wtorek, 10 maja 2022

Benjamin Duboc’ Ensemble Icosikaihenagone! The Musical and Choreographic Fiction!


Dwudziestoosobowy zespół o nazwie własnej nieprzetłumaczalnej na jakikolwiek język świata, dyrygent i kompozytor w jednej osobie, troje aktorów i duża scena teatralna. A na niej tom drugi opowieści pod tytułem Fikcja muzyczna i choreograficzna - Kreacja na Wielką Orkiestrę i Korpus Aktorski.

Francuski kontrabasista Benjamin Duboc, to muzyk wyjątkowy, o czym świadczą jego rozliczne dokonania na niwie swobodnej improwizacji, free jazzu, a także, jak się właśnie okazuje, na polu kreatywnej, po części improwizowanej muzyki współczesnej. Muzyk, który w ostatnich latach niezbyt często ujawniał światu swoje nowe dokonania, powraca z płytą niezwykłą i wartą tysiąckrotnego eksplorowania. A dla tych, którzy nie znają lub nie pamiętają muzycznych aktywności 51-letniego artysty, szczególnie sprzed mniej więcej dekady (wtedy był bodaj najaktywniejszy na scenie free impro), na zakończenie dzisiejszej opowieści krótki zestaw linków do tekstów opisujących czerstwymi metaforami Pana Redaktora muzyczne dokonania Duboca.

A teraz, bez zbędnej zwłoki, przenosimy się na deski Teatru Miejskiego we francuskim Montreuil!

 


Bez trudu odnajdujemy się na widowni. Słyszymy szmer rozmów, odgłosy otoczenia, nerwową ciszę oczekiwania. Zaczynają głosy kobiece – najpierw jeden, potem drugi recytują tekst, a w tle pierwsze oddechy wydają instrumenty dęte. Po upływie trzeciej minuty rusza muzyka – orkiestra wypuszcza z siebie ledwie jeden duży strzęp dźwięku i słucha, jak długofalowo potrafi on wybrzmiewać, rozpływać się w przestrzeni obiektu teatralnego. Pojawia się kontrabasowy dron, któremu towarzyszą dęte ornamenty. Orkiestra buduje suspens na wdechu, pełna niepokoju, wręcz trwogi. Jeszcze tylko kilka bardziej intensywnych uderzeń w klawiaturę fortepianu i pierwszy akt spektaklu tonie w gęstej ciszy. Tym razem słyszymy odgłosy przyrody, zatopione w instrumentalnym bezruchu, dającym odpowiednią przestrzeń dla budowania nowego wątku. Ósma minuta, to moment, w którym rozbudowane instrumentarium zaczyna prowadzić ze sobą leniwe small talks. Po kolejnych dwóch minutach uderzenie w wielki kocioł zdaje się oznajmiać otwarcie kolejnego rytuału dźwiękowego. Szmery, nieme gesty, oddechy, minimalistyczne piano, akordeon, szeleszczące struny, błyszczące talerze – wszystko to buduje akustyczny przednówek niemal dark ambientowej ekspozycji. Tymczasem krótką, bardzo oszczędną w słowa opowieść proponuje nam piano. Kilka silniejszych uderzeń w czarne klawisze zdaje się tu wybudzać z snu całą orkiestrę, która zaczyna lepić kolektywnie dźwiękowe crescendo. W okolicach 14 minuty owa żmudna droga na szczyt przybiera dalece uroczą i jakże intensywną postać. Obfity strumień dźwięków rozlewa się tu bardzo szerokim korytem i jeszcze nabiera mocy, w połowie 18 minuty przypominając niemalże krzyk dzikiego zwierzęcia!

Opowieść opada teraz na samo dno i przeobraża się w suche, męsko-damskie dialogi. To postrzępione fragmenty rozmów z muzykami, tu lepione w strumień niemal surrealistycznej narracji. Po kilkudziesięciu sekundach spektakl płynnie wchodzi w nowe stadium. Muzycy serwują nam kilka wątków jednocześnie. Małe frazy strunowe, wokal, jazzująca trąbka, pomruki klarnetu basowego, garść dźwięków preparowanych z kilku źródeł – wszystko to tworzy plejadę zmysłowych incydentów fonicznych, które choć separatystycznie generowane, tworzą zwartą, nerwową strukturę. Narracja stabilizuje się serią powtórzeń i przechodzi do kolejnego etapu. W 25 minucie tym, który proponuje nowy kierunek jest kontrabasowy smyczek, ryjący głęboką bruzdę w ziemi. Na jego lepkiej powierzchni osiadają dęte, krótkie frazy i wokalne inkrustacje. Emocje znów rosną, a swoje trzy grosze dokładają tu, rozstawione na przeciwległych flankach, perkusjonalia, które niespodziewanie wygaszają basowy dron. Duetowa ekspozycja nie szczędzi nam dźwięków preparowanych. Tuż po niej dostajemy strzępi fonii ze strony elektroniki, być może także gitarowych przetworników, które przypominają fale radiowe, raz za razem wyłapujące tajemnicze dźwięki z kosmosu. I to właśnie ten moment otwiera zaskakujący melanż krótkich, ciętych fraz, które wydają się być dźwiękami granymi przez orkiestrę, ale także matowymi samplami wyszukanymi w przestrzeni radiowej - wątek jazzowego, kontrabasowego drive’u, śpiewanej piosenki, kameralnego smyczka do pary z fortepianem, jazzowej orkiestry dętej, wreszcie ciekawie wyeksponowanej trąbki i głosów recytujących półsłowa. Tanecznym krokiem skaczemy po radiowej skali, mieszamy wątki i systematycznie tracimy kontakt z rzeczywistością.

Na początku 34 minuty wrzask ludzkiego głosu (brzmiący jak tuba!) przenosi nas w inny wymiar spektaklu. Jakbyśmy umęczeni daleką podrożą wrócili na teatralną scenę. A tu orkiestra żyje i gra nam dynamiczny jazz na wiele głosów! W tle moszczą się post-elektroniczne zgrzyty, które tłamszą opowieść i odbierają jej życie tuż nad podłogą. Nowa plejada dźwięków tym razem płynie wprost z wielkiej tuby i watahy nerwowych strunowców. Wszystko lepi się tu w mgławy, leniwy dron, głównie basowy. Orkiestra znów zaczyna budować crescendo! Do gry wchodzi rozhuśtany saksofon i perkusjonalia, a potem inne narzędzia drewniane, blaszane i strunowe. Narracja wydaje się być w tym momencie wyjątkowa swobodna, wypuszczona z ryzów dyrygenckiej dyscypliny. Przez moment flow prowadzą samotne perkusjonalia. Tuż przed upływem 40 minuty opowieść znów startuje z samego dna ciszy. Bas mruczy, dęte oddychają, głosy szepczą i szemrają, klawisze piana złowrogo stukają po wystudzonych młoteczkach. Nagle na scenie pojawia się rozochocona gitara, która buduje meta psychodeliczną narrację, sieje spustoszenie prądem zmiennym i wzbudza odgłosy całej orkiestry. Tak, to definitywnie ostatnia już prosta tej niebywałej historii. Tutti Grande! Finał, falujący niczym wzburzony ocean, grany jest na dużym wydechu! Urywa się nagle, za pociągnięciem producenckiego skalpela, wprost w ciszę … oczekiwania, dokładnie taką samą, jaką znamy z pierwszych sekund tego nagrania. Piękny nawias dramaturgiczny po kilkudziesięciu sekundach ostatecznie topi nas w bezwzględnej ciszy.

 

Ensemble Icosikaihenagone Volumes II - Fiction Musicale et Chorégraphique - Création pour Grand Orchestre et Corps Actants (Dark Tree Records, CD 2022). Benjamin Duboc (kompozytor i dyrygent), Émilie Aridon-Kociołek (fortepian i głos), Sébastien Beliah (kontrabas i głos), Claire Bergerault (wokal i akordeon), Christiane Bopp (puzon i głos), Patricia Bosshard (skrzypce), Cyprien Busolini (altówka), Jean-Luc Cappozzo (trąbka i głos), Guylaine Cosseron (wokal), Jean Daufresne (tuba), Amélie Grould (instrumenty perkusyjne), Franz Hautzinger (trąbka), Sylvain Kassap (klarnet i klawisze), Dorian Marcel (kontrabas), Jean-Sébastien Mariage (gitara elektryczna), Gaël Mevel (wiolonczela i głos), Mathias Naon (skrzypce), Alexis Persigan (puzon i głos), Jean-Luc Petit (klarnet kontrabasowy i sopranino), Diemo Schwarz (elektronika i głos), Thierry Waziniak (perkusja) oraz aktorzy na scenie: Valérie Blanchon, Valérie Fontaine i Giuseppe Molino. Ponadto w nagraniu wykorzystano teksty autorstwa Benoîta Spinga i Benjamina Duboca oraz fragmenty wywiadów z muzykami. Nagrano w Théâtre Municipal Berthelot - Jean Guerrin, Montreuil, Francja, w dniach 25-30 października 2021 roku. Jeden trak: 44 minuty i 52 sekundy.

 

Linki przydatne w eksploracji innych dokonań Benjamina Duboca:

http://spontaneousmusictribune.blogspot.com/2017/06/benjamin-duboc-powiesc-wielowatkowa-z.html

http://spontaneousmusictribune.blogspot.com/2017/05/risser-duboc-perraud-all-about-eve-and.html

http://spontaneousmusictribune.blogspot.com/2017/03/desprez-duboc-loutelier-sonecznik-z.html

http://spontaneousmusictribune.blogspot.com/2016/07/daunik-lazro-francuski-acznik.html

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz