wtorek, 24 grudnia 2024

Butcher, Durrant & Wastell are hanging Around the Square, Above the Hill!


John Butcher jest artystą, który na łamach Trybuny Muzyki Spontanicznej pojawiał się w tym roku najczęściej. Ową aktywność stymulowały jego 70. urodziny, spektakularny, trzydniowy pobyt na poznańskim Spontaneous Music Festival, wreszcie imponujący wysyp nowych albumów z jego zacnym udziałem. Omówiliśmy je prawie wszystkie, czasu zabrakło jedynie na dwa luksemburskie winyle. Na koniec roku pozostał wszakże do zeksplorowania jeszcze jeden, szczególny album.

Kilkanaście miesięcy temu nasz tegoroczny bohater główny wraz z Philem Durrantem i Markiem Wastellem powołał do życia trio, którego celem jest m.in. celebrowanie dorobku artystycznego Johna Stevensa i jego molekularnej, atomistycznej improwizacji spod znaku Spontaneous Music Ensemble. Butcher – jak doskonale wiemy – osobiście współtworzył ową historię w latach 1992-94. Z kolei z Philem Durrantem i Johnem Russellem przez ponad dwie dekady prowadził trio bez nazwy własnej, które także zapisało się w historii gatunku szczerozłotymi literami, a pomiędzy pokrętnymi frazami którego pachniało stevensowskimi ideami na kilometr. Wreszcie Mark Wastell, przez dekady wiolonczelista, dziś nade wszystko kultywator idei Johna Stevensa, muzyk, który w trakcie swych zwinnych, kocich improwizacji używa akcesoriów perkusyjnych mistrza – jakże piękny, muzyczny fetysz.

Butcher, Durrant i Wastell zagrali w trakcie tych miesięcy kilkanaście koncertów (także w Poznaniu!), a pod koniec starego roku fakt ten dokumentują pierwszym wydawnictwem płytowym. Konsumuje ono fragmenty dwóch koncertów, jakie miały miejsce w kwietniu bieżącego roku w Anglii. Z radością zasiadamy do skupionego odczytu i odsłuchu jego jakże filigranowej zawartości.



 

Dwie pierwsze improwizacje, obie z londyńskiego Vortexu, zdają się sytuować na przeciwległych krańcach intensywności. Dziewięciominutowy początek, to tkanka delikatna, definitywnie filigranowa, pleciona w skupieniu i odpowiedzialności za każdą frazę. Perkusjonalia szeleszczą, czasami to drobne uderzenia w werbel lub talerz. Struny mandoliny płyną w strudze wystudzonej lawy, z kolei tuba saksofonu tenorowego wypełniona jest suchym powietrzem. Narracja przypomina balansowanie na linie, bez spoglądania jednak w przepaść. Wraz z upływem minut akcje nabierają głębi, stają się bardziej zamaszyste, nasączone większymi porcjami emocji. Na koniec zostają spuentowane dźwiękami preparowanymi z gryfu i werbla. Druga opowieść, to prawdziwy wulkan zdarzeń i kooperacji. Perkusjonalia niczym wataha gongów, roztańczony saksofon sopranowy w ruchu obrotowym i mandolina uwikłana w kłęby meta akordów. Narracja z czasem nabiera posmaku post-psychodelii, zarówno dzięki przetwornikom Durranta, jak i rozgrzanej tubie tenoru, do którego Butcher zdarzył się bezgłośnie przemieścić.

Koncert z Brighton, to cztery epizody - dwa krótkie, zwarte, kolejna rozbudowana, prawie czternastominutowa i całkiem pokaźne resume na koniec. Pierwsza opowieść z południa Anglii zdaje się być mroczną, nieco wystudzoną balladą, graną na delikatnie ugiętych kolanach. Drżą talerze, struny topią się w oleistym, post-gitarowym brzmieniu, a tuba dęciaka punktuje, skrupulatnie panując nad dramaturgią całości. Wraz z upływem czasu narracja nabiera stosownej gęstości. W kolejnej odsłonie muzycy jeszcze dosadniej pogrążają się w mroku. Słyszymy smyczek na strunach, może na krawędzi werbla, wszystko wokół szeleści, a saksofon, choć tenorowy, przypomina świergot umierających ptaków. Misterna pajęczyna mikro akcji i równie pokaźnych reakcji. Ale i tu zakończenie przynosi sporo emocji i akustycznego rozbłysku.

Piąta odsłona albumu, to jego najdłuższa część. Start przypomina poranne rozciąganie zastygłych mięśni. Flażolety, szeleszczące przeszkadzajki, przedmioty na werblu i świst z tuby saksofonu. Ta pozornie leniwa, chłodna narracja od samego początku ma jednak w sobie zalążek rytmu, pewnej przewrotnej taneczności, która nie opuści artystów do samego końca, niezależnie od intensywności danego fragmentu. Tymczasem z każdym krokiem interakcje zazębiają się. Phil cedzi ze swego naelektryzowanego instrumentu coraz więcej zaskakujących fraz. Bywa, że dudni, brzmi jak gitara basowa. John raczej w pozycji wyczekującej, szyje małe drony i rozgląda się wokół. Mark szeleści, akcentuje rytm incydentalnymi uderzeniami w werbel lub talerze. Opowieść najpierw zbliża się do poziomu ciszy, potem, po dziesiątej minucie, nabiera długo oczekiwanej intensywności. Drummingowy rytm, soczyste post-drony dęciaka i mandolinowe riffy doprowadzają improwizację do szczęśliwego końca. Finałowa ekspozycja na wstępie budowana jest z drobnych, urywanych fraz. Butcher głęboko oddycha, Wastell chwieje się na talerzach, zdystansowany Durrant znaczy teren niczym kocur. Niesiona stabilnym wiatrem, tu jakże filigranowa narracja, na ostatniej prostej nabiera definitywnie czerwonego koloru! Saksofonista wpada w oddech cyrkulacyjny, mandolinista staje się rockowym zwierzem, a perkusjonalista masywnym drummerem osadzonym na mosiężnych talerzach.

 

John Butcher/ Phil Durrant/ Mark Wastell Around the Square, Above the Hill (Confront Recordings, CD 2024). John Butcher – saksofon tenorowy i sopranowy, Phil Durrant - elektryczna mandolina, elektronika oraz Mark Wastell – perkusja, instrumenty perkusyjne. Nagrania koncertowe - Vortex Jazz Club, Londyn (1-2) oraz Rose Hill, Brighton (3-6), kwiecień 2024. Łącznie sześć improwizacji, 47 minut

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz