piątek, 21 września 2018

Frame Trio! Luminária! Vicente & Dos Reis - a new chapter of brotherhood!


Luis Vicente, doskonały trębacz portugalski, zapytany przeze mnie w wiosennym wywiadzie dla portalu jazzarium.pl, czy podziela pogląd, iż muzykiem, z którym najbardziej mu po drodze w muzyce improwizowanej jest jego przyjaciel, gitarzysta Marcelo Dos Reis, odparł przekornie, że nie ma muzyka, z którym lubi grać bardziej niż z innymi.

Oczywiście kłamał! Przed nami bowiem płyta nowej formacji Frame Trio, w której składzie odnajdujemy obu muzyków. A zatem do grona wspólnych przedsięwzięć artystycznych Vicente i Dos Reisa, uwiecznionych choćby jednym wydawnictwem płytowym, możemy dopisać pozycję numer cztery - po Chamber 4, In Layers i Fail Better! Wszystkie te formacje czytelnicy Trybuny znają doskonale. Być może na początku nowego roku poznamy kolejny przykład doskonałej kooperacji obu Portugalczyków (choć to na razie informacja objęta tajemnicą edytorską).

Skład Frame Trio uzupełnia belgijski kontrabasista Nils Vermeulen, którego znamy choćby z grupy Kabas, która błyskotliwie uprawia minimal free improve.




Dość zatem wstępów, czym prędzej sięgamy po krążek Luminária (FMR Records, 2018), na który składa się 6 swobodnych improwizacji, oznaczonych cyframi. Nagranie z 28 listopada ubiegłego roku z Coimbry (Centro Norton de Matos Gymnasium). Odsłuch zajmie nam niespełna 43 minuty.

I. Intro luminaryjne jest łagodne, stonowane. Struny gitary brzmią zalotnie, kontrabas zdaje się być w nastroju nieco mniej spolegliwym, trąbka ma w planach melodyjne pasaże, ale zdecydowanie ciągnie ją w kierunku brudnych fraz i wyuzdanej sonorystyki. Swoboda, świetna komunikacja, od startu słychać, że muzycy dobrze czują się w swoim towarzystwie. Tonujący emocje zefirek, który zwiastuje burzę w piorunami.

II. Nieprzerwana choćby ułamkiem ciszy narracja szuka nowych rozwiązań w niższych partiach częstotliwości. Silny akcent sonore ze strony Vicente, zgrabna palcówka Vermeulena, w tle zaś łagodna jak baranek gitara Dos Reisa. Frame Trio, niczym nieustająca zagadka. Dobitny i precyzyjny stelaż dramaturgiczny kontrabasu dla obu wyswobodzonych ze wszelkich reguł flanek przestrzeni fonicznej spektaklu - piękne frazy! 5 minuta – Marcelo błyskotliwie pętli się na strunach, Luis ma kipiel wewnątrz trąbki. Narracja narasta, zdecydowanie idziemy na szczyt! Gitara dostaje prądu, iskry lecą po ścianach! Jej rockowy sznyt kierunkuje swobodną improwizację. Luis szuka psychodelii i znajduje ją! Piękny finał odcinka!

III. Smyczek na kontrabasie, niski, konwulsyjny. Dynamiczna gitara, gwałtowna trąbka. Rozmowa przyjaciół na dowolny temat, bywają zdania odrębne, nie brakuje emocji, a ładunki ekspresji są adekwatnie alokowane. W 4 minucie Marcelo repetuje, a Nils płynie swobodną i niebanalną solówką. Luis wkracza tanecznym krokiem, ze skłonnościami do hałasowania. Komentarz Marcelo w stylu rock’in! Finał części na pełny gazie!

IV. Kolejne intro dobrze już rozgrzanego smyka. Długie intro! Portugalczycy wchodzą do gry po 90 sekundach. Mikrofazy, czujność i odpowiedzialność. Barokowe skale, bogactwo treści. Marcelo idzie w powtarzalność, Luis wyciska trąbkę, jak cytrynę. Doskonały moment! Burzliwa nostalgia, drżąca zaduma. A finał tej 11 minutowej perły improwizacji także należy do smyczka, który zmyślnie repetuje.

V. Struny gitary poddawane procesowi intensywnego tarcia, kontrabas rozwichrzony ponadnormatywnie, trąbka zablokowana tubą – klasyczna sytuacja sonorystyczna. Po chwili Marcelo ustawia się w roli tworzącego tło (znów genialnie repetuje!), zaś jego partnerzy idą w nieznane. Dwa brudne, upocone stwory plotą separatywne, ale świetnie konweniujące ze sobą opowieści. Zakrzywiony sound całej trójki – industrialna gitara, moc death metalu w kontrabasie, trąbka zanurzona w deep sonore. I błyskotliwa eskalacja! Kolejny doskonały moment luminaryjny. Na finał muzycy pętlą się i zazębiają, jakby lizali rany po ciosach.

VI. Marcelo – mikrotonalne wręcz intro budowane wszakże na bazie rytmu, przy zastosowaniu mantrycznych powtórzeń. Nils i Luis wchodzą do gry na palcach.Ten drugi, jakby mimochodem, wypuszcza garść jednolitych dźwięków. Piękne! Finał tej wyśmienitej płyty jest tylko pozornie spokojny. Muzycy drobnymi ruchami, permanentnie się eskalują. Gęsty krem czekoladowy.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz