Jesiennych przygód edytorskich Johna Butchera ciąg dalszy! Przed nami trio zadzierzgnięte z muzykami niemieckimi na potrzeby trzech koncertów, jakie miały miejsce we wrześniu ubiegłego roku. Dokument fonograficzny jednego z nich czeka na nasz skupiony odsłuch.
Prawie godzinny koncert z Kolonii dostarcza dużo emocji i
bystrych interakcji, szczyptę kameralistyki i rozległe połacie post-jazzu, który
zdaje się najzwinniej integrować artystyczne zapędy całej trójki. W tym tyglu dęto-wokalno-perkusyjnym
sporo intrygującego zamętu wprowadzają ptasie piszczałki zwane bird calls.
Pierwsze dwie improwizacje trwają prawie dwadzieścia minut i
zgrabnie uwypuklają wszelkie atuty tego trzyosobowego spotkania. Saksofonista i
wokalistka mają tu wiele wspólnych spraw – syczą, mamroczą, szemrają, snują
delikatnie zakurzone melodie, wchodzą w zwarcia, niekiedy na siebie pokrzykują,
nie rzadko w dobrych intencjach. Mogą sobie pozwolić na wszystko, albowiem nad dramaturgią
całości czuwa perkusista, który jest równie aktywny, jak subtelny - podpowiada,
dopowiada, dba to szczegóły, nie przestaje zasilać tria mocą drummingowej
kreacji. Kameralna zaduma świetnie koreluje tu z nerwowym, incydentalnie dynamicznym
post-jazzem. Każda akcja może liczyć na interakcję, choć nie zawsze na tym podobnym
poziomie intensywności. Dodatkowy smaczek, szczególnie w drugiej z opowieści stanową
dźwięki bird calls, które z jednej strony dopowiadają wokalne frazy, z
drugiej intrygują i sieją ferment. Muzycy tę część albumu kończą bardzo
efektownym i kompulsywnym szczytem.
W kolejnych, nieco krótszych improwizacjach schemat dramaturgiczny
jest podobny. Zmysłowe otwarcie, pełne preparowanych, niekiedy zdecydowanie
filigranowych fraz i dynamiczne rozwinięcie, często nawet free jazzowe, inspirowane
dobrą robotą perkusisty. Najpierw głębokie oddechy, potem drżenie i syczenie,
wreszcie tumany kurzu i rezonansu, to przykładowe inauguracje utworów środkowej
części albumu. Stadia rozwoju bywają tu bardzo melodyjne (gdy Butcher sięga po
sopran), innym razem zdecydowanie bardziej eksperymentalne (gdy w grze
uczestniczy saksofon tenorowy). Z roli wiecznej mącicielki nie wychodzi doskonale
usposobiona wokalistka i jej ptasie akcesoria.
Przedostatnia improwizacja trwa ponad osiem minut i ma kilka
wyraźnych faz. Otwiera ją solowa ekspozycja saksofonu tenorowego, potem następuje
krótki duet wokalno-perkusyjny, wreszcie krwisty i atrakcyjny rozkwit grany już
pełnym składem. Wokalistka zawodzi tu niczym Beduin, perkusista nie szczędzi nowych
rozwiązań realizowanych na ciekawej dynamice, a w dętej tubie nie brakuje typowej
dla Butchera fizyki użytkowej. Także ta improwizacja ma swoje spiętrzenie, tu szczególnie
ekspresyjne. Początek finałowej improwizacji przypomina wystudiowaną modlitwę.
W dalszej fazie utworu muzyków znów niesie na wzgórze ich trudny do opanowania temperament.
Samo zakończenie albumu jest głośne i dynamiczne.
Leaflight: John
Butcher, Ute Wasserman, Martin Blume Close Calls (FMR Records, CD 2025).
John Butcher – saksofon tenorowy i sopranowy, Ute Wasserman - głos, bird
calls oraz Martin Blume – perkusja, instrumenty perkusyjne. Nagrane w klubie
LOFT, Kolonia, Niemcy, wrzesień 2024. Dziewięć improwizacji, 54 minuty.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz