Dziś zapraszamy na dwie kwintetowe improwizacje pełne emocji, jakości i cudownych dźwięków, obie nagrane tegorocznej wiosny - jedna w kameralnym miejscu i w takim chwilami nastroju, druga na wielkim festiwalu i z całą mocą free jazzowego kombo! Obie formacje łączy trójka muzyków, których na tych łamach uwielbiamy, i których niemalże każda aktywność jest tu komentowana. Oba kwintety uzupełniają zaś muzycy, których także obdarzyć możemy wyżej wspomnianymi atrybutami. Zatem sami swoi, świetna muzyka i buchające emocje! Czegoż chcieć więcej!
Oud Klooster
Na dobry początek Webster na barytonie, Verhoeven na
kontrabasie, Serries na gitarze akustycznej, tu w towarzystwie Škrijelj na
akordeonie (bez elektroniki!) i Malmendiera na instrumentach perkusyjnych!
Otwarcie seta zdaje się być wyjątkowo tajemnicze - baryton
prycha, wokół coś szumi i szeleści, być na może na werblu poruszają się jakieś
przedmioty, struny drgają, ale wielu dźwięków jedynie się domyślamy. Muzycy
formują dronową kołysankę – saksofon i akordeon szlifują długie frazy, smyczki
snują post-barokowe, brudne westchnienia, a rola perkusjonalii sprowadza się do
subtelnych zdobień i matowych świecidełek. Kameralny nastrój raz za razem zakłócają
tu intrygujące dźwięki z akordeonu. Muzycy gadają ze sobą, szczerzą do siebie
zęby, szukają zaczepki. Narracja faluje, nadyma się, albo chowa pod dywanem.
Baryton ma w tej grze przewagę masy, czasami z niej korzysta, ale demokracja
jest tu bezsprzecznie ustrojem panującym. Niebawem ze strony perkusjonalii
nadchodzi pierwszy zwiastun jakiejś struktury rytmicznej. W aurze akordeonowych
psot i strunowego piłowania, w okolicach 12 minuty, opowieść tłumi się do poziomu
onirycznych plam dźwiękowych. Improwizacja klecona z drobnych akcji, także w
formie pytań i odpowiedzi, tudzież garści preparacji kontrapunktowanych
czystymi frazami gitary, dość szybko przekształca się w energiczny strumień
fonii, niesiony mocą barytonu i urodą smyczka. Droga na ewentualny szczyt
zostaje jednak zaniechana, muzycy bowiem zdają się teraz tonąć w oparach
zimnego powietrza.
Tymczasem mija 20 minuta i czas budować nowy wątek. Kontrabas,
po raz pierwszy w wyraźnym trybie pizzicato,
jednoczy siły z gitarą, która frazuje gramaturą post-jazzu. Na stronie prycha
baryton, dzięki czemu cała opowieść pęcznieje niczym ciasto na pizzę. Pojawia
się także rytm delikatnie sugerowany przez perkusyjne szczoteczki. Muzycy
kierują się na szczyt, ale ich szlak zdaje się wieść okrężną drogą. W końcu, w
okolicach 27 minuty improwizacja definitywnie hamuje wprost w objęcia onirycznej
ciszy. Przed nami fragment wyjątkowej urody – wszystkie przedmioty na scenie zaczynają
ze sobą rezonować. Owa huśtawka nastrojów sprzyja formowaniu się narracji w
gęsty dron, który nadyma się przez kilka chwil, po czym przekształca w nowy wątek
narracyjny. Teraz opowieść bazuje na strumieniu dźwięków płynących z barytonu i
akordeonu, nie bez drobnego wsparcia perkusjonalii, z intrygującymi, post-industrialnymi
naleciałościami. Swoje trzy grosze raz za razem dokłada aktywny akordeon, który
zaczyna pulsować elektroakustycznym zgiełkiem. Siedem minut przed końcem
nagrania niektóre frazy zdają się znamionować rozpoczęcie fazy finalizacji. Małe
preparacje gitary i perkusjonalii, oddechy kontrabasu i barytonowe pulsacje. Ostatnie
rozdanie wydaje się być jednak wyjątkowo nerwowe, rozedrgane, z drobinami ekspresji
na werblu. Opowieść zaczyna przygasać po tym, jak uformuje się w dron. Na jego
powierzchni ostatnie dźwięki, jakże śpiewne, należą do barytonu i wciąż bardzo aktywnego
akordeonu.
Driven
Drugi kwintet, to Webster na alcie, Verhoeven na
fortepianie, Serries na amplifikowanej gitarze, tym razem w towarzystwie
Almeidy na kontrabasie i Govaerta na perkusji!
Koncert inicjują czarne klawisze i plejada short-cuts płynąca z pozostałych źródeł
dźwięku. Narracja z drobiazgów lepi się w zwarty szyk bojowy niemalże w ułamku sekundy.
Kontrabas burczy, perkusja rysuje na poły dynamiczne pętle, a reszta nie traci
czasu na niuanse dramaturgiczne. Free jazzowa kipiel staje się udziałem muzyków
już po kilku minutach. Gęsty strumień fonii płynie tu całą szerokością niemałej
sceny, zapalczywy, niesiony na barkach wyjątkowo energetycznego drive’u basu. Pierwszy szczyt zostaje
osiągnięty z gracją baletnicy, po czym improwizacja studzi się przy dźwiękach
gitary i inside piano. Faza leniwych preparacji,
jakby od niechcenia, pozwala muzykom dość szybko zebrać siły do budowania drogi
na kolejny szczyt. Smyczek na gryfie kontrabasu brzmi tu szczególnie efektownie,
saksofon kołysze się na lekkim wietrze, a na werblu zdaje się rodzić nowa dynamika.
Ten wątek koncertu gaśnie dość niespodziewanie ledwie po kilku nawrotach. Tym
razem improwizacja zdecydowanie kluczy już mrocznymi zakamarkami. Trochę zabawy
w call & responce, trochę nucenia
pod nosem i kilka głębszych oddechów. Na froncie narracji pojawia się piano,
obok kroczy gitara i małe perkusjonalia. Nowe rozdanie syci się pewną melodyką,
a także strzępami post-rockowej ekspresji. Muzycy znów potrzebują kilku sekund,
by powolną ekspozycję zamienić w rwący potok lawy. Ten fragment koncertu zdaje
się osiągać intensywność godną każdej reedycji brotzmannowskiego Machine Gun! Szczyt wydaje się tu być wyjątkowo
ognisty, a wychodzenie z niego dalece nerwowe, szarpane, jakby energia
kinetyczna kombo nie pozwalała na zbyt proste hamowanie. W końcu muzyków
spotyka grad oklasków, co sprawia, iż muszą definitywnie przystanąć, a za
moment wszystko budować od nowa. Przy okazji odnotowujemy środek koncertowej rzeczywistości.
Nowe otwarcie spada na barki gitary i saksofonu. Sporo
subtelności dodaje tu kontrabas. Pojawia się dawno niesłyszany smyczek. Piano w
trybie inside syci improwizację dodatkową
porcją tajemniczości. Wraca perkusja i zaczyna tworzyć dynamiczne zręby nowej opowieści.
Tym razem droga na szczyt zostaje efektownie wydłużona, głównie dzięki posuwistym
ruchom post-barokowego smyczka. Podobnie zachowuje się saksofon, mimo, iż
reszta załogi rwie włosy z głowy i nie może doczekać się ekspresyjnej wolty.
Dość niespodziewanie pianistka przenosi się na klawiaturę, a kontrabasista
wpada w tryb pizzicato. Narracja
tylko w trio (z perkusją) zaczyna swingować i nabierać dodatkowej dynamiki. Rozbudowana
ekspozycja piana zachęca do powrotu saksofon i gitarę. Kwintet w pełnym
rynsztunku w kilka chwil osiąga stan wrzenia, jaki nie był jeszcze jego udziałem
tego wiosennego wieczoru. Po osiągnięciu szczytu narracja najpierw traci intensywność,
a dopiero potem gubi tempo. Kolejna burza oklasków ucisza tu wszystkich, poza drummerem. Ten ciągnie narrację dalej, przy
okazji powraca smyczek, a z tuby saksofonu zaczynają lać się porcje gorącego powietrza.
Inside piano i rozkojarzona gitara sprzyjają
formowaniu się finałowego drona. Końcowe zagęszczenie realizowane jest na dużej
swobodzie, ze sporą przestrzenią pomiędzy dźwiękami. Koncert staje ostatecznie
w płomieniach, po czym kompulsywnie gaśnie wprost w kolejną porcję burzliwych
oklasków.
Colin Webster/ Dirk Serries/ Emilie Škrijelj/ Martina
Verhoeven/ Tom Malmendier Oud Klooster
(Raw Tonk Records, CD 2022). Colin Webster – saksofon barytonowy, Dirk Serries
– gitara akustyczna, Emilie Škrijelj – akordeon, Martina Verhoeven – kontrabas
oraz Tom Malmendier – instrumenty perkusyjne. Nagrane w Oud Klooster, Brecht, Belgia, 5 maja 2022. Jeden trak, 44:56
Martina Verhoeven Quintet Driven - Live At Roadburn Festival 2022 (Klanggalerie, CD 2022).
Martina Verhoeven – fortepian, Gonçalo Almeida – kontrabas, Onno Govaert –
perkusja, Dirk Serries – gitara oraz Colin Webster – saksofon. Nagranie
koncertowe, Roadburn Festival 2022, Paradox, Tilburg, Holandia, 24 kwietnia
2022. Jeden trak, 49:31
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz