Dokonania portugalskiego saksofonisty José Lencastre’a śledzimy na łamach Trybuny na bieżąco. Cenimy jego pracowitość, skrupulatność i konsekwencję w budowaniu artystycznego wizerunku oraz ten rodzaj skromności, która sprawia, iż każdorazowe spotkanie z jego muzyką niesie sporo radości, ale nigdy nie grozi dźwiękowym przesytem.
Powodem do dzisiejszego spotkania z muzyką Lencastre’a są
oczywiście jego nowe płyty, ale także pewne sympatyczne spotkanie koncertowe,
jakie miało miejsce w trakcie tegorocznej edycji lizbońskiego Festiwalu Jazz Am Agosto.
Wspomniane nowe płyty, to kolejna pozycja w dyskografii
flagowego okrętu saksofonisty – Nau Quartet, a także duetowe nagranie z perkusistą
João Sousą. Oba nagrania jak zwykle zanurzone w jazzie, ale stawiające na improwizację,
jako główną i najważniejszą metodę pracy.
Najpierw wszakże przywołajmy owo spotkanie koncertowe. Główna
scena najważniejszego festiwalu jazzowego w Portugalii, sobotni wieczór i
komplet publiczności (oczywiście wedle norm covidowych),
czyż dla muzyka pokroju Lencastre’a – artysty już ze sporym dorobkiem
artystycznym, ale ciągle zaliczanego do grona improwizującej młodzieży - może
wydarzyć się coś bardziej nobilitującego? Saksofonista zaprezentował się w kwartecie
Anthropic Neglect, który debiutował płytowo w roku bieżącym krążkiem dla Clean
Feed Records (fakt ów nie umknął naszym recenzenckim mackom!), a którego skład uzupełniają
równie nam znani muzycy z tamtej części świata - Jorge Nuno na gitarze elektrycznej,
Felipe Zenícola na gitarze basowej, wreszcie João Valinho na perkusji. Kwartet
zagrał efektowną, gęstą improwizację, w relacji do nagrania studyjnego -
bardziej ekspresyjną i chwilami mniej mroczną. Warto przy tej okazji zwrócić
uwagę, iż nasz dzisiejszy bohater grał nie tylko na saksofonie altowym (dotąd
znamy tylko takie jego ujawnienia), ale także na saksofonie tenorowym. Bystry,
improwizujący dęciak w towarzystwie psychodelizującej
gitary, doprawdy fantastycznej pracy basisty i jakże kompetentnego drummingu pozostawił w pamięci Pana
Redaktora wyłącznie miłe wspomnienia. Kolektywna, usiana niespodziankami
dramaturgicznymi, improwizowana opowieść, to coś, co cenimy sobie w sposób
szczególny! Równie intrygująca była też późnowieczorna pogawędka z muzykami,
już po zakończeniu spektaklu. Po prawdzie – umówiliśmy się na koncert w Polsce,
w bliżej nieokreślonej przyszłości post-covidowej.
José Lencastre Nau Quartet + Pedro Carneiro Thoughts Are Things (Phonogram Unit, CD 2021)
Najnowsze nagranie Nau Quartet zarejestrowano na początku
marca bieżącego roku, w portugalskim Algés, w miejscu zwanym OCP - Orquestra de Câmara Portuguesa.
Stali członkowie formacji: José Lencastre – saksofon sopranowy i tenorowy, Hernâni
Faustino – kontrabas, Rodrigo Pinheiro – fortepian i João Lencastre – perkusja
oraz w charakterze gościa, Pedro Carneiro – marimba. Cztery improwizacje trwają
łącznie 49 minut z sekundami.
Opowieść zaczyna swój żywot kolektywnym strumieniem dość
łagodnych dźwięków. Saksofon pachnie zdrowym, swobodnym jazzem i sukcesywnie
stymuluje flow, dodając mu dynamiki.
Każdy z muzyków znaczy tu teren jakością, zarówno warsztatową, jak i kreacyjną.
Dodanie do stałego składu kwartetowego marimby bynajmniej nie łagodzi brzmienia
formacji, raczej stwarza dodatkową przestrzeń dla swobodnych improwizacji.
Tempo pierwszej części zdaje się płynąć wartką sinusoidą – muzycy równie
skutecznie stymulują emocje, jak i je studzą. Sporo zadziornych płynie z tuby saksofonu,
jakby główny bohater tej historii sugerował, iż typowa dla niego dźwiękowa wstrzemięźliwość
tu akurat nie ma racji bytu. I to właśnie dialog dęciaka z kontrabasowym smyczkiem zwinnie puentuję tę część nagrania.
Kolejna zaczyna się z poziomu ciszy. Muzycy bawią się w urocze silent games, ze szczególnym naciskiem
na wymianę poglądów na linii piano-marimba, które posadowione są na
przeciwległych flankach przestrzeni dźwiękowej. Wciąż w roli głównego demiurga improwizacji
pozostaje saksofon. Samo wszakże tempo rozwija się niezwykle leniwie. Kilka
bardziej wyrazistych fraz z tuby ciągnie kwintet na drobne wzniesienie, które
syci się klimatem main-streamowego Coltrane’a.
Wprowadzenie do trzeciej improwizacji spoczywa na barkach
smyczka i saksofonu. W tle snują się mgławice piana i marimby. Kolejna
swobodna, po portugalsku dalece nieśpieszna podróż w nieznane. Oś narracji
zdaje się skupiać na dialogach fortepianu i saksofonu, delikatnie komentowanych
przez kontrabas. Tym razem dynamika płynie ze strony piana i perkusji. Na
moment saksofon milknie, a improwizacja nabiera cool-jazzowego posmaku. Powrót dęciaka
nie stymuluje emocji, ale po chwili przekształca opowieść w zgrabne trio,
bogacone delikatnymi frazami marimby. Bardziej żwawe tempo rodzi się w momencie
powrotu piana. Po małym szczycie historia kończy się dźwiękami smyczka.
Ostatnia opowieść tej jakże stylowej płyty stawia na łagodne frazy,
minimalistyczne zachowania i nieeskalowanie nadmiernych emocji. Chwilami znów
haczy o cool-jazzowe nastroje, a
jeśli szuka dynamiki, to najczęściej znajduje ją pod kołami maszyny
perkusyjnej. Muzycy pozostają tu wierni minimalizmowi, budują opowieść głównie
krótkimi frazami. Ów dramaturgicznie poukładany lazy open jazz definitywnie szuka jednak ciszy. Sam proces gaszenia
improwizacji trwa dość długo, jakby podkreślając artystyczną nieśpieszność
muzyków i ich dużą cierpliwość narracyjną.
João Sousa
& José Lencastre Free
Speech (self-bandcamp, DL 2021)
Kolejne nagranie z marca 2021, tym razem powstałe w Estudantina de São Domingos de Rana. Duet
w składzie: João Sousa – perkusja i flet oraz José Lencastre – saksofon tenorowy
i altowy, proponuje nam osiem improwizacji, dość silnie ustrukturyzowanych, trwających
łącznie dwa kwadranse i kilkanaście sekund.
Duet Portugalczyków zdaje się być całkiem ciekawy, choćby z
uwagi na fakt, iż dwukrotnie (w pierwszym i piątym utworze) proponuje nam dwa
saksofony i perkusję! Istnieje zatem podejrzenie, iż jeden z nich został przez
Lencastre’a dograny na etapie post-produkcji. Z kolei w utworze siódmym
słyszymy saksofon i flet, ale tym razem bystre credits podpowiada nam, iż na cieńszym dęciaku gra Sousa, który w tym dokładnie momencie skutecznie
porzuca grę na swym bazowym instrumencie. Na płycie mamy sześć rozbudowanych,
ale poniekąd skomponowanych improwizacji oraz dwa niespełna minutowe
interludia, które wydają się być post-rockową repetycją rytmu i saksofonowej
melodii.
Album rozpoczyna właśnie owe duetowe trio. Dwa saksofony ogrywają rytm budowany przez perkusję, niczym
klasycy amerykańskiego m-base. Narracja
do tańca i śpiewania daje się lubić, mimo swojej narracyjnej powtarzalności. Z
kolei drugi utwór jest specyficznie skonstruowany. Perkusja i saksofon
naprzemiennie grają solowe frazy, aż do momentu, gdy zaczną wspólnie budować
leniwego post-bluesa. Estetyka meta
bluesowa prześwieca także trzeciej improwizacji. Post-rockowy, repetytywny drumming i saksofon, który trzyma się
formuły open jazzu znów pozwalają nam
nieco potupać nogą i zanucić frazę. Najciekawiej zdaje się dziać w piątej
części. Znów słyszymy dwa saksofony, które przez pewien czas improwizują bez
perkusji. Wejście drummera bynajmniej
nie eskaluje tu emocji. Muzyka sączy się z tego rondla dość leniwie, nie bez
udanych przekomarzań z ciszą. O ile szósta część nie wnosi nic nowego do
formuły duetu, wręcz delikatnie przynudza, o tyle część siódma, ów duet fletu i
saksofonu, także zapisujemy po stronie plusów tej niedługiej płyty. Dwa dęciaki prowadza spokojną grę, trochę
się do siebie mizdrzą, trochę podśpiewują. Nie gubią wszakże rytmu, a całość
ich ekspozycji pachnie przez moment rytualnym folkiem. Gdyby tylko dodać
odrobinę więcej ognia we frazach obu instrumentów. Ta ostatnia uwaga tyczyć się
może Free Speach, jako całości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz