piątek, 16 września 2022

Traktor by Ederer, Moore and Prevost! What a cover, what a game!


Zacznijmy od okładki! Pół wieku i sześć lat temu światło dzienne ujrzała pierwsza płyta legendy świata improwizacji, formacji AMM. Okładkę albumu zdobiła żółta ciężarówka, a autorem projektu był gitarzysta grupy Keith Rowe.

Dziś w naszych rękach ląduje album zatytułowany Traktor, a jego okładkę, jak widać poniżej, zdobi … żółty traktor. To oczywiście nie przypadek, ta dzisiejsza grafika jest bowiem hołdem dla okładki sprzed ponad pół wieku. Informuje o tym albumowe credits, a dodatkowo poświadcza obecność na płycie Eddiego Prevosta - ojca założyciela AMM, perkusjonalisty i mistrza rezonującego talerza. Wreszcie same dźwięki zawarte na srebrnym dysku, wydanym przez londyński Shrike Records, doprawdy wyśmienite od pierwszej do ostatniej sekundy koncertu, jaki miał miejsce ubiegłego lata w stołecznym klubie Iklectik. A wewnątrz samego Traktora, obok perkusjonalii, odnajdujemy także kobiecy głos udanie zaplątany w elektronikę i niebanalna gitara o stu twarzach – czyli Iris Ederer i Nathan O. Moore. So welcome and enjoy!



 

Aurę otwarcia tworzą dźwięki rezonującego talerza, basowy beat-box wprost z gardła i szkliste, nasączone amplifikacją plamy gitarowe. Głos zdaje się tu niekiedy przypominać gitarowe wah-wah, niesie też w sobie bliżej nieokreślony, dalekowschodni posmak. Z czasem narracja zagęszcza się, choć pozostaje dość lekka, a każdy z muzyków dokłada drobne porcje coraz brudniejszych fraz. Pojawiają się akcenty rytmiczne, ale perkusjonalista wydaje się być tym ostatnim za ten proceder odpowiedzialnym. W toku ponad 20-minutowej improwizacji otwarcia nikt z artystów nie idzie na skróty. Moore produkuje elektroakustyczny śmietnik, Ederer drąży skałę okablowana elektroniczną poświatą, a Prevost doskonali metody wydobywania dźwięków z talerza za pomocą dobrze zaostrzonego smyczka. Narracja z jednej strony skrzy się post-industrialnymi atrybutami, z drugiej zdaje się być od krok od onirycznej aury nieskończoności. Na gryfie gitary pojawiają się dubowe repetycje, z kolei głos ucieka w silny, niemal psychodeliczny pogłos. Oba wspomniane ośrodki dźwięku płyną tu ambientową strugą, którą trzyma przy życiu błysk rezonującego talerza. Po dość skromnym wytłumieniu narracja powraca na wytyczony tor wypełniona jakby większą ilością czystych, bardziej wystudzonych emocjonalnie fraz. Akcenty drummingowe po metalowych przedmiotach dają z kolei asumpt do budowania czegoś odrobinę bardziej dynamicznego. Finał pierwszej improwizacji rzeczywiście dostarcza nam dużo emocji. Wokalistka odmienia twarde „r” przez wszystkie przypadki, gitarzysta schodzi na poziom basowych dźwięków, a perkusjonalista udaje się na rezonującą przebieżkę niewielkim wzniesieniem.

W drugiej opowieści pojawiamy się chyba lekko spóźnieni. Rozgrzani już muzycy ślą ku nam kompulsywne pozdrowienia. Długie frazy budowane basowym głosem, delikatnie sprzęgająca się gitara i perkusjonalia, które klecą dla nas niebanalną ekspozycję drummingową, chwilowo pozbawioną elementów rezonujących. Całość znajduje tu ciszę ledwie po kilku minutach. Start trzeciej improwizacji wydaje się być wyjątkowo spokojny. Subtelne frazy gitary i głosu, oniryczne piski talerza. Artyści lepią dron wagi lekkopółśredniej. Emocje wszakże buzują i dają nadzieję na kolejne spektakularne wydarzenia. Narracja osiąga stan drobnej kipieli w ułamku sekundy, ale faza wystudzenia trwa równie krótko. Gitara proponuje akcenty perkusyjne, głos wtłoczony w elektronikę łapie dubową poświatę. Na koniec mamy wrażenie, że wszystkie dźwięki na scenie są efektem zjawiska rezonansu magnetycznego.

Ostatnia improwizacja, podobnie jak pierwsza, trwa ponad 20 minut. Jej początkowa faza tkana jest z ochłapów fonii – szelestów, mikro pulsacji, zgrzytów i subtelnie rezonujących fraz. Dubowe klimaty gitary i wokalu konfrontowane są tu z dronem smyczka łamiącym fakturę talerza. Muzycy wspinają się na niewielki pagórek, po czym oszołomieni ciszą szukają nowych dźwięków. Z jednej strony perkusjonalna akustyka, z drugiej posmak post-jazzowego fussion. Wokalistka snuje dźwięczne mantry, Panowie łapią drobną dynamikę pod szprychy. Zmiana goni tu zmianę, a poziom ekspresji faluje niczym wzburzony ocean. Gitara ginie w otchłani pick-upów, wokal płynie po kablach, albo poza nimi, łapiąc efektowne echo, a nerwowe perkusjonalia dopełniają obrazu psychodelicznego tańca w miejscu. Wygaszanie tej dość ekspresyjnej narracji zaczyna się pięć minut przed końcem. Prévost skupia się już wyłącznie na rezonującym talerzu, Ederer przepuszcza glos przez elektroniczną fakturę, a Moore szumi gorącym amplifikatorem i delikatnymi flażoletami. Z jednej strony post-balladowe frazy, z drugiej zgiełk perkusjonalii, które rozsiewają klimat AMM na cały Londyn. Ostatnie chwile przed ciszą zakończenia wypełniają gitarowe sprzężenia.

 

Iris Ederer/ NO Moore/ Eddie Prevost Traktor (Shrike Records, CD 2022). Iris Ederer – głos i elektronika, NO Moore – gitara (guitarism) oraz Eddie Prevost – instrumenty perkusyjne. Nagranie koncertowe, Iklectik Arts Lab, Londyn, lato 2021. Cztery improwizacje, 61:38.



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz