wtorek, 22 marca 2022

Edwards, Noble & Silver! The empty bottle of Cafe Oto!


Brytyjska jakość w muzyce swobodnie improwizowanej zdaje się nie mieć granic! Kiedykolwiek nie zawitalibyśmy choćby do takiego Cafe Oto, zawsze natknąć się możemy na soczysty strumień swobodnie kreowanych dźwięków, nawet wtedy, gdy lockdown reality ubiegłej wiosny nie pozwoliła na uczestnictwo w koncercie nawet jednego widza!

Wtedy to właśnie, na klubowej scenie odnajdujemy dwóch gigantów gatunku, Johna Edwardsa i Steve’a Noble’a oraz nieco młodszego metrykalnie, tylko odrobinę mniej utytułowanego, ale z pewnością równie kreatywnego muzyka, Yoni’ego Silvera. Nie pozostaje nam nic innego, tylko wygodnie usiąść na niewygodnym krzesełku i dosadnie pozachwycać się niemal każdym dźwiękiem. Spektakl ów polecamy zatem w całości, w każdych okolicznościach przyrody, także w trakcie eksplodującej lokalnie wiosny. Przy okazji zauważmy, iż to kolejna płyta w katalogu nowego londyńskiego labelu Shrike Records! Keep it on!

 


Dźwięki otwarcia wydają się być dość spokojne, budowane skromnymi preparacjami kontrabasu i werbla, tudzież bass-klarnetowymi powtórzeniami. Muzycy kolektywnie poszukują tu drogi, czerpiąc radość z melodyjnych fraz dęciaka, post-kameralnego smyczka i perkusyjnych fraz bitych, tudzież tartych, płynących na razie z samego dna narracji. Skrupulatność, nieśpieszność, dbałość o detale, to kolejne parametry tej fazy improwizacji. W dalszej części nagrania klarnet zaczyna snuć cyrkulacyjne drony, a jego koledzy sycić opowieść kolejną porcją preparowanych dźwięków, od szmeru po piskliwie śpiewy. Efektem tych aktywności artystów jest finałowe spiętrzenie klarnetowych fraz, podsycane dobrą dynamiką sekcji rytmu. Druga opowieść powstaje na styku dętego echa, rezonujących talerzy i strunowych mikro fraz. Dęciak spogląda tu ku niebu, smyczek rysuje meta melodykę, perkusjonalia zaś budują bystre tło. Kulminacją tej części koncertu są, prowadzone w samotności, klarnetowe preparacje.

Trzecia opowieść, tak jak poprzedniczka, rodzi się w ciszy szeleszczących dźwięków, ale dość szybko przechodzi w tryb nerwowej wymiany poglądów. Można odnieść wrażenie, iż na małej scenie klubowej posadowiło się nagle aż trzech perkusjonalistów. Narracja właściwa tworzy się tu z zadziornych, kanciastych fraz, które z czasem zyskują pokrętną dynamikę. Kolejną część koncertu kreują plejady short-cuts, przy czym klarnet szuka nimi raczej melodyki, podczas gdy bas i perkusja prowadzą improwizację bliską estetyce call & responce. Te dwa ostatnie instrumenty zdają się mieć przez moment ochotę na bardziej typowy flow, ale lenistwo klarnetu pcha improwizację ku mniej oczywistym rozwiązaniom. Kontrabasista wychodzi ze skóry, jego pizzicato & arco, specjalność zakładu, zdobi tu każdą pętlę narracji. W efekcie tych przeciwstawnych koincydencji muzycy w ostatecznym rozrachunku budują dość rzewną meta balladę, która okazjonalnie łapię dynamikę. W tych dokładnie momentach koncert sięga po to, co ma najlepsze! Brawo!

Początek piątej odsłony koncertu, to krótki kurs z mechaniki, którym dostarcza nam tarcia, piłowania i klarnetowy bezdech. Muzycy produkują dłuższe frazy, które brzmią niczym cisza przed burzą, choćby śpiewne pomruki, rezonujące westchnienia, czy post-barokowe grepsy. Narracja wspina się dronami na drobne wzniesienie, po czym efektownie spada w objęcia ciszy. Klarnet preparuje, kontrabas fermentuje, a perkusja bije podziemny rytm. Można się spierać, co tu jest piękniejsze – zagęszczenie, czy powolna śmierć.  W szóstej improwizacji muzycy serwują nam mały festiwal fake sounds. Trudno nam wskazać, czy słyszymy klarnetowe piski czy tarcia smyczkiem po krawędzi talerza. Morze preparacji oddycha tu bowiem swoim rytmem. Z jednej strony, to drobne odgłosy i filigranowe dzwonki, z drugiej drony suchego powietrza i eksplozje wprost z kontrabasowego gryfu. Dead ballad of sorrows najpierw pnie się ku górze, potem zaczyna chrobotać niczym stado chrabąszczy. Na końcowej prostej gęsta narracja pchana jest do przodu podskórnym rytmem.

Zupełnie niepostrzeżenie muzycy docierają do ostatniego epizodu tego niezwykłego koncertu. Na jego starcie w roli stawiającego znaki zapytania klarnet basowy, wypuszczający z siebie całe garście dziwnych dźwięków, które zdają się mieć niemal elektroakustyczny posmak. Tuż obok trzeszczy smyczek, który siłuje się z bezwładem kontrabasowych strun. Całkiem energiczny drumming burzy ów dramaturgiczny zastój w połowie czwartej minuty. Tempo i intensywność pną się ku górze, czyniąc finał koncertu niemalże ognistym. Po czasie, posadowione na flankach klarnet i kontrabas zaczynają przygasać, brnąca zaś środkiem perkusja czyni to kilka chwil później.

 

John Edwards, Steve Noble & Yoni Silver HEME (Shrike Records, CD 2022). John Edwards – kontrabas, Steve Noble – perkusja i instrumenty perkusyjne oraz Yoni Silver – klarnet basowy. Londyn, pozbawiona publiczności Cafe Oto, 24 kwietnia 2021 roku. Siedem improwizacji, ponad 66 minut.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz