piątek, 27 grudnia 2024

The Circum-Disc’ fresh outfit: Almufaraka! Brûlez les meubles!


Francuski label Circum-Disc, zarządzany przez naszego ulubionego francuskiego drummera Petera Orinsa, dostarczył w roku 2024 osiem wydawnictw. Z redakcyjnych informacji ściśle tajnych wynika, iż aż trzy z nich znajdą się na corocznym zestawieniu 50 powodów, dla których warto będzie zapamiętać mijający rok. Ale to wszystko okaże się, jak zawsze, w ostatni dzień grudnia.

Tymczasem dziś zagłębiamy się w dwóch ostatnich tegorocznych wydawnictwach z Lille. Najpierw intrygujący kwartet z udziałem aż trzech głosów damsko-męskich, potem dobrze nam znana kanadyjska formacja jazz-rockowa, która tym razem, nie bez udziału gości, zaprasza nas na spacer niespodziewanie kameralny. 

Dodajmy, iż oba albumy stanowią edytorską kooperację z kanadyjskim Tour De Bras, jakże częstą w przypadku Circum-Disc.



 

Almufaraka Master Of Disorder (CD, 2024). Gaëlle Debra, Patrick Guionnet i Maryline Pruvost – głosy oraz Peter Orins – perkusja. Nagrane w la malterie, Lille, Francja, kwiecień 2024 (?). Osiem utworów, 52 minuty.

Mistrz Nieporządku, to bezwzględnie niebywała konfiguracja dźwiękowa. Trzy głosy, każdy czupurny, każdy niebezpieczny, zdolny do szaleństwa i okrucieństwa, a do towarzystwa, by nie rzec, narracyjnego przewodnictwa, jedyne w swoim rodzaju, rozhuśtane drums & percussion. Słucha się tego doskonale, niezależnie od stopnia dekonstruowania ludzkiego głosu, w znacznie mierze za przyczyną dramaturgicznej maestrii Petera Orinsa. Każda opowieść jest precyzyjnie skonstruowana, ma bystry wstęp, intrygujące rozwinięcie i niemal za każdym razem efektowną, niekiedy niezwykle filigranową reasumpcję.

Trzy głosy, dwa kobiece, jeden męski, snują tu na ogół dość separatywne narracje – jeden gada, drugi melorecytuje, jeszcze inny rzęzi, wydobywa z dna gardła basowe wyziewy. Niezwykle rzadko te głosowe strumienie można nazwać śpiewem. Wokół nich, pomiędzy nimi, snuje się struga subtelnego, dobrze zbilansowanego drummingu. Czasami to garść szeleszczących przedmiotów, innym razem akcja z wykorzystaniem werbla, tomów i talerzy. Pod koniec pierwszej części dominuje wszakże wyjątkowo intensywny szmer, jakby klangor opadających ptaków. Z kolei na początku drugiej ekspresja niesie muzyków na wysoki szczyt – wielodźwięk perkusjonalii oplata tu krzyki, jęki, piski i zawodzenia. Ów marsz szaleńców nie ma punktu docelowego, sama droga jest tu wartością. Od wybuchu wulkanu, po mantrę kociego mruczenia i kołysania do snu niegrzecznych dzieci. Od mrocznej ciszy poranka, po hałas zachodzącego słońca.

Na starcie trzeciej części mamy wrażenie, że znaleźliśmy się w samym centrum targu rybnego, na którym lokalne przekupki wyrywają sobie zdobycz. Akcja Orinsa najpierw bazuje na nisko brzmiących bębnach, potem staje się rytmicznym szuraniem po glazurze werbla. Kolejne trzy utwory definitywnie toczą się pod dramaturgiczne dyktando perkusji. Raz jest to rytmiczna nawałnica z użyciem pełnego zestawu perkusyjnego, innym razem delikatne, niemal gamelanowe rytmy, wreszcie soczysty beat, który ma niemal syntetyczną poświatę. Reakcje wokalistek i wokalisty za każdym razem wnoszą do gry nowe elementy – nie brakuje hałaśliwych zgryzów, dźwięków przypominających szorowanie zębów i płukanie gardła, burczenie i dziecięce seplenienie, wreszcie mrocznych, niemal modlitewnych wokaliz.

Finałowe dwie ekspozycje, jakby było mało, poszerzają spektrum dźwiękowe nagrania i przynoszą nowe porcje ekspresji. Siódma opowieść bazuje na dynamice nieustannie łamanego rytmu, którym towarzyszą okrzyki i nawoływania. Wszystko przypomina tu dziki taniec na mokradłach. W końcowej odsłonie albumu znów towarzyszą nam głosy rozhisteryzowanych przekupek. Orins porządkuje tytułowy Disorder soczystym, wielostrumieniowym drummingiem. Narracja faluje, sięga po rezonujące talerze, zagłębia się w mroczne zakamarki, eksploduje czystą, żywą energią ludzkiego krzyku. Samo zakończenie jest misterne, aż po ostatni, ledwie żywy dźwięk.



 

Brûlez les meubles Folio #5 (CD, 2024). Louis Beaudoin-de la Sablonnière – gitara elektryczna, Éric Normand – bas elektryczny, Ingrid Laubrock – saksofon tenorowy, Jonathan Huard – wibrafon oraz Marianne Trudel – fortepian. Nagrane w Conservatoire de Musique de Rimouski, Quebec, wrzesień 2023. Sześć kompozycji własnych, 36 minut.

Formacja Brûlez les meubles prowadzona jest przez Beaudoin-de la Sablonnière’a i Normanda od wielu lat, na ogół przybierając formę tria lub kwartetu z dobrze obsadzonymi rolami liderów-kompozytorów i doposażonych kreatywnością perkusisty i wibrafonisty. Najnowsze dzieło Kanadyjczyków, to jednak inna koncepcja – tym razem bez perkusji, ale z udziałem gości – lokalnej pianistki i świetnie rozpoznawalnej, amerykańskiej saksofonistki. Jazz-rockowy idiom ustępuje tu miejsca kameralnej melodyce, szczypcie zadumy, podanej niekiedy post-jazzowymi metodami. Efekt zdaje się zadawalać w sytuacjach dynamicznych, budząc przeciwstawne emocje w tych nadmiernie wystudzonych.

Album otwiera łagodny, melodyjny temat podany unisono. Na etapie rozwinięcia pojawiają się zalążki kreatywności i dramaturgicznych intryg, głównie ze strony basisty i saksofonistki. Posmak fussion, pierwszy i chyba ostatni raz na tym albumie, bywa tu kontrastowany onirycznym brzmieniem wibrafonu. Drugi utwór sięga po atrybuty dynamiki i zdaje się być, obok odsłony piątej, najciekawszym momentem płyty. Ostra inwokacja saksofonu, biczujące klawisze piana stają do walki o naszą uwagę z kolejnym wystudzonym tematem kompozycji. Znów z odsieczą przychodzi faza improwizacji, tu wzbogacona ciekawymi zabawami z rytmem. Trzeci utwór zaliczyć można do przesłodzonych epizodów post-chamber, z kolei czwarty najpierw sięga po gitarowe plamy ambientu, a potem serwuje nam smooth jazzowy pasaż, ratowany porcją energii z klawiatury fortepianu. W anonsowanej już piątej części dzieje się dużo dobrego – narracja jest zmyślnie pokomplikowana, artyści frazują w różnych, często dysonansowych tempach, a finał nie dość, że syci się efektowną dynamiką, to sięga jeszcze po emocje godne free jazzu. Nasz krótkotrwały entuzjazm gasi finałowa kompozycja, szyta smutną, balladową estetyką. Udane otwarcie basu ginie w otoczeniu nadmiernie wypielęgnowanej melodyki zakończenia.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz