U progu ostatniej zimy w Lizbonie miały miejsca lokalne podtopienia związane z intensywnymi opadami deszczu. Duże ilości wody dostały się m.in. do pomieszczeń najbardziej znanego w stolicy Portugalii studia nagraniowego Naumoche. W kilka dni po tym wydarzeniu pojawiło się tam czterech muzyków, by zrealizować zaplanowaną sesję nagraniową. Na progu studia napotkali wilgoć, tajemnicze zapachy i ryzyko, że zamokły sprzęt nagraniowy nie zdoła zarejestrować ich szalonych dźwięków. Mimo tych wątpliwości nagrali materiał na płytę, która nazwali Zmierzch. Saksofon, gitara elektryczna (uwaga, z prądem!), kontrabas i perkusja - sześć w pełni improwizowanych utworów, czerpiących gatunkowe inspiracje zarówno z jazzu w jego jak najbardziej swobodnej formie, jak i psychodelicznego rocka. I doprawdy intrygujące brzmienie!
Pierwsze dwie improwizacje stawiają na gatunkową nieoczywistość.
Długie, dronowe ekspozycje, niezmierzone połacie smyczkowej ekspresji kontrabasu,
sporo nerwowych ruchów perkusji i pierwsze plamy gitarowej psychodelii. Improwizacja
otwarcia dość szybko lepi się w gęsty strumień dźwięków, który zdaje się
formować w imponujące crescendo – matowo
brzmiący smyczek, małe perkusjonalia z preparacjami, delikatny, gitarowy rytm i
saksofonowe westchnienia. Narracja wspina się na szczyt, po czym rozlewa
szerokim korytem całkiem intensywnych post-fonii, którym blisko do estetyki
post-industrialnej. Druga opowieść w początkowej fazie jest bardzo kameralna,
osadzona na pojękującym smyczku. Saksofon podśpiewuje, a gitara sieje ponadgatunkowy
ferment. Gdy kontrabas przechodzi w tryb pizzicato,
improwizacja nabiera rumieńców, zdecydowanie szuka pierwszych objawów
freejazzowej gorączki. Tempo rośnie, ekspresja także, a kontrabas i perkusja kreują
niemal rockowe przełomy. Swoje dokłada hałaśliwie usposobiona gitara.
Kolejne opowieści kierują naszą uwagę w stronę jazzu,
zarówno o ekspresji free, jak i tajemniczości
post. Na czoło foruje się
kontrabasowe pizzicato. Każdy dokłada
tu szczyptę swojej wizji synkopy, a narracji w niektórych momentach nie brakuje
dalece swingowego zacięcia. Jak zwykle w roli gatunkowego oponenta staje gitara,
która raz za razem wznieca drobne, psychodeliczne pożary. Opowieść i tu ma swój
szczyt, a potem niemal perfekcyjne stłumienie. W czwartej części kontrabas
pracuje już na rytmicznej melodii. Reszta załogi ma teraz wyjątkowo dużo swobodny
w kreowaniu improwizacji i skrzętnie z tego korzysta. Gitara w post-rockowych pląsach,
saksofon zanurzony w melodyce, ale nad wyraz zadziorny i narzucająca bystre
tempo perkusja.
Piąta improwizacja trwa niemal dziesięć minut i zdaje się konsumować
wszelkie walory albumu. Rodzi się w mrocznej chmurze gitarowego post-ambientu. Kontrabas
pracuje cichym pizzicato, a perkusyjne
talerze delikatnie rezonują. Z tuby saksofonu wydobywa się szmer wystudzenia. Prawdziwe
Lusco-fusco! Na repetującym basie artyści
kreują definitywnie medytacyjną opowieść. W pewnym momencie do gry wkracza smyczek
i narracja zaczyna stygnąć do postaci post-ballady. Zasugerowany przez gitarę
rytm nadaje jednak końcowej fazie utworu dodatkową jakość. Końcowa improwizacja
nasycona jest niespodziewanie dużą porcją emocji. Sprzęgająca gitara, free
jazzowe pizzicato w tumulcie saksofonowych
wydechów i rytmika łamana kołem zębatym. Opowieść pęcznieje teraz ekspresją
saksofonisty, ale w drodze na dramaturgiczny szczyt swoją porcję ognia dokłada
tu każdy z artystów. Okrzyki, chmura prądu o wysokim napięciu, garść urokliwych
histerii. Zmierzch znamionuje tu dalece
gorącą noc!
Guilherme Rodrigues/Jorge Nuno/ Hernâni Faustino/ Felice
Furioso Lusco-fusco (Multikulti Project/
Spontaneous Music Tribune Series, CD 2023). Guilherme Rodrigues – saksofon,
Jorge Nuno – gitara elektryczna, Hernâni Faustino – kontrabas oraz Felice
Furioso – perkusja, instrumenty perkusyjne. Nagrane w Namouche Studios, Lizbona, grudzień 2022. Sześć improwizacji, 38
minut.
*) uwaga, autor
recenzji jest współwydawcą tej płyty!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz