wtorek, 3 lipca 2018

Rodrigo Amado’ History of Nothing or Everything! Your choice!


Portugalski saksofonista Rodrigo Amado konsekwentnie buduje swoje miejsce w historii europejskiej muzyki free jazz/ free improve. Płyt bardzo dobrych, czy wręcz doskonałych z jego udziałem znamy całe mnóstwo. W gronie redakcyjnym systematycznie zachwycamy się choćby dokonaniami jego flagowej formacji Motion Trio, którą tworzy z wiolonczelistą Miguelem Mirą i perkusistą Gabrielem Ferrandinim.

Amado nie stroni także od nagrywania muzyki ze znaczącymi postaciami gatunku zza wielkiej wody. Trzy lata temu światowa scena jazzowa nie bez powodu wystawiała bardzo wysokie cenzurki płycie This is Our Language, wydanej przez krajowy Not Two Records. Nagranie pojawiło się na wielu rocznych podsumowaniach najlepszych nagrań.

Po trzech latach skład, który zarejestrował ów krążek, powraca w pełnej krasie i prezentuje nam płytę o nieco prowokacyjnym tytule A History of Nothing. Od razu uprzedźmy wypadki – nagranie prezentuje jeszcze wyższy poziom, a to, co wyczynia na saksofonie tenorowym Portugalczyk w trakcie utworu Theory of Mind II (for Joe), w ocenie niżej podpisanego, na trwale zapisuje go w historii gatunku. A zatem, być może, tytuł płyty brzmieć winien jednak A History of Everything!




Dość wszakże wstępów, przejdźmy do muzyki nagranej w marcu ubiegłego roku w Lizbonie, w najbardziej adekwatnym miejscu dla rejestracji dźwięku bez oklasków, czyli Namouche Studios. Zacznijmy od wylistowania muzyków uczestniczących w nagraniu, albowiem nie są to postaci przypadkowe (wszyscy wymienieni na okładce płyty!) – na saksofonie sopranowym i trąbce piccolo Joe McPhee, na kontrabasie Kent Kessler, a na perkusji Chris Corsano. Rodrigo Amado, co już zostało powiedziane - na saksofonie tenorowym. CD wydany przez austriacki Trost Records zawiera pięć tytułów (wersja LP - tylko cztery, akurat brakuje tego być może najważniejszego, patrz wyżej), trwa 51 i pół minuty.

Legacies. Muzycy kwartetu rozpoczynają bardzo spokojnie i z dużą dyscypliną, oczywiście w ramach szeroko rozumianej estetyki free jazzowej. Będzie hołd dla legend, zatem z szacunkiem na ustach. Narracja sprawia wrażenie, jakby muzycy podawali z góry zaplanowany temat, choć nie czuje się znamion szczególnie precyzyjnej notyfikacji. Skupienie, wymiana dźwięków na flankach, gdzie posadowiły się saksofony. Sekcja usytuowana bardziej centralnie, zaczyna delikatnie sonoryzować. Sopran i tenor idą w parze, w obu przypadkach z zadumą i odpowiednią dawką nostalgii za czasami minionymi. Pierwszą indywidualną ekspozycją popisuje się Amado. Nie nadużywa ekspresji, klimat bliższy krnąbrnej ballady, niż skromnego choćby galopu. Reakcja McPhee pozostaje w tej samej estetyce. Dużo więcej ognia w ramach sekcji rytmicznej, która zdecydowanie nie zasypuje gruszek w popiele.

A History of Nothing. Po hołdach, czas na konkret! Zarys narracji konstruują oba saksofony. Bardzo swobodny już dialog. Wet za wet. Myśl  w pogoni za myślą. Tu akurat, to Amado zdaje się podążać za pomysłami McPhee. Taniec, emocje, drapieżność w obu tubach. Ekspozycja Portugalczyka ma kocią zwinność, muzyk ewidentnie płynie po swoje. Komentarz Amerykanina równie wyrazisty. Drive kontrabasu i perkusji, aż wióry lecą. Znów Amado zadaje pytanie w locie, a McPhee równie błyskotliwie odpowiada. Prawdziwie krwiste kawałki mięsa! Kwartet płynnie osiąga stan galopady. Konsekwencja w budowaniu dialogu i całej ekspozycji. Brawo! Świetna komunikacja, pełne kiście empatii, jakość nagrania na krzywej wznoszącej.

Theory of Mind II (for Joe). Tu pierwsze zdanie należy do Kesslera i Corsano. Fantastyczna rozgrzewka. Amado wchodzi dopiero pod koniec trzeciej minuty (uprzedźmy fakty: w tym utworze McPhee nie wyda ani jednego dźwięku). Tembr Amado solidnie rollinsonowski, niemal na krawędzi ballady, jaki próbował wystudzać entuzjazm sekcji. Napotyka na niebywałą ripostę ze strony Kesslera, który rozpala gryf do czerwoności. Smyk w pełnym ogniu! Drumming już z samego piekła! Amado milknie na kolejne kilkadziesiąt sekund. Wraca z taką energią u wylotu tuby, że sufit studia nagraniowego unosi się o kilka metrów. Swoboda, ekspresja, kosmiczna technika i trudny do opanowania wybuch kreatywności. W pełnym galopie Rodrigo Amado wchodzi na firmament free jazzu. Tak, to dzieje się dokładnie teraz!

Wild Flowers. Introdukcja małej trąbki, z furą sonorystyki na ustach. Soczyste całusy! Corsano zgłasza obecność po 90 sekundach, zaraz potem Kessler. Stąpają delikatnie po bardzo cienkim lodzie. McPhee zmienia instrument na sopran. Tempo spokojne, ale systematycznie narasta, bo sekcja rytmiczna stoi już po kolana w gorącej lawie. Na komentarz Amado czekamy aż do 5 minuty. Wchodzi z melodią na ustach i szczerzy zęby! Jazz sięga do swych prawdziwych korzeni. Na finał utworu wymiana uprzejmości obu saksofonów. Ich przyjaźń ewidentnie rozkwita! Melodia, taniec i dużo dramaturgicznego sprytu.

The Hidden Desert. Wstęp w rękach i nogach sekcji. Rodzaj ciekawej sonorystyki bez nadmiaru emocji. McPhee znów sięga po trąbkę i zaczyna grać coś na kształt upalonego bluesa, ale z ornamentami na talerzach i smyku. W 5 minucie podłącza się Amado, z dużym spokojem, krok za krokiem buduje nostalgiczny finał płyty. Nowy Jork, czwarta nad ranem, ballada dla tych, którzy mają ranną szychtę. Być może ta bardzo dobra płyta zasługiwałaby na bardziej ekspresyjny finał. Na ostatniej prostej kontrabas i perkusja grają dobitniej i bardziej zdecydowanie. Dęciaki wolą pozostać przy swoim.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz