piątek, 30 sierpnia 2019

Liquid Quintet! Bouquet! La Rosa de Foc en deu parts!



Końcówka ósmego miesiąca roku w pełni, a zatem ile już macie pewniaków na roczne podsumowanie 2019? Trybuna ma kilku faworytów, a oto i kolejny!

Nazwane za liquid modernity Baumana, improwizujące trio z samego serca Barcelony, znamy na tych łamach świetnie, a każdą z ich dotychczasowych trzech płyt zachwycaliśmy się z należytą starannością. Jak zapewne część z nas wie, trio dwa lata temu zaprezentowało się światu w wersji rozszerzonej do formuły kwintetu, który m.in. na warszawskim festiwalu Ad Libitum uzupełnili polscy muzycy, Artur Majewski i Rafał Mazur (uwaga, to nagranie niebawem będzie dostępne w wersji płytowej!). Póki co, inna wersja kwintetowa Liquid doczekała się pierwszej płyty studyjnej. Dziś skupimy na niej naszą uwagę i – co nie będzie żadnym zaskoczeniem – znów wpadniemy w ramiona trudnej do opanowania ekstazy!

Liquid Quintet na płycie Bouquet, czyli 52 i pół minuty bardzo swobodnych improwizacji, zarejestrowanych pod koniec lipca ubiegłego roku w Rosazul Estudi, w Barcelonie. W ramach rdzenia formacji: Agustí Fernández – fortepian, Albert Cirera – saksofon tenorowy i sopranowy oraz Ramon Prats – perkusja, zaś w ramach doproszonych: Don Malfon – saksofon altowy i barytonowy oraz Barry Guy – kontrabas. Dziesięć części historii pod nazwą Fire Rose (tak nazywa się czasami stolicę Katalonii), zrealizowanych czterokrotnie przez kwintet, a także przez dwa kwartety, jedno trio i trzy duety. Wydawcą płyty jest label pianisty, Sirulita Records. Słuchamy uważnie, utwór po utworze.




Fire Rose No.1: quintet. Kolektywnie preparowanie akustycznych instrumentów od pierwszego dźwięku buduje sieć emocji, która towarzyszyć nam będzie aż po dźwięk finalny. Pozatykane tuby saksofonów, usytuowane na przeciwległych flankach, ołowiane i szeleszczące struny wewnętrznego piana i drżącego kontrabasu, wreszcie iskrzące suchym blaskiem talerze i tomy zestawu perkusyjnego. Cirera i Malfon kroczą wysokim wzgórzem, strój ich instrumentów niechybnie przenosi nasze skojarzenie ku Spontaneous Music Ensemble, w czasach, gdy Evan Parker i Trevor Watts zgrabnie tańczyli wokół wzniosłych idei swobodnej improwizacji Johna Stevensa. Środkowym pasmem płynie sekcja nierytmu, obracająca w niwecz każdy pomysł bardziej oczywistego rozwiązania dramaturgicznego. Skupienie, precyzja drummingu, który szuka swojej wewnętrznej dynamiki. Liquid Quintet - smukła lady, która kusi nieskończoną liczbą powabów. W 5 minucie masywna ekspozycja kontrabasu, także smyczek i pijackie śpiewy saksofonów. Jak pięknie! Fire Rose No.2: quintet. Trochę wymiany dźwięków metodą call & response, realizowanej znów niezwykle kolektywnie. Saksofony niczym kruki kołują nad strefą działań, ale tym razem wydają się być bardziej zadziorne i odrobinę separatywne. Kontrabas i perkusja na krzywej eskalującej, nadaktywny pianista i zaraz potem smyczek z odrobiną zadumy na delikatnym włosiu. Dobry moment na głaskanie strun, polerowanie tomów i przedmuchiwanie dysz. Fire Rose No.3: trio (AF AC BG). Fernandez przypomina sobie, iż fortepian może wydawać dźwięki także z poziomu klawiatury. Saksofon Cirery repetuje, Guy plącze się w ołowianych strunach. Donośne preparacje i zwinne dezyderacje. Garść smutku na gryfie kontrabasu, błysk czarnych klawiszy fortepianu, cięte riposty saksofonu nie pozwalające na wzięcie zbyt głębokiego oddechu pozostałym uczestnikom tego trzyosobowego spektaklu. Fire Rose No.4: duo (DM BG). Potencjometr emocji pikuje ku prawej strony. Malfon i Guy – szeroka paleta kantów i zadziorów, stylowa imitacja – jakże ekscytujący moment! Dwóch ich tylko na scenie, a jakby dziesięciu grało marsza ku chwale swobodnej improwizacji. Fire Rose No.5: quintet. Powrót do kompletnego składu inauguruje wyjątkowo ciche piano. Subtelny rezonans talerzy, spokojny krok ku zagęszczeniu. Free chamber in very slow motion! Liczenie strun w obrębie pierwszej dziesiątki, jaskrawy półmrok, szczoteczki w nerwowych ruchach i delikatna sonorystyka uśpionych saksofonów.

Fire Rose No.6: quartet (AF AC BG RP). Malfon odpoczywa, reszta bierze się do pracy. Małe piano z klawisza, jęczący tenor pod pachę z kontrabasem, opukiwanie tomów i werbla. Zmysłowe piętrzenie narracji w duchu pełnokrwistego minimalizmu. Piękna przechadzka w kierunku free jazzowej poświata poranka. Półgalop, najpierw wyraziście stłumiony smykiem i wysokim saksofonem, potem pozostawiony w stadium małej eksplozji emocji za przyczyną aktywnego pianisty. Ostatni dźwięk wyjątkowo ognisty. Fire Rose No.7: duo (AC DM). Dobry moment na duet saksofonów – krótki, dosadny i piękny. Złoty taniec zamkniętych tub. Fire Rose No.8: quartet (AF DM BG RP). Cirera odpoczywa, a kwartet tańczy bez stylistycznych ograniczeń. Piano z klawisza, pizzicato basu, delikatna perkusja, suche prychy saksofonu. Narracja budowana step by step. Wszystko zdaje się tu być równie znajome, jak odkrywcze i zachwycające. Kolektywna gęstwina akustycznych cudowności! Po połowie krok ku free jazzowej eskalacji, czyniony z gracją baletnicy, z którą wszystkim po drodze. Na wybrzmieniu imitacje piana i kontrabasu. Fire Rose No.9: duo (AF DM) rozpoczyna swój żywot w aurze meta tajemniczości. Garść dźwięków nieznanych, burczenie w brzuchu, oddech świerszcza, tygrysi szczęk kości. Coś szeleści w trzcinie, dęciak dyszy i prycha. Małe, cudowne gierki dwóch mistrzów nastroju grozy. Natrętny dźwięk i bolesna cisza, stosowne naprzemiennie, budują wspaniałą dramaturgię chwili! Płynne przejście do … Fire Rose No.10: quintet, niczym pierwsze zwiastowanie zakończenia tej niezwykłej historii. Znów triumf kolektywnej improwizacji – saksofony dmą na alarm we free jazzowym galopie, stymulowanym ostrym pasażem fortepianu. W biegu garść preparacji i imitacji, mikro solo kontrabasu, błysk perkusji i finalna kipiel saksofonów. Wszystko, co sobie wymarzyłeś, dzieje się w tej właśnie chwili. Dynamiczny stop przerywa ów cudowny sen!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz