piątek, 2 grudnia 2022

Antenna Non Grata: Grüm! Gawlas & Mazurowski! Emiter!


Konińska Antenna Non Grata pracuje w swoim tempie i systematycznie raczy nas porcją intrygujących dźwięków. Dziś czas na prezentację trzech wczesnojesiennych premier! *)

Najpierw międzynarodowy kwartet elektroakustyczny, który udanie kontynuuje serię nagrań labelu, w których macza swe palce Jacek Chmiel. Zaraz po kwartecie duet syntezatorów analogowych, które zwinnie improwizują. Naprawdę zwinnie! Na koniec zaś mistrz krajowego field recordings Emiter w projekcie być może nie dość dla siebie typowym.

Trzy szybkie strzały, trzy zbiory niebanalnych wrażeń!



 

Gr​ü​m  Zeroes On The Loose

Bazylea, 2022: Jacek Chmiel - elektronika, zither, Lara Süss – głos, sampler, Thomas Rohrer - rabeca, saksofon, obiekty oraz Christian Moser - çümbüş, elektronika. Trzy swobodne improwizacje, 48:09.

Muzyka kwartetu Grüm bardzo udanie wpisuje się w wątek swobodnych, elektroakustycznych improwizacji, które wydają się być dobrze zbalansowane. Dźwięki elektroniczne dobrze tu służą akustycznym wydarzeniom fonicznym, te drugie zaś odwzajemniają się budowaniem przestrzeni na syntetyczne pląsy i urokliwe grymasy. A tym elementem, który wyróżnia tę akurat porcję dźwięków na tle oceanu podobnych dokonań gatunku ludzkiego jest głos Lary - czasami czysty, czasami preparowany, czasami modulowany post-elektroniką, ale zawsze żywy!

W trakcie pierwszej odsłony albumu można odnieść wrażenie, iż dźwięki akustyczne są w lekkiej przewadze. Elektronika koncentruje się tu na budowaniu efektownego, ambientowego, chwilami surrealistycznego tła i rozprzestrzenianiu plejady fake sounds. Akustyczne frazy strunowe i głosowe wiodą tu prym i świetnie pracują z echem, które zdaje się być efektem pracy całego, dalece tajemniczego instrumentarium. Wokół obu wątków dość linearnie rozwijającej się narracji płyną rezonujące dźwięki, które nasilają się pod koniec wielominutowej opowieści. Początek drugiej, najdłuższej improwizacji lepi się z filigranowych fraz. Dźwięki rwane, szarpane, powstałe w rezultacie uderzania po strunach, tudzież korpusie instrumentu dętego różnymi, na ogół niezidentyfikowanymi przedmiotami, w końcu w efekcie wydawania z gardła dość ekspresyjnych odgłosów. Ciężko pracuje tu też sfera elektroniczna, która gęstnieje i płynie coraz szerszym strumieniem, nie bez hałaśliwych wtrętów i onomatopei. Narracja syci się efektownymi dźwiękami, ale jakby brakowało w niej życia, nieco bardziej wyszukanej dramaturgii. Szczęśliwie w drugiej fazie improwizacji chmura elektroakustycznych plam intrygująco plącze się i zazębia. Na koniec po ścianach leje się woda, wszystko ze sobą rezonuje, a w roli wisienki na torcie kocie lamenty Lary. Trzecia improwizacja startuje z poziomu elektronicznych zgrzytów i akustycznych obtarć. Chroboczące, szeleszczące frazy szukają tu elektroakustycznej równowagi. Lara pracuje na gołych strunach i snuje post-beat-boxowe opowieści. Słyszymy też dźwięki niczym z wiolonczeli, ale pozbawionej pudła rezonansowego. Pulsuje basowy dron, a narracja przypomina przeciąganie liny. Zakończenie albumu jest bardziej niż efektowne. Lara głęboko oddycha wprost w mrok elektroakustycznej ciszy, coś syntetycznego pulsuje, ktoś uderza w dzwonki.

 


Krzysztof Gawlas & Dariusz Mazurowski  Binary Horizons

De eM Studio, grudzień 2021: Krzysztof Gawlas – hybrydowy syntezator modularny oraz Dariusz Mazurowski – hybrydowy syntezator modularny (hardwired analog), efekty. Pięć swobodnych improwizacji, 56:13.

Pojedynek dwóch syntezatorów analogowych? Dla niektórych, w tym niżej podpisanego, naprawdę spore wyzwanie! Przy bliższym jednak poznaniu całość okazuje się dalece przyswajalna, niekiedy naprawdę frapująca, szczególnie w momentach, gdy oba syntezatory rywalizują o miano tego, który wyda bardziej subtelny i cichy dźwięk.

Od początku artyści budują bogatą strukturę narracji. Niektóre frazy mają wymiar post-beatowy, inne są gęstsze, niczym plamy ptasich odchodów na białym obrusie. Owa gęsta plejada short-cuts chwilami sprawia wrażenie, jakby szukała bazy rytmicznej. W kolejnej części muzycy generują dłuższe, bardziej czerstwe warstwy syntetyki. Całość przypomina oniryczny kosmodrom, który drży w posadach – dźwięki lekkie, puszyste czasami nabierają pewnej transcendentalnej masy. Trzecia opowieść trwa ponad 20 minut i jest głównym punktem syntezatorowego menu. Początek tonie w subtelnych dźwiękach, powstałych w pobliżu ciszy. Narracja nabiera kształtu, bogatej struktury, tudzież lepkiej tekstury. W drugiej części improwizacji muzycy serwują nam więcej gęstych, masywnych dronów, czar subtelności pryska, ale wciąż możemy delektować się tłem, w którym plejady drobnych, syntetycznych fraz zdają się nie mieć końca. Po wielu minutach oczekiwań narracja ostatecznie dostaje się w bezmiar rytmu i z radością odnajduje swój koniec. W czwartej części pojawia się mnóstwo nowych fonii. Nie wszystkie są przyjazne dla ucha, ale zdobią opowieść tak, czy inaczej. Basowe wtręty i post-głosowe subtelności mienią się tu wieloma kolorami, także tymi bardziej hałaśliwymi. Finałowa część przypomina mroczna balladę pulsujących dronów, której kierunek podróży nie jest do końca znany. Tu z pomocą przychodzi wyrazisty beat, który bez problemów ciągnie wszystkie albumowe wątki ku szczęśliwemu zakończeniu.

   


 

Emiter  Five Tracks From a Single Source

Wrzesień 2021 – Luty 2022: Emiter – dźwięki i kompozycje. Pięć utworów, 29:43.

Ciekawych okoliczności powstania tego dość krótkiego albumu odsyłamy na bandcamp wydawcy, tudzież do wypowiedzi autora w innych mediach, tu zaś skupiamy się na samych dźwiękach, ułożonych w pięć zgrabnych, nieprzegadanych i dobrze sformatowanych dramatów post-elektroniki.

Elementy składowe utworu otwarcia, to pulsujący, nisko zawieszony dron, garść matowych skwierczeń i dygoczące na wietrze, migotliwe inkrustacje. Całość bez trudu lepi się w strumień filigranowego post-techno, który dość szybko odnajduje ambientowe zakończenie. Kolejna opowieść zdaje się być konstruowana z podobnych elementów, ale ma nieco inną strukturę dramaturgiczną. Znów pulsuje dół, górą płynie leniwy beat, a tło zgrzyta zębami i szeleści odgłosami nierealnego świata. Rodzaj wyszukanego IDM dla umarlaków - sucha, matowa, jakże urokliwa, na poły mantryczna narracja. Trzeci epizod, tkany z drobiazgów, dociążony jest dźwiękiem nadlatującego śmigłowca i kolejnym mikro beatem w tle. Na koniec doczepiony zostaje tu wątek ambientowy, który topi w mroku dotychczasową narrację. Tuż potem kolejna filigranowa, jakże tym razem minimalistyczna opowieść, która na bazie mglistego ambientu, przy użyciu nisko usytuowanych, ambientowych plam kreuje post-romantyczną kołysankę. Finałowa narracja z kolei drży w posadach, pełna jest mroku i tajemniczego echa. Nieodzowny na tym albumie mikro beat, osadzony w scenerii migotliwego ambientu, buduje emocje i doprowadza nas do końca opowieści.

 

*) wszystkie albumy dostępne są na płytach kompaktowych



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz