niedziela, 2 lutego 2020

Mełech, Majewski, Królikowski & Buhl! Kwartet!


Nowości wydawniczych roku … 2019 ciąg dalszy! Zgodnie ze starogrecką maksymą filozoficzną – lepiej późno, niż wcale – zapraszamy na występ pewnego Kwartetu w składzie krajowym!

Wiosna 2018 roku, okoliczności dalece peryferyjne, a na wyimaginowanej scenie czterech muzyków: Piotr Mełech na klarnecie i klarnecie basowym, Jarosław Majewski na kontrabasie, Jacek Buhl na perkusji oraz – już doprawdy … wyimaginowany, gdyż nie uczestniczył we wszystkich nagraniach, w niektórych dogrywał swoje improwizowane partie na etapie post-produkcji - Jakub Królikowski na fortepianie. Krążek nazwany … Kwartet, dostarcza bydgoska inicjatywa wydawnicza Plexus Of Infinity (CD, płyta miała swoją premierę u progu wiosny roku poprzedniego). Dziesięć improwizacji (nazwanych na okładce kompozycjami) potrwa dokładnie 54 minuty i 36 sekund.




Ciche półdźwięki fortepianu i kontrabasu, perkusjonalne zdobienia i równie tłumione emocje w tubie klarnetu – oto fauna i flora dalece swobodnej improwizacji, kreowanej być może w oparciu o pewne predefiniowane struktury. Opowieść budzi się do życia w okolicznościach dużej, otwartej przestrzeni, po części w metaforycznym rozumieniu tego określenia. Bystre, ekologiczne otwarcie, pełne demokratycznego porządku, którego dynamikę buduje precyzyjny drumming. Pieśń kolejna, nieco bardziej dynamiczna, meta taneczna – gęste perkusjonalia, klarnet i jego małe frazy, temperamentny kontrabas. Zwinne podprowadzanie pod epizod trzeci, w którym rozbłyska już kwartet. Otwarcie przypada w udziale perkusji i kontrabasowi, piano wkleja się bezboleśnie, brzmi niczym podrasowany klawesyn. Wszystko zaś szyte jest podskórną dynamiką kontrabasu, który brzmi niczym instrument Johhny’ego Dyani, ciekawie wykorzystując efekt wzmacniania dźwięku akustycznego prądem niewielkiej mocy. Tuż przed upływem drugiej minuty swoją opowieść zaczyna snuć rzewny klarnet. Narrację buduje melodyka i repetycja, a zdobi ją krótkie solo piana, czynione ze wsparciem perkusji. Czas na czwartą historię – suchy klarnet basowy kreśli tu ramy ekspozycji, pomagają mu tomy, traktowane na poły rytmicznie. Z ciszy niepokoju i pokory wyrywa nas kontrabas, który znów dobrze rysuje po twardym. Na finał kilka dźwięków fortepianu.

Klarnet basowy i perkusja, generując niemal wyłącznie preparowane, suche dźwięki zapraszają na scenę smyczek, który w zetknięciu z gryfem kontrabasu także brzmi niezwykle matowo - taki oto jest start piątki. Muzycy ślą krótkie frazy, dobrze na siebie reagują i słuchają w maksymalnym skupieniu, po czym zwinnie łapią dynamikę pod szprychy. Tracą ją równie szybko, popadając w piękną zadumę. Szósta historia wybudza nas z letargu – dynamiczny open jazz z klarnetem na czele. Mełech prowadzi improwizację ku dramaturgicznym rozstajom, czyniąc swą powinność ciekawie zabrudzonym brzmieniem. W tle śpiewa niezwykle zmysłowa sekcja rytmu, znów świetną zmianę daje Majewski, który swoją melodyjną rytmiką przypomina najlepsze momenty z życia i twórczości Williama Parkera. W połowie piątej minucie budzi się fortepian, free jazzowy feniks z popiołów, wykorzystuje chwilę klarnetowej ciszy i buduje piękną mikro opowieść. Po chwili, już na finał, cały kwartet wypełniony tylko dobrymi dźwiękami, bryka swawolnie całą szerokością ulicy.

Początek siódmej części, to właściwy moment na dramaturgiczne spowolnienie – cisza percussion i klarnetu basowego, pojedyncze struny kontrabasu. Znów swobodnie, bez precyzyjnych instrukcji, na bazie rytmu i melodyki kontrabasu, narracja nabiera w usta tanecznego smutku i melancholii, tycząc szlak improwizacji wspomnieniem Dancing with Tears in My Eyes. Ósmą pieśń, ponownie jedynie w trio, buduje kontemplacja klarnetu, nadpobudliwość perkusji i melodia w szprychach kontrabasu (Dyani!). Sekcja rytmu niczym żywe srebro, obok klarnet, który zawsze trafia w punkt, wydając dokładnie tyle fonii, ile wymaga sytuacja sceniczna, przy okazji rozbłyskując niebanalną urodą brzmienia. Na epizod dziewiąty powraca fortepian. Opowieść znów rodzi w chmurze ciszy, tkana małymi frazami, bez pośpiechu, drobiazgowo step by step. Klarnet basowy zaczyna tańczyć, aktywna perkusja i tygrysi bas (ze smykiem) znów niosą go wysokim wzgórzem. Bystre tło czyni piano, uzyskując intrygujący efekt przy użyciu ledwie kilku klawiszy.

Każda historia ma swój koniec. Ta akurat wyjątkowo urokliwy – piano znów brzmi jak klawesyn po paru głębszych, sucha tuba szumi pustynnym piaskiem, kontrabas drży masywnym smykiem, perkusjonalia skwierczą. Klarnet buduje urokliwą, delikatną, acz zadziorną ekspozycję, a w tle towarzyszy mu grad talerzy. Po połowie czwartej minuty wszystkich nas dopada… dwuminutowa cisza. Po niej już tylko skromna coda, grana w trio. Spokój spełnienia i zadośćuczynienia. Światło gaszą kolorowe perkusjonalia i biało-czarny klarnet.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz