji zdaje się incydentalnie rozwarstwiać. Tempo jednak rośnie, a całość przez moment przypomina upalony kwintet smyczkowy. Pojawiają się samorodne szarpnięcia i uderzenia w struny, które incydentalnie tworzą tu nawet coś na kształt perkusyjnego beatu. Kilka salw pełnych ekspresji funduje nam saksofon barytonowy, obok kropelkuje nieco skonfundowany puzon. Pod koniec opowieści muzycy powracają do struktur dronowych i przez moment zdają się prowadzić w tym obszarze małe zawody.

Druga opowieść ponownie startuje z poziomu szmerów otoczenia, początkowo budowana zarówno przez krótkie, jak i dłuższe frazy, ale już po kilku chwilach formująca się w bystre drony. Na czele orszaku złoczyńców maszeruje saksofon barytonowy. Z kolei wysoko brzmiące smyczki konstruują ciekawą intrygę, do której podłączają się pozostałe dęte frazy. Całość chwilami brzmi tu niczym kameralny chór, który łapie kilka spektakularnych preparacji i przeistacza się w festiwal fake sounds, w trakcie którego niemożliwym jest pełne zdiagnozowanie źródeł poszczególnych dźwięków. W końcowej fazie improwizacji następuje małe wyciszenie. Wytłumiona narracja sprzyja drobnym ekspozycjom zadziornego saksofonu i pół melodyjnego puzonu. Tymczasem kontrabasy najpierw tworzą tu dark ambientową chmurę, a potem snują post-perkusjonalne didaskalia. Narracja zyskuje dzięki temu na dynamice i razi prądem post-free jazzu. Jeszcze tylko kilka dętych zaśpiewów, tłumionych dronów kontrabasowych i czas na finał, który zdobi post-barokowa ekspozycja jednego ze smyczków. Koniec drugiej improwizacji ściele się w bardzo mrocznej aurze.

Ostatni epizod koncertu, to improwizacja ponad 11-minutowa. Jej początek kreują dęte westchnienia, zdobione smyczkowymi post-melodiami, pełnymi brudnego brzmienia. Instrumenty parskają i syczą na siebie, niczym wygłodniale kocury, ale czasami przypominają też ptasią czeredę na porannej przechadzce, opowiadającą wrażenia z poprzedniego dnia. Narracja przybiera formę zrównoważonego emocjonalnie free chamber. Dużo w niej mrocznej, jakże kolektywnej akustyki. Nim ostatecznie skona, zdąży jeszcze delikatnie zagęścić szyki i spiętrzyć się nieznacznie. Słowa pożegnania śle nam saksofon barytonowy, a sama opowieść urywa się bardzo niespodziewanie. Potem już tylko kilka chwil ciszy i gromkie oklaski.

 

Daunik Lazro/ Jouk Minor/ Thierry Madiot/ David Chiésa/ Louis-Michel Marion Sonoris Causa (NoBusiness Records, CD 2022). Daunik Lazro – saksofon barytonowy, Jouk Minor - kontrabasowy sarrusophone, Thierry Madiot – puzon basowy i tuby teleskopowe, David Chiésa – kontrabas pięciostrunowy (kanał lewy) oraz Louis-Michel Marion - kontrabas pięciostrunowy (kanał prawy). Nagranie koncertowe z 31 maja 2003 roku, Festival Musique Action, Vandoeuvre, Francja. Trzy swobodne improwizacje, łącznie prawie 67 minut.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz