poniedziałek, 10 września 2018

Biliana Voutchkova & Michael Thieke! ‎Blurred Music!


Proces swobodnej improwizacji w muzyce stanowi bez wątpienia fenomen uprawiania tej sztuki. Zagadnieniem, które szczególnie intryguje, zdaje się być moment rozpoczęcia tego procesu, a może nawet to, co ewentualnie zostało poczynione przed tym faktem. Scenariusze, frameworks, predefiniowane struktury większej całości, może ustne ustalenia, co do charakteru improwizacji. A może decyzja o pójściu na stuprocentowy żywioł.

Dziś sięgamy po najnowszą płytę naszej ulubionej skrzypaczki Biliany Voutchkovej, poczynioną w towarzystwie jednego z jej najczęstszych muzycznych partnerów, klarnecisty Michaela Thieke. Zwie się Blurred Music i zawiera materiał z trzech koncertów duetu, jakie miały miejsce w grudniu 2016 roku w Stanach Zjednoczonych (wydawcą jest nowy label amerykański Elsewhere Records).

Płyta zawiera muzykę improwizowaną, wspartą przez nagrane wcześniej, predefiniowane struktury muzyczne, które były odtwarzane na żywo w trakcie koncertu (po naszemu – część dźwięków idzie tu z tzw. playback-u). Wedle słów samych artystów, zawartych w liner notes, czasami oba strumienie dźwięków (żywe i odtwarzane) zawierały wręcz bliźniaczy materiał. Cytując: Niemal identyczne fragmenty występu na żywo i dźwięków odtwarzanych synchronizują się ze sobą, co nieuchronnie powoduje ich rozmycie (blurred!) w wymiarze czasowym, rytmicznym, kolorystycznym oraz w mikrotonalnej interpretacji poszczególnych tonów.

Słuchacza interesuje przede wszystkim efekt końcowy. Ten – uprzedźmy wypadki – jest wyjątkowo wartościowy, albowiem już dziś możemy umieścić Blurred Music na liście najciekawszych wydarzeń bieżącego roku. Recenzent w trakcie szczegółowego odsłuchu trzech krążków doszukiwał się owych predefiniowanych struktur. Nie był jednak w tym dziele dostatecznie skuteczny (patrz: tekst poniżej). Z drugiej jednak strony – czy dostrzeżenie tych akurat fragmentów ma dla odbioru całości nagrania jakieś szczególne znaczenie? Niech pozostanie to pytaniem retorycznym.

Szczypta buchalterii – Biliana gra na skrzypcach i używa głosu, Michael gra na klarnecie. Nie wiemy dokładnie, kto i w jaki sposób dopuszcza do głosu owe predefiniowane struktury. Trzy koncerty (dane poniżej) trwają łącznie ponad 160 minut.




7 grudnia, 2016, Carr Chapel, Chicago

Smyczek na skraju strun, delikatne kwilenie ciepłego klarnetu. Pojedyncze dźwięki pięknie rozlewają się w strumień pierwszego tego wieczoru sustained piece. Uroda ciszy, trwałość pasaży, metafizyczna jakość akustyki spektaklu. Płonąca emocjami współczesna kameralistyka, silnie skażona nieodpartą potrzebą improwizowania. 5-7 minuta, to pierwszy przykład stymulującej imitacji obu muzyków. Z punktu widzenia klarnetu brzmieć jak skrzypce nie jest zapewne prostym zabiegiem. Narracja skrzy się ogniem wzajemnych interakcji. W tle duplikowane dźwięki (tak przynajmniej podpowiada intuicja recenzenta), które jedynie wspierają to, co najważniejsze – żmudny proces szczegółowej, wręcz molekularnej improwizacji. Wspaniałe dźwięki, które nie potrzebują werbalnego uzasadnienia i konceptualnych założeń. Po 10 minucie powracają long distance tunes, które błyskotliwie schodzą niemal do poziomu ciszy. Szczypta sonorystyki w ramach komentarza odautorskiego. Szumy i szmery, jakby nowy wymiar rozmytej muzyki. Głos i gardło Biliany! W 20 minucie prychy i parchy, palcówki na strunach i dyszach. 24 minuta – kolejny pasaż wysokich, długich dźwięków – sustained beauty! Imitacyjna jednorodność dźwiękowa. Próba wyjścia z dronowego klincza ma niemal hałaśliwy wymiar. Ta para muzyków jest wszak zdolna do każdej artystycznej wolty. Fire music! Na kolejnym etapie, znów zejście w obszar ciszy trąci wykonawczym geniuszem. Sonore w tubie, szepty Biliany, szumiąca imitacja. Po 37 minucie ponowny krok w gęste drony (zapewne nie bez udziału playback-u). Plamy (blurs) dźwięków szybujące ku niebu, potrafią być głośne, z ostrym posmakiem psychodelii. Kolejny wytrysk piękna! Strings and reed in one tune! Na finał trochę wzajemnych przekomarzań, głos Biliany i taneczny wir klarnetu. Repetycja stymulująca wyjątkowo zmysłowe wybrzmiewanie.


14 grudnia, 2016, Aux Performance Space, Philadelphia

Muzycy od pierwszej sekundy zwinnie łączą się w wewnętrznie rezonujący wielodźwięk. Śpiewny, oniryczny, depresyjny, umoczony w bolesnym smutku chwili. Struny drżą, klarnet płacze. Modulowane pasaże w zwarciu pełnym wzajemnej imitacji. Imponująca sustained symphony! Zwinne przejście klarnetu na pozycję sonorystyczną. Skrzypce tuż za nim. Oba instrumenty w karkołomnym procesie poszukiwania fałszu, brudu, dźwięków, które mają zaboleć. Rozmyta (blurred) narracja, która szuka dna, martwego punktu odniesienia. Muzycy schodzą głębiej w fakturę dźwięku (mikrotony?), dzielą je na czworo i wystawiają na poklask. Drobiny interakcji, minimalizm w praktyce. Po 12 minucie, jakby więcej energii w ruchach muzyków – bezdźwięczne usta, cień sonore, zdrowe reakcje, mikrobiologia dźwięków. Narracja gęstnieje, szorstki głos Biliany dodaje pieprzu i emocji – filigranowy meta scat na pastelowym gryfie gorących skrzypiec. Taniec smyczka wokół posuwistych wielodźwięków klarnetu. Każda minuta koncertu wnosi coś nowego do naszej percepcji blurred music. 20 minuta - nowa porcja sonorystyki skrzypiec w wysokim rejestrze, tuż nad powierzchnią szumiącej ekspozycji klarnetu. 25 minuta - cudowna, wręcz hałaśliwa gęstwina mikrodźwięków (tak głośno chyba jeszcze nie było!). Chamber noise! Chamber industrial! I rezonujący zjazd w ciszę. Wielominutowa symfonia upadania dźwięków, która pod koniec zaczyna nieznacznie pulsować. True live ambient! Post-elektronika bez amplifikacji. Cuda na cudami (playback?).


15 grudnia, 2016, Experimental Intermedia, New York

Podobnie jak na poprzednich koncertach, wita nas delikatnie przytłumiony pasaż drobnych dźwięków. Skrzypce płyną wysoko, klarnet już tuż pod nimi (playback?). Dronowa filharmonia, szepty nieistniejących kuluarów, odrobina niezbędnej repetycji. Piękne, dość nietypowe brzmienie klarnetu, mała maszyna parowa. Dialogi, interakcje. Dźwięki, które zaczynają nabierać kształtów. Dużo śpiewu, tańca i radości – jakże daleko jesteśmy od molowych klimatów dnia poprzedniego! 13-14 minuta – muzyka błyskotliwie traci swoją tonalność, narracja rozmazuje się jak zbyt rzadka farba na płótnie pijanego malarza. Radość znika, rzeczywistość traci ostrość. Niepokój chwili i dźwięki, które lepią się w sumiaste drony. Post-elektronika bez prądu, bodaj najpiękniejszy moment tej płyty. To już nie plamy (blurs), ale ocean! Po kilku minutach z tych stojących dronów, na moment wyłania się partia skrzypiec, które nie brzmią jak skrzypce.  Zdaje się, że filharmonia na ostrym speadzie zatrzymała czas! Ta seria niebywałych, trwającym pasaży przekroczyła już 10 minutę! Genialne w swojej nielinearnej prostocie! Wyjście z tego klincza narracyjnego odbywa się poprzez bardziej tradycyjne dźwięki skrzypiec i mocną sonorystykę klarnetu. Cisza – to oczywiste rozwiązanie. Nie trwa jednak zbyt długo – muzycy proponują nowe rozdanie. Moc krótkich, urywanych, ciętych fraz. Zdaje się, że jesteśmy na poziomie prawdziwie mikrotonalnym. 32-34 minuta - magia sonore na obu flankach! Taniec strun, dygotanie dysz! Tuż potem instrument Biliany zaczyna brzmieć … jak mała tabla. Ze strony Michaela błysk dźwiękowego szkła. Delikatność, mikrobiologia dźwięków. Muzyka sensoryczna? 40 minuta, to z kolei głucha cisza i szmery - usta Biliany, szczękościsk klarnetu. A może to tylko same oddechy wciąż żywych muzyków? 48 minuta – szkliste, wypolerowane struny w opozycji do małej maszyny parowej. I znów śmiały krok w kierunku poszukiwania wspólnego dronu akustycznego. Narracja przybiera na sile, tu smakuje wręcz folkowo, by po chwili … utracić swoją dość wyszukaną tonalność. Zjazd w dół, krok ku górze. 56 minuta, to studium uroczej repetycji (playback?). Głos, dysze, pojedyncze frazy, dźwięki otoczenia (?). Akustyka przestrzeni spektaklu przybiera kształt niemal idealny. 65 minuta – próba nowej narracji ze strony Biliany (z głosem). Klarnet zdaje się być nieco zalotny. Po stronie skrzypiec moc dodatkowych dźwięków (playback!). Violin like voice, voice like violin! Czas na poszukiwanie finałowej ciszy – zmysły uwagi i skupienia eksplodują. Piękno w rozbłysku!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz