Belgijski gitarzysta Dirk Serries, stały bywalec tych łamów, kontynuuje współpracę z muzykami portugalskimi. Tym razem proponuje spotkanie z gitarzystą Luisem Lopesem, którego również nie trzeba przedstawiać w zadanych okolicznościach gatunkowych. W zgrabnie zaaranżowanym trio spotykamy także Martinę Verhoeven, która dopełnia obrazu nagrania poczynionego w gronie dobrych znajomych trybunowej socjety.
Belgijka grywała onegdaj na kontrabasie i wiolonczeli, od
pewnego czasu jest już na stałe pianistką, okazjonalnie sięgającą po instrument
klawiszowy zwany crumar piano, który
w omawianym dziś przypadku swym niepowtarzalnym brzmieniem stawia obu gitarzystów
w intrygującej sytuacji dramaturgicznej i estetycznej.
Muzyków odnajdujemy w doskonale nam znanej, koncertowej …
kaplicy w Brechcie. Dokumentacja fonograficzna ulepiona jest w jeden trak, ale śmiało w rozbudowanej,
pięćdziesięciominutowej ekspozycji możemy wyróżnić trzy, a nawet cztery
epizody. Nagranie inicjuje jazzowa gitara, która po niedługiej chwili liczyć
może na wsparcie drugiej gitary. Ciepłe, delikatne piano pojawia się w grze po
półtorej minuty. Bardzo ciekawie brzmiące otwarcie kojarzyć się może z
debiutanckim nagraniem … Return To Forever sprzed ponad półwiecza. Tymczasem opowieść
nabiera masy, ale nie tempa. Bardziej energiczne ruchy, szczególnie na klawiaturze,
odnotowujemy po mniej więcej siedmiu minutach, z kolej po dwunastu frazy każdego
z muzyków stają się bardziej zadziorne, a tempo wreszcie nabiera rumieńców. Nie
brakuje dobrych reakcji, a brzmienie wszystkich instrumentów wydaje się w tym
momencie dość podobne. Improwizacja staje się rytmiczna, tłusta, z delikatnym posmakiem
intrygującej kwasowości. Po upływie siedemnastej minuty gaśnie wprost w niczym
niezmąconą ciszę.
Nowy wątek budowany jest bardzo pieczołowicie. Na gryfie gitary
Dirka pojawia się smyczek, piano Martiny brzmi wyjątkowo onirycznie, a gitara
Luisa cedzi drobne frazy przez zaciśnięte zęby. Martwa ballada trwa kilka
chwil, budowana zarówno w niskich partiach gitarowych, jak i wyższych, klawiszowych.
Opowieść nabiera odrobiny tempa, pęcznieje też na szerokość. Brzmienie staje
się mięsiste, szczególnie piana, niemal post-industrialne i niedalekie od hałasu.
W okolicach dwudziestej szóstej minuty następuje kolejne tego wieczorku wystudzenie,
tym razem nieoparte na chwili ciszy. Przez pewien czas na scenie panuje
wystudzona, leniwa flauta, bez ogniska zapalnego, bez skłonności do podejmowania
nowych decyzji dramaturgicznych. Ów martwy taniec przez moment staje się duetem
bez Lopesa, opartym na plamach klawisza i gitarowych, suchych akordach. Powrót
do tria okraszony jest porcją pick-up’owej
elektroniki, ale nie trwa długo, gdyż na kolejne kilka chwil spektakl staje się
samotnym udziałem Portugalczyka. Potem wspomaga go Belg.
Belgijka wraca do rozgrywki wysoko zawieszonymi frazami, a
improwizacja w mgnieniu oka nabiera bardziej dynamicznego kształtu. Spiętrzenie
jest o tyle intrygujące, iż tym razem każdy z artystów frazuje inaczej, niosąc indywidualną
jakość. Po osiągnięciu szczytu flow
opada na samo dno ciszy, zgaszony do pojedynczego dźwięku piana. Na końcowe
minuty powraca formuła arco, który
staje się chyba udziałem obu gitarzystów. Refleksyjne, mroczne oddechy i westchnienia
oblepione subtelnym ambientem towarzyszą nam już do samego końca. Na ostatniej
prostej trudno nie dostrzec delikatnego, pięknie uformowanego wzniesienia.
Martina Verhoeven, Luis Lopes & Dirk Serries Invincible Time (Raw Tonk Records, CD
2025). Martina Verhoeven - crumar piano,
Luis Lopes – gitara oraz Dirk Serries – gitara. Nagrane w Oude Klooster Chapel, Brecht, Belgia, maj 2023. Jedna improwizacja,
50 minut.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz