piątek, 4 kwietnia 2025

Jane in Ether goes Oneiric!


Magda, Biliana i Miako zabierają nas do krainy czarów. Do wielkich kufrów pakują fortepian (a w zasadzie jego niebywale akustyczne wnętrze), skrzypce (nierozerwalnie w tym przypadku związane z głosem) i odtwarzacze, na których zarejestrowane są dźwięki, z pewnością przydatne w trakcie podróży. Ta będzie czteroetapowa, z czego odcinek trzeci, prawie dwudziestominutowy, wyniesie nas na orbitę okołoziemską, z której w ogóle nie będziemy chcieli wracać. The way of no return, to uzupełniający tytuł całego przedsięwzięcia, którego realizacja zajmie nam niepełne trzy kwadranse.



 

Pierwsze minuty oblepione są kurzem i szumem tajemniczych, dętych podmuchów. Rezonują struny skrzypiec i piana, o piaszczysty brzeg uderzają spokojne fale wystudzonego oceanu. Oniryczna aura kreuje strumień metalicznych, okazjonalnie melodyjnych dźwięków. Całość przypomina misterną plecionkę, a może unoszącą się w powietrzu jedwabną apaszkę dalekowschodniej stewardesy z zapomnianej reklamy linii lotniczych. Ta opowieść potrafi pęcznieć, nawarstwiać się, niemal skomleć, ale nie przestaje być ceremoniałem chwili nasączonym odrobiną zagadkowej etniczności.

Druga opowieść lepi się z dropnych porcji fonii wyszarpywanych zastanej rzeczywistości. Coś zgrzyta, skrzypi, syczy jak powiew mroźnego powietrza. Pojawiają się dźwięki z gardła i recytowane pół słówka. Drżą struny, z dna piana dociera matowa melodia. Rodzaj kołysanki, której niektóre elementy nie dają się przypisać do konkretnego źródła dźwięku. Pod koniec pianistka zdaje się grać głośniej, a skrzypaczka ciszej. Całość gaśnie pod ciężarem nadchodzącego zmroku.

Najistotniejszy odcinek podróży klecony jest z długich, choć ulotnych pociągnięć zwiotczałym pędzlem. Przypomina muzykę dawną, która napotyka na problemy świata współczesnego. Rytualna, cedzona przez zaciśnięte zęby melodia, rozpacz skrywana pod osłoną zmierzchu. Modlitwa udręczonych, zastygła medytacja, która formuje się w żałobną wokalizę. Najpiękniejsza, środkowa faza utworu wydaje się nad wyraz minimalistyczna. Uroda chwila, siła kreatywnego redukcjonizmu. Tuż po niej wchodzimy w chmurę szumów, jęków, zastygłych na gryfie skrzypiec post-melodii. Końcowa część epopei faluje, jest nerwowa, rozwarstwiona, pięknie wystudzona do niemal pojedynczych fraz, gasnących oddechów trzech niestrudzonych podróżniczek.

Początek ostatniego epizodu przypomina nagrania terenowe. Drobne, szemrzące fonie, szepczący głos, drżące struny, delikatnie stukające młoteczki fortepianu. Ta leniwa pożoga z czasem nabiega odrobiny życia – smyczek tańczy po strunach skrzypiec, recorder dostarcza brzmienia przypominające połamany flet, uderzane struny piana generują coś, co mogłoby być rytmem w innej czasoprzestrzeni. Akcja nabiera bladych rumieńców. Wydaje się przez moment odrobinę bardziej intensywna. Drgania, rezonanse i preparacje prowadzą nas ostatecznie na skraj ciszy. Z tej ostatniej po kilku chwilach wyłania się końcowy, niemal niemy krzyk rozpaczy. Bolesna, nienaturalnie rozciągnięta melodia, szybki wdech i bardzo długi wydech. Aż po ostatni dźwięk.

 

Jane in Ether Oneiric (Confront Recordings, CD 2025). Miako Klein – recorders, Magda Mayas – fortepian oraz Biliana Voutchkova – skrzypce, głos. Nagrane w Studio for Electroacoustic Music, Akademie der Kunst, Berlin, październik 2023. Cztery utwory, 42 minuty.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz