piątek, 1 lutego 2019

London Improvisers Orchestra! Twenty Years On!


Przed nami płyta, która być może … była najważniejszym wydarzeniem ubiegłego roku na europejskiej scenie muzyki improwizowanej. Co niezwykle zaskakujące, przemknęła ona przez roczne podsumowania i adresy odpowiedzialne za promowanie gatunku (sic!) niemal niezauważona. Być może te łamy są jedynymi, które fakt jej wydania w ogóle zauważyły.

Drodzy Państwo - niemal po dekadzie fonograficznego milczenia – najnowsza płyta London Improvisers Orchestra!!! Żeby nie było mało – z okazji XX lecia jej wspaniałego istnienia!




W rozbudowanym liner notes Evana Parkera czytamy zabawną ciekawostkę, iż LIO powstała trochę na znak protestu przeciwko metodom dyrygenckim samego Butcha Morrisa. Przez pierwszą dekadę istnienia formacji, jej koncerty były dość skrupulatnie dokumentowane przez EMANEM Records Martina Davidsona i jego sublabel Psi Records, kierowany artystycznie przez Evana Parkera. Muzycy grali raz w miesiącu w słynnym Red Rose, a płyty zachwycały nasze uszy raz za razem (łącznie było ich dziewięć*), przy czym ta ostatnia HMS Concert, wydana jako cd-r w roku 2012, jest zupełnie niedostępna, osobiście nigdy jej nie słyszałem – kto ma, niech się tym szczęściem podzieli!). Słynny kolorowy budynek został zamknięty bodaj w roku 2007. Orkiestra błąkała się po przeróżnych miejscówkach, a po roku 2010 nawet (chyba?) na pewien czas zamilkła. 

Mniej więcej w połowie obecnej dekady LIO zadomowiła się w londyńskim IKLECTIK i zwyczaj comiesięcznego muzykowania powrócił w całej rozciągłości. Po prawdzie nie wiem, kto stał się w tym czasie głównym organizatorem przedsięwzięcia (w poprzedniej dekadzie był nim, jakby na to nie patrzeć, sam Evan Parker). Muzykowanie szło w najlepsze, jednakże efektów fonograficznych nie mogliśmy dojrzeć na półkach dobrych, nieistniejących sklepów muzycznych.

Szczęśliwie, w obliczu dwudziestolecia istnienia Orkiestry, muzycy zwarli szeregi i wydali własnym sumptem (!) podwójne wydawnictwo, które dziś – uprzedźmy przebieg wypadków – zachwyca nas od pierwszego do ostatniego dźwięku! Przy okazji, tymże faktem edytorskiej determinacji, Londyńczycy zawstydzili wszystkich bez wyjątku wydawców muzyki improwizowanej po obu stronach Wielkiej Wody!

Na płycie 20 Years On znajdujemy – w przeciwieństwie do poprzednich płyt LIO – wybór nagrań z wielu koncertów. Dokładnie 14 fragmentów z 11 koncertów, które miały miejsce w IKLECTIK, między grudniem 2015, a czerwcem 2018. Dwa srebrne krążki, łącznie 67 muzyków, niemal 150 minut wspaniałej muzyki. Zatem wszyscy wielbiciele, tudzież istotnie zainteresowani, niemal natychmiast osiągają stan orgazmu permanentnego (cytując klasyka). Poniżej skomentujemy każdy z utworów zawartych na wydawnictwie, wskazując jego tytuł, czas powstania i personalia dyrygenta, a po pełną listę uczestników wszystkich koncertów odsyłamy pod niżej wskazany adres:


Improvisation, Czerwiec 2018: Spokojna rozmowa muzykantów, dobrych znajomych z podwórka, trochę urwisów, ale artystycznie bardzo odpowiedzialnych. Klimat dość swobodnie traktowanego call & response. Seria małych dźwięków wchodzących w zwinne interakcje. Partia perkusjonalii, narastające bogactwo filigranowych narracji, swobodnych, luźnych wypowiedzi. Kilka ekspozycji, które moglibyśmy określić, znów posiłkując się nomenklaturą Johna Stevensa, mianem more sustained pieces, a po nich spokojne wyciszenie. London Improvisers Orchestra w stanie czystej, wolnej improwizacji, czyli bez dyrygenta!

Sweet Freedom, Terry Day, Grudzień 2015. Zawodzące pasaże strunowców i klasyczne już dziś melorecytacje weterana sceny brytyjskiej, perkusjonalisty Terry Daya – tu, niemal zgodnie z tytułem, dedykowane Sunny’emu Murrayowi i Albertowi Aylerowi. Zdaje się, że cała Orkiestra akompaniuje temperamentnemu liderowi. Łagodne flety, pogodne piano, także moc pięknych, krótkotrwałych eksplozji kolektywnych emocji. Symfoniczne niemalże kontrapunkty, wszystko, by podkreślić słodki wymiar przekazu werbalnego.

Veryan Weston/ Improvisation, Lipiec 2016. Preparacje piano, wspierane przez perkusjonalia i moc elektroakustycznych obiektów. Bijące serce ogniska strunowców, a zaraz potem spokojna narracja dętych, w delikatnej opozycji do tych pierwszych. Przykład lekko rozwichrzonej krainy … łagodności. Także garść upalonych skrzypiec i swingujący saksofon. Bystra, wszakże silnie sterowana improwizacja. W drugiej części fortepian, który wchodzi w stan konfrontacji z rozbudowaną watahą dęciaków. Są i bardzo aktywne gitary. Tuż po tym, jak Weston zdejmuje ręce z pulpitu sterowniczego i puszcza ansambl w słodki żywioł, piękny obraz chaosu swobodnej improwizacji dużego zestawu instrumentalnego. A na sam finał dronowy wielogłos.

Rinse, Rondo for Orchestra, Ashley Wales, Maj 2016. Rozbudowana, strunowa ekspozycja grana różnymi technikami – naprawdę błyskotliwa! Taniec na szkle! Obok piano wprost z klawiatury, na bogato! Cała narracja w bystrym galopie. W tle jakże spokojne pasaże dęciaków, grane jakby z pięciolinii. Strunowce w kompulsywnych repetycjach, godnych Steve'a Reicha i jego Pociągów. Po uspokojeniu - gęsta, posuwista meta filharmonia. Zdaje się, że fragment precyzyjnie dyrygowany przez mistrza drum’n’bass ze Spring Heel Jack, Ashleya Walesa, to najlepszy jak dotąd odcinek tej płyty! Na finał powrót reichowych repetycji, w tle krwiste, dęte wybrzmiewanie, z którego lepi się finałowych dron.

Improvisation, Marzec 2016. Kolejna, swobodna wycieczka do lasu! Struktura tej pieśni jawi się mniej więcej w ten sposób: wysokie pasmo instrumentów dętych, sucha warstwa strunowej sonorystyki i niskie pasmo dętych. Pełna swobodna wyboru, ale i permanentne skupienie oraz odpowiedzialność za każdy dźwięk. Prawdziwie kolektywna radość tworzenia i konsekwencja w działaniu. Gra cały ansambl, także plamy analogowej elektroniki w gęstej pajęczynie interakcji z żywymi.

Concerto For Charlotte Hug, Alison Blunt, Październik 2016. Panie definitywnie biorą sprawy w swoje ręce. Zjednoczone Królestwo strun i pięknych dźwięków. Narracja rodzi się z samego dna ciszy i błyskotliwie rozbrzmiewa, przy silnym wsparciu klarnetu basowego. Opowieść tkana kobiecą wrażliwością i odrobiną męskiego szaleństwa. Oczywiście przywołana w roli tytułowej Hug jest tu Panią na włościach. Sonorystyka zwinnego gardła, posuwiste półdrony na gorącym gryfie altówki, zapewne także szczypta teatralnej ekspresji. Wataha strunowców idzie po złote runo, mając sprzymierzeńca w preparowanym fortepianie. Zapasy i fajerwerki, eskalacja goni eskalację. Śpiew małych strun i kontrapunkty basu. Na finałowej prostej kolejne pogawędki, także głosowe, z glazurą niskich dźwięków. Brawo!

Drone Study, Tasos Stamou, Grudzień 2015. Tytuł, który obiecuje wiele i spełnia wszystko bez mrugnięcia okiem. Niskie pomruki dwóch kontrabasów i trzech wiolonczeli na dobry początek. Pięknie narastają. Obok szwadron dętych śle równie wyraziste pozdrowienia. Po czym wszystko zwinnie rozwarstwia się, tak do poziomu małych grup, jak i nawet pojedynczego instrumentu. Powrót do wielogłosowej narracji przeprowadzony z saperską precyzją. Dyrygentura naprawdę wysokiego lotu! Po kolejnym rozbiciu szyku, jęki strun, pląsy drewnianych i blaszanych. W 9 minucie mała sekcja sonorystyki z wyciszonych tub. W odpowiedzi strunowce płynące smutnym, niskim barokiem – ale cuda! Finał koncertu muzycy odnajdują w gęstej fakturze kolejnego drona. What a game!




Outside and Inside, Adrian Northover, Lipiec 2017. Drewniane i blaszane w ekstatycznej introdukcji, idą szeroką ławą. Jest i szczypta filharmonicznego zadęcia, i piano, które wraz z kontrabasem knuje skromną, jazzową intrygę. W odpowiedzi trąbki i saksofony punktują bardzo boleśnie. Ciekawe akcenty wiolonczeli w dialogu z saksofonem Northovera (?). Narracja skrzy się bogatymi interakcjami, stylowym call & response, tu i ówdzie także porcją indywidualnych ekspozycji lub duetów. Także kolektywne unisono, na dowód tego, iż zmienność akcji jest cechą dominującą tej dyrygentury. Outside and inside, so go again!

Une Note... Caroline Kraabel, Marzec 2018. Małe akcyjki, zwinne podpowiedzi, dylemat wyższości call & response nad search & reflect. Na początek ledwie kilka instrumentów – flet, viola, piano, gitara… Gdy dochodzą kolejne, narracja buduje się na wielu poziomach, jakby rosła ilość stanowisk dowodzenia. Puzon pięknie eksponuje swoje brzmienie na tle orkiestrowego unisono. Kilka perełek z gryfów małych strunowców. 8 minuta, to zwarty szyk, marsz po rozchełstane szczęście improwizatorów. Swingujące piano, kwilenia sopranowego i pomruki tuby. What ever you want! Skrupulatne, precyzyjne, co do milimetra, zwieńczenie tej historii.

Noel Taylor, Luty 2017. Perkusjonalna introdukcja na trzy ludzkie byty. Małe gierki drewnianych z blaszanymi, zmysłowe, strunowe drony. Piano rozbłyskuje na tle tych ostatnich. Także szczypta melodii, tkanej jakby pod dyktat z kartki. Urokliwie piękne! Dęciaki wchodzą w to, jak w masło! Obok ponownie aktywne perkusjonalia, a zaraz potem fantastyczna ekspozycja z sopranowym w roli głównej. 10 minuta, to moment prawdziwego szaleństwa na gryfach małych strunowców, które brzmią jakby zostały wzmocnione prądem. Także trąbka i kontrabas, i jeszcze tysiąc innych, niemniej udanych pomysłów na rozwój improwizacji. 

Guilherme Peluci, Luty 2017. Krótka, ale dość szczególna pozycja w zestawie. Wejście piana w towarzystwie chóru szaleńców! Small talks, jazgot preparacji, także głosowych! Suche struny w powolnym marszu. Obok głosy ludzkie, niczym jadowite węże na polowaniu. Konwulsja percussion oraz piękny chaos ludzkiej natury, determinowany krzykiem.

Philipp Waschmann, Maj 2017. Start z poziomu płaskich strun w sonorystycznym dygocie, perkusjonalia i obiekty elektroakustyczne. Małe dźwięki, dzwonki, bardzo aktywne tło – szmery, szuranie, stukanie. Reeds & Brass zdają się wyruszać w podróż ku akustycznej plądrofonii – jakże zmysłowe! Wysoki tembr kontrabasów, symfoniczny rozmach dęciaków. A potem wszystko idzie ku gęstemu, przy wtórze rozgrzanego fortepianu. 9 minuta, znów odzywa się kontrabas, który czyści pole zwinnym pizzicato. Komentarze z innych strun, powolne gubienie tropu w oparach narastającej ciszy.

Collective/Co-operate, Dave Tucker, Grudzień 2017. Puzonowe pomruki z trzech dużych otworów. Obok percussion i suche sonore z tuby. Delikatne piano, dzwonki, rodzaj chamber before the storm. Jakże oryginalna narracja! Nieśmiały saksofon, kolektywne unisono na małych strunach, piano w roli akompaniamentu. Świetny dialog tego ostatniego z altowym. Wreszcie triumfalny powrót puzonów, pasus klarnetów, miliony drobnych fonii, zmiana goniąca zmianę. Smutne, nostalgiczne tony i salwy konwulsyjnego śmiechu.

Steve Beresford, December 2017. Groźne pomruki kontrabasu i jeszcze niżej posadowionej tuby. Po kilkudziesięciu sekundach wchodzą kolejne strunowce, orszak puzonów, klarnet, a także elektroakustyczne preparacje. Z gitar elektrycznych rodzi się gęsta narracja, podpierana salwą perkusjonalii. Pulsacja prądu, a w opozycji oniryczne pasaże strings. Tajemnicza, złowieszczo brzmiąca sytuacja sceniczna. Wysoka ekspozycja altowego, tuż obok komentarz innego drewniaka, a w tle skwierczenie na kablach. Opowieść rośnie w kierunku eskalacji. Szczypta hałasu i dark ambientowe wybrzmiewanie. Efektowny finał jest udziałem Klausa Bru na c melody sax and electronics, o czym dowiadujemy się już po wybrzmieniu, z komentarza scenicznego.


*) więcej szczegółów dyskograficznych odnajdziecie w jednym z rozdziałów monografii Evana Parkera, dokładnie w tym miejscu


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz