wtorek, 23 marca 2021

Discordian Community Ensemble in the audio reading of Crowley’s The Book Of Lies! And not only…


Bądź silny, o człecze! pożądaj, raduj się wszelkimi rzeczami zmysłu i zachwytu i nie obawiaj się, iż jakiś Bóg za to cię odrzuci. *)

 

Odrobina okultyzmu i mistycyzmu z pewnością nam dziś nie zaszkodzi, a być może okaże się także definitywnie skuteczną szczepionką na wieczną zarazę, która drąży nasze ciała od ponad roku. Być może da też nadzieję naszym umysłom na przetrwanie kolejnych edycji niekończącego się lockdownu.

El Pricto, wenezuelski erudyta, a nade wszystko kompozytor, dyrygent i saksofonista zdaje się być osobą najbardziej kompetentną do tego, by interesująco zainfekować nas choćby odrobiną okultyzmu. Na najnowszej płycie Discordian Community Ensemble proponuje nam bowiem muzyczny odczyt trzech poematów z dzieła Aleistera Crowleya Księga Kłamstw. Teksty śpiewać będzie doskonała sopranista z Barcelony, Ilona Schneider, a za oprawę muzyczną odpowiadać będzie kompozytor i dyrygent El Pricto oraz dziewięciu innych instrumentalistów.

W ramach uzupełnienia tej intrygującej lektury, Pricto proponuje nam jeszcze kompozycję Tzim-Tzum, tym razem nie kotwiczy jednak tego pomysłu w dziejach literatury, ani tym bardziej okultyzmu. Tu zagra dla nas znów dziewięcioosobowy skład, a utwór pozbawiony będzie warstwy werbalnej.

 


Three Poems By Aleister Crowley

Barcelona Improfest, Luty, 2017 - Ilona Schneider (sopran), Agustí Martínez (saksofon altowy), Naná Rovira (klarnet basowy, kanał prawy), Eduard Altaba (kontrabas, kanał prawy), Diego Caicedo (gitara elektryczna), Vasco Trilla (perkusja), Cárlos Ródenas (kontrabas, kanał lewy), Luiz Rocha (klarnet basowy, kanał lewy), Xesc Llompart (skrzypce), Pope (trąbka) oraz El Pricto (kompozycja, dyrygentura). Trzy części z tytułami, łącznie niespełna 30 minut.

Ceremoniał otwarcia spoczywa w rękach Vasco Trilli. Muzyk buduje powłokę perkusjonalnego ambientu, w którą powoli wgryzają się strunowe dźwięki, zarówno akustyczne, jak i elektryczne. Po dość krótkiej introdukcji masywny drumming, salwy instrumentów dętych i post-operowy show Ilony Schneider wprowadzają nas do głównego nurtu kompozycji. Opowieść od razu stawia na gęstość, pewnego rodzaju powabność, ale i niemal filharmoniczny rozmach. Elementy precyzyjnie zaaranżowane przez Pricto komentowane są intensywnymi spiętrzeniami czynionymi na wdechu i rozimprowizowanymi wydechami. Jak zawsze w przypadku dzieła Wenezuelczyka, zmiana goni tu zmianę, a całość ma pewną charakterystyczną powtarzalność. Peaki emocji zdaje się kreować przede wszystkim dynamiczna perkusja, którą perfekcyjnie kontrapunktuje kobiecy sopran, zdolny w ułamku sekundy zmienić sytuację dramaturgiczną niemal o 180 stopni. Wszystko wszakże dzieje się tu z woli i nakazu dyrygenta. Muzycy kreują opowieść na zasadach demokratycznych, a indywidualne popisy należą do rzadkości (bodaj raz zgodę na samowolę dostaje alcista). Nerwowe, prawdziwie wyzwolone chamber z posmakiem free jazzu sfinalizowane zostaje drobną, acz niemal rockową kipielą gitary.

Druga kompozycja wstaje z kolan w oparach ciszy – suchych, dętych pomruków, ledwie dotykanych strun i lękliwych fraz wokalistki. Smugi czerni rysują raz za razem dwa kontrabasy i towarzyszące im klarnety basowe. Narracja stawia tu na improwizację, a jedynie w momentach śpiewu flow całej orkiestry zdaje się trzymać frontu pięciolinii. Oto zmysłowe chamber grane wysoko, destymulowane lekami spowalniającymi pracę serca. Gdy opowieść przechodzi w fazę minimalistycznych grepsów, na dysku bez chwili ciszy wyświetla się trak numer trzy. Na jego otwarcie dostajemy krótką lekcję pytań i odpowiedzi, realizowaną dychotomicznie przez dęciaki i strunowce. Rodzi się meta rytm, na który wyjątkowo spokojny głos nakłada Ilona. Narracja gęstnieje za sprawą repetycji, jaką konstruuje gitara Diego. Emocje rosną, a działania orkiestry zaczynają nabierać post free-jazzowego posmaku. Po kilku pętlach całość przygasa do wymiaru efektownego free chamber. Głos pięknie lepi się tu z podmuchami saksofonu altowego i doprowadza kompozycję do dość nagłego zakończenia, skwitowanego oklaskami.

 

Tzim-Tzum

Barcelona TepeKaLeSound, Listopad, 2019 - Fernando Brox (flet), Agustí Martínez (klarnet), Pope (trąbka), Aram Montagut (puzon), Amaiur González (tuba), Diego Caicedo (gitara elektryczna), Jaime Del Blanco (skrzypce), João Braz (wiolonczela), Alex Reviriego (kontrabas) oraz El Pricto (kompozycja, dyrygentura). Jeden trak, 23 minuty z sekundami.

Tym razem w roli introduktora występuje kontrabas pod palcami Reviriego. Niski dron, który żłobi bruzdę, do której co chwilę spadają dęte salwy. Obok gitara Caicedo, który buduje spokojny, ale bardzo mroczny flow. Smyczki szeleszczą, a z całości wypowiedzi muzyków zieją grozą! Efektowna, pulsująca sinusoida rosnących emocji, wrzący tygiel ponadgatunkowych zdarzeń fonicznych, typowych dla wyzwolonej muzyki z równie wyzwolonej Barcelony. Z każdą sekundą ekspozycja gitara nadyma się czernią. Reszta instrumentów kompulsywnie ripostuje, po czym gaśnie do poziomu kontrabasowych pojękiwań. Narracja toczy się niczym choroba dwubiegunowa – emocje, napięcie i eksplozje mocy, cisza, czerń i oddech nieznanego. Pricto trzyma jednak wszystko w garści - nie brakuje mu pomysłów płynących z pięciolinii, jak i wynikających z akcji dyrygenckich prowadzonych ad hoc (tego ostatniego możemy się jedynie domyślać). Niespodzianka goni tu niespodziankę, a nad wszystkim zdaje się czuwać mroczny oddech czarnej gitary. Strunowe perełki i plastry gorzkiego miodu spod dysz, nerwowe oddechy i dramaturgiczne zaklęcia. Gęsta uroda chwili.

W połowie seta Pricto ustawia narrację znów w blokach startowych – niski smyczek na gryfie kontrabasu kreuje efektowną ciszę przed burzą. Piękna pętla dramaturgiczna, którą zdobią salwy dętych i smutek strunowych. Gitara wpada w furię, ale jakby w rekontrze skrzypce i wiolonczela płyną dość spokojnie wyschniętym korytem rzeki. Nagle na zaskakujące interludium decyduje się klarnet, wsparty na delikatnych strunach, kierując opowieść w objęcia wystudzonej kameralistyki. Po kilku głębszych oddechach narracja powraca jednak do bardziej emocjonalnych fraz – z jednej strony piękne, dęte podmuchy, z drugiej basowe konwulsje. Wszystko komentowane jest na bieżąco przez naładowaną mrokiem gitarę. Piękna, zbiorowa histeria! Na zakończenie seta orkiestra wpada w post-zornowską galopadę trudnych przypadków, po czym ratuje się salwą mocy, w pełni kontrolowaną oczyma dyrygenta. Sam finał uczyniony zostaje na raz, niczym bicz sprawiedliwości, piękne resume doskonałego nagrania!

 

El Pricto/Discordian Community Ensemble Three Poems By Aleister Crowley​/​Tzim​-​Tzum (Discordian Records, DL 2021)

 

*) Święte Księgi Thelemy, Aleister Crowley



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz