piątek, 19 grudnia 2025

Company lives! Improvised London strikes again!


Wasz dzielny trybunowy reporter dotarł w połowie grudnia do Londynu, albowiem tam właśnie (w Cafe Oto, bo gdzieżby indziej!) miała miejsce dwudniowa celebracja dwudziestej rocznicy śmierci jednego z ojców założycieli swobodnej improwizacji, brytyjskiego gitarzysty Dereka Baileya. Dodajmy, iż dzień wcześniej odbyła się także projekcja filmu o muzyku, a dzień później koncert dodatkowy. Dwa dni wcześniej nasze reporterskie macki zaliczyły także kolejną edycję duetowego impro-meetingu BRÅK, jakby odbywa się w uroczym barze piwnym waterintobeer w południowym Londynie.

Skupmy się wszakże na Baileyu! O jego wkład w ukształtowanie idiomu freely improvised music toczą się od lat dyskusje, ale dotyczą jedynie stopnia wpływu koncepcji artystycznych gitarzysty na rozwój gatunku (innymi słowy, czy był najważniejszy, czy może równie ważny jak John Stevens, czy Evan Parker). Jedno w każdym razie dyskusji nie podlega – idea improwizowanych spotkań artystów i łączenia ich w składy, w których spotykali się ze sobą na scenie po raz pierwszy, to definitywnie modus operandi wybitnego improwizatora i zjawisko, które na stale zapisało się jako metoda twórcza muzyki swobodnie improwizowanej. Bailey takie spotkania zaczął organizować w drugiej połowie lat 70. i kontynuował niemalże do końca swych dni, a przynajmniej do początkowych miesięcy trzeciego tysiąclecia. Nazywał je Company, i tak też została nazwana impreza, która uświetnić miała dwudziestą rocznicę jego śmierci.

 


Za kształt artystyczny przedsięwzięcia odpowiedzialni byli muzycy, którzy wielokrotnie w spotkaniach Company brali udział – John Butcher i Mark Wastell. Do udziału w improwizacjach zaprosili oni grono artystek i artystów, zarówno tych uznanych i doświadczonych we współpracy z Baileyem, jak i tych młodszych, których dane personalne nie są nadmiernie przegrzane na londyńskich plakatach koncertowych. Zwał, jak zwał, tym razem Company stworzyli: Khabat Abas (wiolonczela), Julia Brüssel (skrzypce), John Butcher (saksofony), Teresa Hackel (flety, recorders), Charles Hayward (perkusja), Petra Haller (tap dance), Pat Thomas (fortepian, elektronika), Matt Wand (elektronika), Alex Ward (gitara elektryczna, klarnet) oraz Mark Wastell (instrumenty perkusyjne).

Mniej więcej godzinę przed pierwszym dźwiękiem muzycy zebrali się w kręgu i wówczas Mark Wastell przedstawił im zasady koncertu – artyści będą wywoływani na scenę przez konferansjera i dopiero wtedy dowiedzą się z kim będą za moment grać. Każda improwizacja będzie trwała około piętnastu minut, a zestaw dwóch kolejnych improwizujących składów stworzy jeden koncertowy set. Każdy dzień składać się będzie z trzech setów, czyli łącznie publiczność Cafe Oto obejrzy dwanaście improwizujących składów. Dodajmy, iż parytet będzie pilnie strzeżony – każdy z artystek i artystów wystąpi na scenie dwa razy dziennie, każdorazowo w innym towarzystwie.

  



Pierwszego dnia imprezy wysłuchać nam było dane dwóch duetów, jednego trio, dwóch kwartetów i na finał kwintetu. Dnia drugiego z kolei - jeden duet, trzy tria, kwartet i znów na zakończenie kwintet. Próżno wyróżniać pośród nich te najciekawsze, albowiem każda kilkunastominutowa improwizacja na to miano zasługiwała. Oczy i uszy kierowaliśmy często na kobiecą część składu Company, gdyż dla niżej podpisanego były to pierwsze spotkania sceniczne z artystkami. Każda z nich wnosiła do wizerunku wydarzenia mnóstwo jakości, wszystkie one wchodziły w wyśmienite interakcje ze starszymi kolegami. Może jedynie, od czasu do czasu, brakowało im odrobiny brawury, tudzież śmiałości, by weteranom gatunku postawić jeszcze wyższe wymagania. Szczególnie udanie prezentowała się na scenie Cafe Oto skrzypaczka Julia Brüssel, która balansowała pomiędzy post-klasyczną melodyką, zwinnymi preparacjami i frazami amplifikowanymi całkiem pokaźną skrzyneczką przetworników, szczególnie przydatną w momentach, gdy partnerzy nie szczędzili mocy i nieakustycznych środków wyrazu. Taka sytuacja miała miejsce choćby w trakcie ostatniego odcinka dwudniówki, który realizowali Thomas (na elektronice), Butcher (na sopranie), Wand (na elektronice), Hayward (na perkusji) i rzeczona Brüssel. Na wyjątkową uwagę zasłużyły dwa składy różniące się poziomem intensywności od innych ekspozycji – duet preparowanego fortepianu Thomasa i wielkich, rezonujących talerzy Wastella oraz minimalistyczne trio z udziałem elektrycznej gitary Warda, elektroniki Wanda i fletów Hackel. Truizmem należy określić fakt, iż każdorazowa obecność na scenie Butchera, naprzemiennie z tenorem i sopranem, gotowała serca miłośników free impro. Tejże sceny choćby na moment nie opuszczał duch i słowa samego Baileya, które zabawnie wplatał w zapowiedzi kolejnych improwizacji Stewart Lee.

  


W uzupełnieniu raportu ze sceny Cafe Oto dodajmy, iż w przeddzień imprezy odbyła się premiera filmu dokumentalnego Iana Greavesa „So Watt Special: Derek Bailey - New Sights, Old Sounds”. Materiał zawierał dużo nagrań archiwalnych, a także garść słowa mówionego, podkreślającego bardzo specyficzne poczucie humoru i artystyczną bezkompromisowość gitarzysty, która niekiedy okazywała się po prostu szczerością i prostolinijnością jego werbalnego przekazu. Londyńską celebrację podsumował zaś środowy koncert dodatkowy w clubie Vortex, gdzie improwizowali Thurston Moore na gitarze i Mark Wastell na perkusji, do których po mniej więcej dwudziestu minutach dołączył Alan Wilkinson na saksofonie altowym. Muzycy rozpoczęli w dalece post-psychodelicznym duecie, niemal onirycznym w klimacie, by po rozwinięciu w trio popaść w urokliwe spazmy free jazzu.

 


Londyński pobyt Trybuny, to nie tylko uczestnictwo w baileyowskim święcie. W sobotę 13 grudnia Wasz wysłannik gościł na kolejnej edycji festiwalu BRÅK, w trakcie którego na małej scenie baru piwnego w Brockley wystąpiły jak zawsze trzy duety. Najpierw improwizowali Tom Challanger na saksofonie tenorowym oraz Alex Bonney na trąbce, potem John Butcher na saksofonie tenorowym i sopranowym oraz Colin Webster na saksofonie barytonowym, wreszcie Tom Ward na klarnecie, flecie i saksofonie altowym oraz Will Graser na floor percussion. Każdy set był definitywnie smakowity, szczególnie ten środkowy, w którym szyki zwarli przedstawiciele dwóch pokoleń wybitnych londyńskich saksofonistów.

 

 Zdjęcia własne, nieobjęte prawami autorskimi:

1) Alex, John i Matt

2) Teresa

3) Julia, Charles, John i Matt

4) John i Colin



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz