piątek, 20 grudnia 2024

The New Wave Of Jazz’ Axis: Tonus! Lemadi Trio! Transition Unit! Verhoeven Quintet!


Belgijski label New Wave Of Jazz, dowodzony przez Dirka Serriesa, zamyka rok bieżący sześcioma wydawnictwami. O dwóch styczniowych premierach pisaliśmy sto lat temu, jak zwykle ciepłymi i nasyconymi radością z odsłuchu słowami. Dziś czas na cztery premiery jesienne.

Szaro-białe okładki NWOJ towarzyszą nam już od dekady, ale od roku ubiegłego Dirk proponuje nam także okładki czarno-białe, zdobione artystycznymi zdjęciami Martiny Verhoeven, a wszystko pod nowym szyldem, rodzajem sublabelu o nazwie Axis. Wszystkie jesienne premiery, to właśnie dzieła opatrzone tą nazwą własną.

W gronie artystów na każdym premierowym krążku odnajdujemy niemal te same nazwiska, w układzie instrumentalnym również zaskakująca koherentność. A jednak każde z nagrań jest inne. Tonus, to tradycyjnie abstrakcyjny post-minimalizm, trzy pozostałe, to swobodny, niczym nieskrępowany post-jazz, z odmiennym wszakże poziomem intensywności – od zmysłowej kameralistyki po erupcje gorącego free jazzu. So, what ever you want!



 

Tonus Analog Deviation (CD, 2024)

Studio domowe, Brecht, sierpień 2023: Dirk Serries - archtop guitar, Benedict Taylor – altówka, także w wersji połamanej oraz Martina Verhoeven – fortepian. Dwie improwizacje, 52 i pół minuty.

Idea minimalistycznego improwizowania pod nazwą Tonus towarzyszy artystycznej drodze Dirka Serriesa od lat. W wymiarze personalnym miała tysiące twarzy i tyleż konfiguracji – od małych składów do sporych rozmiarów orkiestr. Świetnie pamiętamy Oktet, jaki performował na Spontanicznym Festiwalu dokładnie pięć lat temu. Tegoroczna edycja Tonusa powraca do ulubionej chyba formy trzyosobowej i proponuje nam … dalece temperamentną i reaktywną wersję, która zdaje się sytuować na przeciwległym biegunie ekspresji i intensywności w stosunku do przywołanego, poznańskiego Oktetu. Emocje, emocje, emocje, i któżby je kojarzył w Tonusem?

Pierwsza z wielominutowych improwizacji rozpoczyna się w aurze definitywnie minimalistycznej. Altówka zgrzyta, jęczy, z bólem wydaje nawet najdrobniejszą frazę, z oddali docierają strzępy dźwięków fortepianowych strun, a półpętle z gitary przypominają drobne koraliki w pieczołowicie kleconym paciorku. Frazy Martiny i Benedicta wydają się teraz wyjątkowe mroczne, jedynie leniwe podrygi Dirka pochodzą z wyższych warstw narracji. Mimo typowych dla Tonusa charakterystyk opowieść ma zaskakująco linearny kształt, a interakcje pomiędzy artystami są nad wyraz częste. Pianistka potrafi uderzać w struny lub klawisze z intrygującą intensywnością, altowiolinista nie skąpi zwinnych post-melodii, a akcje gitarzysty chętnie przyjmują postać rozbudowanych konfiguracji akordów. W tej części albumu szczególnie urocze są okolice trzynastej minuty, wypełnione plejadą fraz preparowanych. Z kolei w okolicach osiemnastej minuty muzycy wchodzą w zwinne interakcje cedząc przez zęby doprawdy filigranowe porcje fonii, obtaczane krótkotrwałymi plastrami ciszy.

Koncepcja generowania nanofraz zdaje się wypełniać także start drugiego seta. Muzycy reagują tu na siebie metodą zbliżoną do naszej ulubionej call and response. Z czasem pojawiają się drobne zarysy rytmu, będące efektem gitarowych repetycji Serriesa. Wokół krążą obłoki szmerów i szumów, na ogół od Verhoeven, nie brakuje też pojękujących fonii od Taylora. Czuć posmak bluesa, słychać dźwięk fortepianowych klawiszy. Nim upłynie kwadrans muzycy serwują nam coś na kształt eskalacji, szukają dynamiki, zaczepiają się wzajemnie, wchodzą w nieustanne, post-kameralne zwarcia, choć bywa, że ich narzędziem zbrodni jest pojedynczy dźwięk. W końcowej fazie improwizacji na gryfie gitary pojawia się smyczek. Każdy strzyga teraz uszami i zachęca partnerów do wzmożonych interakcji, a improwizację wieńczą zagrywki definitywnie dalekie od tonusowej idei minimalizmu.



 

Lemadi Trio Canonical Discourse (CD, 2024)

Studio domowe, Brecht, marzec 2024: José Lencastre – saksofon altowy, Dirk Serries - archtop guitar, Martina Verhoeven – crumar piano. Cztery improwizacje, 54 minuty.

To portugalsko-belgijskie trio ma nazwę własną od swych narodzin, a prezentowane nagranie jest drugim w jego dorobku. W warstwie muzycznej zdaje się być post-jazzem, który świetnie czuje się w kameralnych okolicznościach, zdobiony plejadami smakowitych lub bardzo smakowitych dźwięków preparowanych. W zakresie brzmienia nie bez znaczenia jest fakt, iż pianistka nie korzysta tu z grand piano, ale bardziej filigranowego crumar piano.

Pierwsze dwie improwizacje stanowią o jakości całego przedsięwzięcia. Obie są silnie reaktywne, wyczulone na drobiazgi, szyte dobrymi pytaniami i jeszcze lepszymi odpowiedziami. Obie rodzą się w mroku zaniechania, pełne są preparowanych dźwięków, szczególnie ze strony pianistki. Grane na wdechu, symbiotyczne frazy budują tu kolektywny flow bez zmrużenia oka. W momentach, gdy Verhoeven przenosi się na klawiaturę, artystów natychmiast dopadają emocje free jazzu. W chwilach wystudzenia ich narracja nabiera nostalgii, rezonującej poświaty i wykwintnej, saksofonowej post-melodyki. W pierwszej odsłonie warto także odnotować imponujący brzmieniowo duet inside piano i gitarowego smyczka, z kolei w drugiej szczególnie udane są fragmenty perkusjonalnego piana i niemal rockowej gitary, którym wtóruje rozkrzyczany saksofon.

Początek trzeciej opowieści spoczywa na barkach gitarzysty. Pianistka stuka po pudle rezonansowym, a saksofonista cedzi kolejne, melodyjne frazy. Narracja dość szybko nabiera free jazzowych rumieńców, po czym zastyga w ciszy rozmodlonego inside piano. Druga faza tej improwizacji okazuje się dość przewidywalna. Post-jazzowa powolność, dbałość o czystość frazy, rodzaj dramaturgicznego rozdroża. Ostatnia improwizacja ma nieco molowy klimat, ale w zakresie emocji, jakie budzi, bliżej jej do poprzedniczki niż do dwóch pierwszych, nasączonych wyjątkową jakością opowiadań. Wyważony, dobrze zbilansowany chamber jazz towarzyszy już nam do końca albumu, który z pewnością mógłby być o kilka minut krótszy.



 

Transition Unit Face Value (CD, 2024)

Estúdio Timbuktu, Lizbona, maj 2023: José Lencastre – saksofon altowy i tenorowy, Rodrigo Pinheiro – fortepian oraz Dirk Serries - archtop guitar. Sześć improwizacji, 51 minut.

Kolejne trio także ma nazwę własną, skład instrumentalny niemal bliźniaczy z poprzednim, powstało wszakże w Lizbonie, a w rolę pianisty (grand piano!) wcielił się świetnie rozpoznawalny w naszej części świata Rodrigo Pinheiro. Być może za przyczyną preferencji estetycznych tego ostatniego nagranie zdecydowanie sytuuje się w jazzowym klimacie, z pewnością zasługę na miano kategorii open, ale wycieczki w kierunku soczystego free nie należą tu do rzadkości.

Improwizacja otwarcia śmiało zasługuje na miano dostojnie kroczącego chamber jazz – odrobina mroku, gitarowy smyczek i bardziej linearnie frazujące piano z klawisza. Druga opowieść startuje z pozycji wystudzonej ballady, kończy zaś w oparach rzęsistego, dynamicznego jazzu. Muzycy stylowo kooperują, a wszystkie elementy ich gry zdają się idealnie do siebie pasować. Od opowieści trzeciej emocje zaczynają rosnąć. Gitara śle kilka post-rockowych zadziorów, wystudzone piano łapie rytmiczny pazur free jazzu, podobnie jak melodyjny, zalotny, a jednak czupurny saksofon. Wszakże najciekawiej jest na spowolnieniu, gdy pianista proponuje intrygującą ekspozycję wspierając się gitarowymi zdobieniami.

W czwartej odsłonie artyści dokładają do obrazu całości garść nowych elementów – ambientowe tło, rezonujące frazy inside piano i bolesny tembr dęciaka. Mroczna, budowana długimi pociągnięciami pędzla narracja najpierw wytacza kameralny arsenał, potem zmyślnie ucieka w dynamiczny free jazz. Świetne momenty notuje tu saksofonista, który bierze na swoje barki odpowiedzialność za kształt całej improwizacji. Piąta historia tkana jest znów bardzo kolektywnie i odbywa drogę od kameralnego, spokojnego otwarcia, po intensywne, post-jazzowe rozwinięcie. I znów na wiele ciepłych słów zasługuje saksofonista. Końcowa opowieść jest silnie unerwiona i nasączona intrygującą tanecznością. Lekka, bystra, bez jednego zbędnego dźwięku. Dużej w niej melodii, niemal rockowe zagęszczenie oraz nostalgiczna, dość wolno postępująca finalizacja.



 

Martina Verhoeven Quintet Indicator Light – Live at Paradox 2023 (CD, 2024)

Paradox, Tilburg, luty 2023: Gonçalo Almeida – kontrabas, Onno Govaert – perkusja, Dirk Serries – gitara, Martina Verhoeven – fortepian oraz Colin Webster – saksofon altowy. Jedna improwizacja, 43 i pół minuty.

Ten międzynarodowy kwintet znamy doskonale, podobnie jak każdego z artystów z osobna. Nagranie koncertowe z tilburskiego Paradoxu nie wnosi zatem nic nowego do naszej wiedzy o współczesnej muzyce improwizowanej o silnie free jazzowych korzeniach, ale słucha się tej erupcji kolektywnej i indywidualnej kreatywności doprawdy wyśmienicie.

Inauguracja koncertu jest spokojna, minimalistyczna i opiera się w dźwiękach gitary i kontrabasu. Nerwowa perkusja i plamy inside piano pojawiają się po dwóch minutach, a zaraz potem ciepły, jazzowy tembr saksofonu. Kwintet bez zbędnej zwłoki wchodzi w tryb marszowy nasączony swingującymi synkopami. Gdy szefowa bandu przechodzi na klawiaturę, formacja bez trudu sięga po free jazzowe atrybuty. Dzięki temu, jeszcze przed upływem dziesiątej minuty, scena płonie ogniem soczystej wymiany uprzejmości. Pierwszy stopping jest dość gwałtowany i szybko przenosi nas do kameralnych, mrocznych otchłani zdobionych dwoma smyczkami, dętym dronem, pianistycznym drżeniem i perkusjonalnymi igraszkami. Rozhuśtana narracja, wsparta na mantrującym smyczku kontrabasu, sprawnie powraca do wysokiego poziomu ekspresji sprzed kilku minut. Nim upłynie dwudziesta minuta na scenie ma już miejsce prawdziwa rzeź niewiniątek.

Kolejne stadium koncertu nie jest typowym wystudzeniem, a raczej umiarkowanie ekspresyjną, jazzową akcją w wykonaniu saksofonowego trio, a niedługo potem kwintetu. Trzecią dziesiątkę minut wieńczy z kolei fragment, którą śmiało możemy uznać za jeden z najbardziej urokliwych momentów koncertu. Na tle dogrywającego dęciaka rodzi się filigranowe duo gitarowego smyczka i dźwięków z samego dna pudła rezonansowego fortepianu, które po kolejnych kilku chwilach uzupełnia kontrabasowy smyczek. Owe chamber games z czasem ewoluują w kolejną tego wieczoru swingującą ekspozycję, zarówno w wersji pełnej, jak i bez udziału saksofonu. Ostatnie pięć minut spektaklu, to czas na prawdziwą eksplozję mocy. Każdy dociska teraz gaz i sprawia, iż rzeczywistość po obu stronach sceny staje w ogniu aż po kres wydarzenia.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz