Lato ma się definitywnie ku końcowi. Wrzesień trzeźwiąco
oblewa nas deszczem od pierwszych swych godzin, przynajmniej na wschód od
świata ciepłego. Definitywny zatem czas na kolejną zbiorówkę recenzji z nowych
płyt. Do podsumowania kolejne cztery miesiące i ćwierć setki płyt z muzyką
improwizowaną.
Dziś wszakże według nieco innej formuły – do omówienia
wybrałem bowiem jedynie jedenaście z nich. Bo są świeże, niosą ciekawe dźwięki,
a ich autorami są muzycy na dorobku, którym się chce, i którym udaje się być
nowatorskimi lub choć trochę oryginalnymi.
Po omówieniu tych pachnących świeżaków, dwie dość długie listy pozycji, których tym razem nie
omówimy. Pierwszą, bo czasu zabrakło, choć same one warte są tego, by do nich
kiedyś powrócić. Drugą – bo to po prostu dość słabe (wtórne) płyty są...
Trybuna Muzyki
Spontanicznej nieodwracalnie stawia na młodych, tych mniej znanych, ale za
to krwiście intrygujących!
Raoul van
der Weide/ George Hadow/ Henk Zwerver/ Ziv Taubenfeld/ Luis Vicente Zwerv - Live (Creative Sources,
2017)
Krnąbrne deklaracje, to ponoć sól dziennikarstwa, a wyjątki
od reguły - proza życia. Pierwsza dziś
płyta, to artystyczne zderzenie trzyosobowej młodości, jak najbardziej
licującej ze stawianiem na nowe nazwiska w muzyce improwizowanej, z parą
doskonałych weteranów. Kwintet zwie się Zwerv,
a jego nazwa na wprost wynika z personaliów mało znanego, choć wiekowo
zaawansowanego gitarzysty i chyba siły sprawczej tej inicjatywy – Henka
Zwervera. Wspomaga go inny niemłodziak,
kontrabasista Raoul van der Weide (także perkusjonalia). Horda młodzieży w
składzie, to Ziv Taubenfeld na klarnecie basowym, George Hadow na perkusji i
jeden z naszych ulubieńców, Luis Vicente na trąbce. Koncert z amsterdamskiego Zaal 100 dostajemy w sześciu trakach, a trwa on niewiele ponad trzy
kwadranse.
Muzyka od samego startu jest gęsta, ma zwartą, kolektywną
fakturę. Jeśli klarnet dmie bardziej melodycznie, to trąbka woli sytuacje
sonorystyczne (dęciaki atakują
separatywnie, na przeciwległych flankach). Rozbudowana sekcja rytmiczna pędzi
samym środkiem przestrzeni akustycznej i zdolna jest do wielkich czynów
improwizatorskich (dużo dźwięków w jednostce czasu). Świetnie odnajduje się w
tym wrzącym tyglu pomysłów gitarzysta, który lubi wyjść na czoło i stawiać
wymagania młodszym od siebie. Kontrabasista także ma tu kilka wartościowych, indywidualnych
incydentów (doskonale kooperuje z gitarą, choćby w pierwszym fragmencie). W
trzeciej części narracja silnie usadawia się w jazzie i czuć nawet kropelki
swingu na czołach muzyków (tu i w wielu momentach kapitalnie pracuje
klarnecista), a gitara plecie błyskotliwe historie w klimatach niemal reinhardowskich. W czwartej części, na
zasadzie kontrastu, muzycy ponownie uciekają w gęste free improv, a w piątej Zwerver wręcz przypomina kolejną
reinkarnację Dereka Baileya! Zadziorny, kolektywny zryw, znów odrobinę
swingujący (ach, ta sekcja!). Finałowa rozbiegówka pachnie swobodą i
deklaratywnym podejmowaniem jedynie słusznych decyzji artystycznych. Świetna
robota dęciaków (konwulsyjny duet
Vicente z gitarą!). Burza oklasków po wybrzmieniu. Wielopokoleniowy,
międzynarodowy kwintet w swobodnej zabawie w improwizację, umoczoną po kolana w
dobrym jazzie. Brawo!
Marcelo dos
Reis Cascas (Cipsela Records,
2017)
Być może jeden z najciekawszych europejskich muzyków
improwizujących młodego pokolenia, portugalski gitarzysta Marcelo dos Reis,
gości na tych łamach z każdą swoją nową płytą. Nie inaczej jest z jego pierwszą
płytą solową!
Cascas (tak
nazywał go Ojciec w czasach, gdy był dzieciakiem) przynosi siedem odrębnych
stylistycznie opowieści na preparowaną i niepreparowaną
gitarę akustyczną z nylonowymi strunami. Swoisty koncert własnych życzeń!
Piękne historie, zmysłowo zagrane i perfekcyjnie zrealizowane pod względem
akustycznym.
Początek dynamiczny, wręcz rockowy, aż chciałoby się zanucić
buntowniczą pieśń o utracie wolności. Melodia, harmonia, akustyczny zadzior.
Druga opowieść w barokowej, bogatej stylistyce, pełnej flażoletów i
konstruktywnych repetycji. Kunszt, technika gry, wyobraźnia zdają się być tu
znacznie ważniejsze od samego procesu improwizacji, który na Cascas jest raczej ornamentem,
zdobieniem, a nie celem samym w sobie. Trzecia – smyczek na strunach, klimat
muzyki dawnej. Rezonans, znów repetycja. Mięsista, urocza historia. Cudownie
pętli się i eskaluje. Czwarta – pustynne, arabskie skale, coś na kształt
dalekowschodniego dubu. Pętle na strunach i samogrające
pudło rezonansowe gitary. Jakby grały trzy instrumenty! Orkiestra solowa! Piąta
– niczym harfa, zmyślna mandolina. Strunowa epopeja o niepoliczalnych płaszczyznach
piękna. Znów odrobinę barokowa, niemal mantryczna w sposobie narracji, aż
chciałoby się wejść pomiędzy struny. Chyba najwspanialszy fragment płyty!
Szósta i siódma – jeśli którekolwiek części Cascas
są do siebie podobne, to właśnie dwie ostatnie na płycie. Nieco folkowe w
aurze, pełne bogactwa brzmieniowego, utkane cekinami i złotymi literami. No i
odrobina smutku na pożegnanie. Saudades
lśniące zachodzącym słońcem. Doskonała płyta!
José
Lencastre Nau Quartet Fragments
Of Always (FMR Records, 2017)
Twardo trzymamy się mojej ulubionej Portugalii. Czas na pure jazzowy kwartet! Pianistę Rodrigo
Pinheiro i kontrabasistę Hernaniego Faustino znają chyba wszyscy, którzy choć
trochę siedzą w gatunku. Zapewne inaczej jest w przypadku braci Lencastre. Joao
jest perkusistą, zaś Jose saksofonistą, a przy okazji także liderem Nau
Quartet, którego pierwszą płytę mam przyjemność w tej właśnie chwili
recenzować. Dwanaście ścieżek, blisko godzina zegarowa studyjnej rejestracji z
grudnia ubiegłego roku. Wydaje zacne FMR Records!
Pierwsze sześć utworów (all
music by the musicians, ale improwizacje uprawiane wedle przygotowanych
scenariuszy), to suita z krótkimi,
muzycznymi Aforyzmami. Płynna
narracja czterech równorzędnych partnerów, z silnymi inklinacjami do free (czy Nau w nazwie należy rozumieć, jako Now, czyli współczesny? – zapytuje dociekliwy recenzent).
Kompetencji nie brakuje, bystrości i przytomności w procesie improwizacji
także. Zwinne, filigranowe pasaże wprost z klawiatury fortepianu, potężny tembr
kontrabasu na granicy przesteru
(kanon u Faustino), uroczy sound
altu, enigmatyczny i konkretny dramaturgicznie, wreszcie aktywna perkusja, dość
bystra i gadatliwa. Kolejne pół tuzina kompozycji
na płycie, to już odrębne, często rozbudowane opowieści, zwłaszcza 17 minutowy
fragment tytułowy. Gęsta, kolektywna i bardzo sprawna improwizacja. W jedności
siła, choć najwięcej do powiedzenia ma tu pianista (nawet ma wystawne solo).
Ciekawie gra Jose, jakby się ślizgał po dyszach (slide sax?). Fragment kolejny, to intrygująca, molekularna
ekspozycja, trochę w klimatach upalonej chamber
music (z pewnością, to najlepszy fragment płyty). Tańczący wąż, tytuł kolejnej pieśni, to chyba epitet przynależny
świetnie improwizującemu alciście. Saksofonista z każdą minutą płyty zwinnie
się eskaluje, ma coraz więcej do powiedzenia i udaje mu się nawet zagadywać
pianistę! Rozgrzany, szaleje na scenie,
zdecydowanie jest już tu królem polowania. Dwa ostatnie fragmenty, to udane
próby tłumienia emocji i dedynamizacji narracji. Prawdziwie jazzowa
kameralistyka. Świetna robota!
Gigantiq feat. Pedro Sousa Rooms Over Views (Grain
Of Sound, 2017)
W ramach ostatniego już dziś akcentu portugalskiego,
niezwykle pasjonujące spotkanie progresywnej i niebanalnej elektroniki formacji
Gigantiq (personalnie - Nuno Moita i André Gonçalves) z improwizującym saksofonem tenorowym, w rękach
młodego, ale już niebywale sprawnego i kreatywnego muzyka, jakim jest Pedro
Sousa (szukaj stosownego feature na
tych łamach, opisującego jego dorobek artystyczny).
Płyta zawiera siedem rozbudowanych improwizacji. Elektronika
i żywy instrument świetnie się uzupełniają (zwłaszcza, gdy ten drugi w skowycie
sonorystycznym doskonale wkleja się w dźwięki generowane na kablach lub tak zwinnie je imituje, iż nie potrafimy wskazać,
które z nich pochodzą od żywego instrumentu), nie stronią również od wchodzenia
w improwizacyjne zwarcia. Zdarzają się fragmenty bardziej ilustracyjne, ale nie
burzą one bardzo pozytywnego stosunku recenzenta do całości materiału
muzycznego.
Rooms Over Views,
to przy okazji kolejne świadectwo jakości muzycznych poczynań Pedro Sousy.
Muzyk ten nie ma jeszcze w dorobku wielu nagrań, ale każde następne wnosi coś
nowego do naszej wiedzy o jego umiejętnościach, wyobraźni muzycznej i pomyśle
na uprawianie improwizacji, zarówno tej o jazzowej proweniencji, jak i tej, dla
której inspiracją jest muzyka elektroniczna, czy noise-rockowa. Jeśli ktoś nie
kojarzy jeszcze tego nazwiska, koniecznie proszę je zapamiętać.
Rybicki/ Kozera Xu (Multikulti
Project, 2017)
Czas na krajowego świeżaka,
baa, z udziałem muzyków, których personalia zapewne większości z nas są całkiem
nieznane. Mateusz Rybicki na klarnecie i klarnecie basowym oraz Zbigniew Kozera
na kontrabasie. Incydentalnie muzycy będą też korzystać z perkusjonalii
(kalimba). Dziesięć swobodnych improwizacji, 33 minuty rejestracji z Wrocławia,
sprzed dwóch lat.
Przyczajony klarnet, silny
kontrabas i zestaw mikropowieści, punktów zapalnych, enigmatycznych zaczynów do
rozbudowanych porcji improwizacji (być może na koncertach). Sporo udanych
wycieczek w kierunku free, bez
skrępowania i artystycznych wątpliwości. Skupienie, dokładność i adekwatność. W
mojej ocenie muzycy lepiej realizują się w szybszych narracjach. Te
spokojniejsze nie ustrzegają się nieuzasadnionych chwil zadumy i
dramaturgicznego zawieszenia. Klarnecista lubi poszaleć, choć nie zawsze
starcza mu odwagi. Kontrabas zwinnie płynie przez płytę, szkoda jedynie, ze
muzyk nie zabrał ze sobą na nagranie smyczka. Ciekawy kontrapunkt estetyczny
wprowadza w bodaj dwóch fragmentach kalimba. Jest lekka w brzmieniu, delikatnie
tajemnicza i niedookreślona.
Ta niezwykle kameralna muzyka dużo zyskuje przy bliższym,
niejednokrotnym odsłuchu. Odcinek szósty ma zaszyty w sobie trans, pachnie miętową mantrą, co jest zasługą głównie
kontrabasisty. Świetny numer! Na finał dwie kalimby. Czekamy na ciąg dalszy!.
Mette
Rasmussen/ Tashi Dorji/ Tyler Damon To
The Animal Kingdom (Trost Records, 2017)
Nim na rozbudowany finał dzisiejszej zbiorówki przeniesiemy
się do Zjednoczonego Królestwa, na krótki moment zabawimy w Kanadzie.
Tam bowiem zarejestrowano nowe nagranie Mette Rasmussen.
Saksofonistka ta zalicza się do sporego już grona skandynawskich kobiet, który
zgłębiają świat free jazzu, dmąc w mocne
dęciaki. Dziewczyny mają niezłą
promocję ze strony starszych kolegów, na ogół się je chwali, a samej Mette
nawet przypina etykietę odkrywcza.
Pan Redaktor jest dalece wstrzemięźliwy w ferowaniu tego typu wyroków, ale
płyty tej Pani śledzi dość skrupulatnie.
W rzeczonej Kanadzie Mette zagrała niezwykle ekspresyjny
koncert free w bardzo ciekawym
towarzystwie. Na perkusji amerykański młodziak Tyler Damon, a na gitarze
elektrycznej…. prawdziwe odkrycie!!!! Facet nazywa się Tashi Dorji i pochodzi z
Bhutanu (czy ktoś wie, gdzie leży ten kraj? Tak, tak, w sercu Himalai!). Książkę
możnaby z miejsca napisać, cóż muzyk ten wyprawia na gitarze podłączonej do
prądu. Jest siłą, mocą i napędem tej eksplozywnej improwizacji. Gra wszystko,
co mu ślina na język przyniesie i
dodatkowo, raz po raz, wpada w konwulsyjny, rytmiczny trans, który uroczo
dewastuje nasze oczekiwania, co do przebiegu narracji. Dotrzymać mu kroku, tak
w aspekcie muzycznym, jak i emocjonalnym, nie jest łatwo, ale Mette daje radę,
co być może stanowi dla niej wyjątkowy komplement.
Muzyka iskrzy, eksploduje i ryje nam beret, jakże konstruktywnym hałasem. Wydał Trost Records,
zatem nie powinniście mieć problemu z zakupem tej płyty. Zróbcie to koniecznie!
A ja tymczasem zagłębię się w dyskografię Tashiego. A nie jest ona mała.
Shepherds
Of Cats & David Andrew McLean Shepherds of Cats & David McLean (Tombed Visions, 2017)
Kasetowy label z Manchesteru Tombed Visions wciąż dostarcza
nowej i intrygującej muzyki. Tu powracamy do angielsko-polskiej trupy
artystycznej Shepherds Of Cats. Ich poprzednią płytę, z gościnnym udziałem
puzonisty Guntera Heinza, omawialiśmy na jednej z poprzednich zbiorówek. Dziś dostajemy
długi zestaw dźwięków (2 CD-r), nagrany zresztą koncertowo we Wrocławiu, gdzie
gościem grupy był angielski saksofonista David McLean, przy okazji szef
wydawnictwa.
Muzyka Shepherds jest wielowymiarowa, multigatunkowa i dalece
eklektyczna, równie bogata w wydarzenia, jak rozbudowane jest używane przez
muzyków instrumentarium (Adam Webster – wiolonczela, głos, Jan Fanfare – gitara
elektryczna, głos, loops, Aleksander
Olszewski - perkusjonalia, głos, dęciaki,
Dariusz Błaszczak – syntezator, loops,
David McLean – saksofon tenorowy, syntezator, inne dęciaki oraz Maciek Piątek -
videoprocessing). Tu każdy dźwięk ma rację bytu, każdy pomysł artystyczny
jest akceptowalny. W porównaniu do poprzedniczki, SOC + McLean zdaje się być
bardziej dynamiczna, istotnie w wielu momentach post-rockowa (częste używanie
bardzo rytmicznych perkusjonalii), z dużą porcją nieco zwariowanej (pozytywnie)
improwizacji na dowolny temat, a także, co stanowi tu już zasadę, znaczącym
udziałem melodeklamacji. Dużo wnosi do tej zabawy McLean, który potrafi
dynamizować poczynania zespołu ostrymi i bystrymi pasażami swojego ognistego
saksofonu.
Jeśli to nagranie ma jakąś wadę, to jest nim jego długość.
Skrócenie płyty choćby o połowę (trwa prawie 140 minut) znacznie podniosłoby
jej wartość.
Aging Suitable
For Night (Tombed Visions, 2017)
Kolejna nowość z Tombed Visions, także z udziałem Davida
McLeana na saksofonie tenorowym. Formacja nazywa się Aging, a skład jej
uzupełniają: Andy Patterson – kontrabas, Jon Perry – perkusja oraz Sebastien
Perrin – saksofon tenorowy, fortepian. Tym razem muzyka wydana została na
kasecie i dla przeciwwagi (patrz: wyżej) trwa niewiele ponad 30 minut. To bodaj
trzecia pozycja w dyskografii Aging.
Płyta zawiera trzy skomponowane i wykonane na rockowo, w zasadzie bez improwizacji, nowe standardy (tak przynajmniej brzmią)
i jeden szalony fragment w zdrowej konwencji silnie rozwichrzonego free (dodatkowo
z damskim głosem). Cała płyta to jakby opowieść o jednej rozrywkowej nocy grupy
zagubionej we wszechświecie młodzieży, gdzie jest czas na dojście (pierwszy), czas eksplozywnej zabawy w podejrzanym damskim
towarzystwie (drugi, tytułowy, ów rozwichrzony) i wreszcie czas na wybudzenie
(trzeci, Pocałunek Mokrego Asfaltu),
a potem trudną drogę do domu (czwarty).
Gdyby cała płyta powstała w estetyce tytułowego fragmentu,
recenzent byłby niezwykle zadowolony. Niestety stanowi on wyjątek. Mało
zadziorny, nieco sztampowy wodewil w
typie The Lounge Lizards, wersja dla mniej wtajemniczonych.
Mark
Hanslip Church (Tombed Visions, 2017)
Czas na ostatnią dziś premierę TV. Ponownie kaseta, znów
niewiele ponad 30 minut muzyki, którą firmuje młody i ciekawy saksofonista
Mark Hanslip. Do pomocy wziął sobie trójkę muzyków: pianistę Stephena Grew
(znamy go choćby ze wspólnych nagrań z Trevorem Wattsem), gitarzystę Eda Williamsa (gra tylko na pierwszej stronie) i człowieka obsługującego laptopa –
Alexandra Cutterige’a. Tytuł płyty nie ma ukrytych treści. Nagranie powstało
bowiem w obiekcie sakralnym.
Muzyka jest stuprocentowo improwizowana, zawiera dźwięki silnie
osadzone w estetyce free, zakorzenione
zarówno w jazzie, jak i muzyce współczesnej. Bogata w świetne duetowe
ekspozycje saksofonisty i pianisty, dodatkowo wspierane niebanalnym szarpaniem
strun przez gitarzystę. Dużo w tej muzyce przestrzeni, dystansu do granych
dźwięków i po prostu jakości.
Trochę dramaturgicznego fermentu, nie do końca
przypadającego mi do gustu, dostarcza tu facet z komputerem (zwłaszcza na
drugiej stronie, gdy brak gitarzysty sprawia, że ma dużo przestrzeni do
zagospodarowania). Wydaje mi się, że jego ewentualny brak dodałby tej muzyce wartości.
Sloth
Racket Shapeshifters (Luminous
Label, 2017)
Pozostajemy w Manchesterze! Siostrzany label Luminous
proponuje nam nagranie kwintetu, który funkcjonuje pod nazwą własną Sloth
Racket. A w jego składzie saksofonista tenorowy Sam Andreae (poznaliśmy się
przy okazji poprzedniej prezentacji nowości z Tombed Visions – ABC Trio),
saksofonistka barytonowa Cath Roberts, gitarzysta Anton Hunter, kontrabasista Seth
Bennett i perkusista Johnny Hunter (brat?).
Cztery bardzo zwinne, kompetentne i dalece kolektywne free improvisations (choć za każdym z traków autorsko ukrywa się barytonistka),
grane także w podgrupach (choćby świetny dialog tenoru i kontrabasu w pierwszym
fragmencie). Muzyka bywa zarówno zadziorna, jak i wyciszona i melancholijnie
niemal melodyczna (sporo interesujących dialogów obu saksofonów, np. w drugim
numerze). W części finalnej muzycy chętnie brną w prawdziwie freejazzową
eskalację. Całe nagranie mieści się w trzech kwadransach, jest zatem nieprzegadane
i nie zawiera w sobie zbędnych przystanków scenariuszowych.
Muzyka, która póki co, nie stawia recenzenta do pionu, ale
która ma swój niezaprzeczalny, dalece bezpretensjonalny urok. Nazwiska zapisane
w kajecie, podobnie jak nazwa formacji, ku świetlanej przyszłości tej muzyki i
tych muzyków.
Sobanski/
Orrell/ Anstey/ McMurchie Texturologie
(European Improvisation Scene, 2017)
Na finał dzisiejszej zbiorówki świeżych owoców, kolejna płyta z Anglii, także realizowana po
części przez … polskiego muzyka (tamże zresztą od lat osiadłego). Myślę o
gitarzyście Mariuszu Sobańskim, który doświadczony na polu awangardy rocka,
coraz chętniej zapuszcza się w meandry swobodnej improwizacji.
Przed nami koncertowe nagranie z maja br. (Festiwal Gateway to Another Dimension),
poczynione przez Mariusza przy wsparciu saksofonisty Jake’a McMurchie,
kontrabasisty Paula Ansteya i perkusisty Tony’ego Orrella.
Cztery dość dynamiczne, chwilami hałaśliwe improwizacje,
naznaczone rockowym sznytem i
niebanalną psychodelią (głównie z inspiracji gitarzysty). Muzyka płynie zwartym
strumieniem, improwizacje muzyków przeplatają się wzajemnie i zwinie
uzupełniają. Rytm i pokrętna melodyka są tu stałymi elementami składowymi, co
pozwala muzykom unikać płycizn i zawieszania narracji. Kolejna płyta, kolejne
nazwiska do zapamiętania!
****
Lista płyt, które mniej lub bardziej mi się podobały w
ostatnich miesiącach, ale jak dotąd ich nie zrecenzowałem:
Daniel
Levin/ Ingebrigt Hĺker Flaten/ Chris Corsano Spinning Jenny (Trost Records, 2017)
Daniel
Levin Quartet Live At Firehouse 12
(Clean Feed, 2017)
Mat Maneri/
Evan Parker/ Lucian Ban Sounding
Tears (Clean Feed, 2017)
CP Unit Before The Heat Death (Clean Feed, 2017)
Fred Frith,
Hans Koch You Are Here (Intakt
Records, 2017)
Lista płyt, których nie zrecenzowałem, bo słuchając ich, nie
usłyszałem dźwięku, który byłby dla mnie czymś nowym i intrygującym:
Ballister Low Level Stink (Dropa Disc, 2017)
Zack Clarke
Random Acts Of Order (Clean Feed, 2017)
Johannes
Bauer/ Peter Brötzmann Blue City
(Trost Records, 2017)
Peter
Brötzmann/ Heather Leigh Sex
Tape (Trost Records 2017)
Peter
Brötzmann/ Steve Swell/ Paal Nilssen-Love
Live In Tel Aviv (Not Two Records, 2017)
Lean Left (Ken
Vandermark, Terrie Ex, Andy Moor, Paal Nilssen-Love) I Forgot To Breathe (Trost Records, 2017)
Tim Daisy/
Michael Thieke/ Ken Vandermark Triptych
(Relay Recordings, 2017)
Ken Vandermark/
Klaus Kugel/ Mark Tokar Escalator
(Not Two Records, 2017)
Eric Revis
Quartet Sing Me Some Cry (Clean
Feed Records, 2017)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz