Końcówka ósmego miesiąca roku w pełni, a zatem ile już macie pewniaków na roczne podsumowanie 2019? Trybuna ma kilku faworytów, a oto i kolejny!
Nazwane za liquid modernity Baumana, improwizujące trio z
samego serca Barcelony, znamy na tych łamach świetnie, a każdą z ich
dotychczasowych trzech płyt zachwycaliśmy się z należytą starannością. Jak
zapewne część z nas wie, trio dwa lata temu zaprezentowało się światu w wersji
rozszerzonej do formuły kwintetu, który m.in. na warszawskim festiwalu Ad
Libitum uzupełnili polscy muzycy, Artur Majewski i Rafał Mazur (uwaga, to
nagranie niebawem będzie dostępne w wersji płytowej!). Póki co, inna wersja
kwintetowa Liquid doczekała się pierwszej płyty studyjnej. Dziś skupimy na niej
naszą uwagę i – co nie będzie żadnym zaskoczeniem – znów wpadniemy w ramiona
trudnej do opanowania ekstazy!
Liquid Quintet na płycie Bouquet,
czyli 52 i pół minuty bardzo swobodnych improwizacji, zarejestrowanych pod
koniec lipca ubiegłego roku w Rosazul Estudi, w Barcelonie. W ramach rdzenia
formacji: Agustí Fernández – fortepian, Albert Cirera – saksofon tenorowy i sopranowy
oraz Ramon Prats – perkusja, zaś w ramach doproszonych: Don Malfon – saksofon
altowy i barytonowy oraz Barry Guy – kontrabas. Dziesięć części historii pod
nazwą Fire Rose (tak nazywa się czasami
stolicę Katalonii), zrealizowanych czterokrotnie przez kwintet, a także przez dwa kwartety, jedno
trio i trzy duety. Wydawcą płyty jest label pianisty, Sirulita Records.
Słuchamy uważnie, utwór po utworze.
Fire Rose No.1:
quintet. Kolektywnie preparowanie akustycznych instrumentów od pierwszego
dźwięku buduje sieć emocji, która towarzyszyć nam będzie aż po dźwięk finalny.
Pozatykane tuby saksofonów, usytuowane na przeciwległych flankach, ołowiane i szeleszczące
struny wewnętrznego piana i drżącego kontrabasu, wreszcie iskrzące suchym
blaskiem talerze i tomy zestawu perkusyjnego. Cirera i Malfon kroczą wysokim
wzgórzem, strój ich instrumentów niechybnie przenosi nasze skojarzenie ku
Spontaneous Music Ensemble, w czasach, gdy Evan Parker i Trevor Watts zgrabnie tańczyli
wokół wzniosłych idei swobodnej improwizacji Johna Stevensa. Środkowym pasmem
płynie sekcja nierytmu, obracająca w
niwecz każdy pomysł bardziej oczywistego rozwiązania dramaturgicznego. Skupienie,
precyzja drummingu, który szuka swojej
wewnętrznej dynamiki. Liquid Quintet - smukła lady, która kusi nieskończoną liczbą powabów. W 5 minucie masywna
ekspozycja kontrabasu, także smyczek i pijackie śpiewy saksofonów. Jak pięknie!
Fire Rose No.2: quintet. Trochę wymiany
dźwięków metodą call & response, realizowanej
znów niezwykle kolektywnie. Saksofony niczym kruki kołują nad strefą działań,
ale tym razem wydają się być bardziej zadziorne i odrobinę separatywne. Kontrabas
i perkusja na krzywej eskalującej, nadaktywny pianista i zaraz potem smyczek z
odrobiną zadumy na delikatnym włosiu. Dobry moment na głaskanie strun,
polerowanie tomów i przedmuchiwanie dysz. Fire
Rose No.3: trio (AF AC BG). Fernandez przypomina sobie, iż fortepian może wydawać
dźwięki także z poziomu klawiatury. Saksofon Cirery repetuje, Guy plącze się w ołowianych strunach. Donośne preparacje i zwinne dezyderacje. Garść smutku na
gryfie kontrabasu, błysk czarnych klawiszy fortepianu, cięte riposty saksofonu
nie pozwalające na wzięcie zbyt głębokiego oddechu pozostałym uczestnikom tego
trzyosobowego spektaklu. Fire Rose No.4:
duo (DM BG). Potencjometr emocji pikuje ku prawej strony. Malfon i Guy –
szeroka paleta kantów i zadziorów, stylowa imitacja – jakże ekscytujący moment!
Dwóch ich tylko na scenie, a jakby dziesięciu grało marsza ku chwale swobodnej
improwizacji. Fire Rose No.5: quintet.
Powrót do kompletnego składu inauguruje wyjątkowo ciche piano. Subtelny rezonans talerzy, spokojny
krok ku zagęszczeniu. Free chamber in
very slow motion! Liczenie strun w obrębie pierwszej dziesiątki, jaskrawy
półmrok, szczoteczki w nerwowych ruchach i delikatna sonorystyka uśpionych
saksofonów.
Fire Rose No.6: quartet (AF AC BG RP). Malfon odpoczywa, reszta
bierze się do pracy. Małe piano z klawisza, jęczący tenor pod pachę z
kontrabasem, opukiwanie tomów i werbla. Zmysłowe piętrzenie narracji w duchu
pełnokrwistego minimalizmu. Piękna przechadzka w kierunku free jazzowej poświata
poranka. Półgalop, najpierw wyraziście stłumiony smykiem i wysokim saksofonem,
potem pozostawiony w stadium małej eksplozji emocji za przyczyną aktywnego
pianisty. Ostatni dźwięk wyjątkowo ognisty. Fire
Rose No.7: duo (AC DM). Dobry moment na duet saksofonów – krótki, dosadny i
piękny. Złoty taniec zamkniętych tub. Fire
Rose No.8: quartet (AF DM BG RP). Cirera odpoczywa, a kwartet tańczy bez
stylistycznych ograniczeń. Piano z klawisza, pizzicato basu, delikatna perkusja, suche prychy saksofonu. Narracja
budowana step by step. Wszystko zdaje
się tu być równie znajome, jak odkrywcze i zachwycające. Kolektywna gęstwina
akustycznych cudowności! Po połowie krok ku free jazzowej eskalacji, czyniony z
gracją baletnicy, z którą wszystkim po drodze. Na wybrzmieniu imitacje piana i kontrabasu.
Fire Rose No.9: duo (AF DM)
rozpoczyna swój żywot w aurze meta tajemniczości.
Garść dźwięków nieznanych, burczenie w brzuchu, oddech świerszcza, tygrysi
szczęk kości. Coś szeleści w trzcinie, dęciak
dyszy i prycha. Małe, cudowne gierki dwóch mistrzów nastroju grozy. Natrętny
dźwięk i bolesna cisza, stosowne naprzemiennie, budują wspaniałą dramaturgię
chwili! Płynne przejście do … Fire Rose
No.10: quintet, niczym pierwsze zwiastowanie zakończenia tej niezwykłej
historii. Znów triumf kolektywnej improwizacji – saksofony dmą na alarm we free
jazzowym galopie, stymulowanym ostrym pasażem fortepianu. W biegu garść preparacji
i imitacji, mikro solo kontrabasu, błysk perkusji i finalna kipiel saksofonów. Wszystko,
co sobie wymarzyłeś, dzieje się w tej właśnie chwili. Dynamiczny stop przerywa
ów cudowny sen!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz