Perkusista Andrew Lisle, gitarzysta Dirk Serries i
saksofonista Colin Webster grają pod szyldem Kodian Trio dokładnie od pięciu
lat. Wydali trzy płyty studyjne, tyleż koncertowych, zagrali ubiegłej jesieni w
Poznaniu na trzeciej edycji Spontaneous
Music Festival, a obecnie odbywać mieli trasę w zachodniej części Starego
Świata w ramach hucznych obchodów istnienia formacji.
Realia pandemicznego lockdownu
rzecz jasna zniweczyły plany koncertowe, jest jednak z nami, wyżej
wspomniana, trzecia płyta Kodian zarejestrowana w obecności publiczności.
Nagrana pod koniec marca ubiegłego roku w angielskim Leeds (LS6 Cafe) trwa ledwie 28 minut z sekundami,
ale jakość improwizacji i moc artystycznych emocji na scenie rekompensuje nam
wiele! Już dziś jesteśmy niemal pewni, iż w ostatnim dniu grudniu (jeśli
dożyjemy!) nie zapomnimy o Live in Leeds
w trakcie redagowania rocznego podsumowania płyt najlepszych z najlepszych! Wydawcą
jest Raw Tonk Records (CD-r/ DL).
Otwarcie swobodnej improwizacji tria elektrycznej gitary,
zadziornego saksofonu altowego i bystrej perkusji odbywa się bez szczególnie
rozbudowanej gry wstępnej. Muzycy znają się doskonale, komunikują ze sobą w
iście telepatyczny sposób (prawdziwe psy Pawłowa!), zatem z miejsca przystępują
do dzieła! Urywane, ale dosadne riffy gitarowe, prychy i dąsy szybko rozgrzewającej
się tuby saksofonu i aktywny drumming,
który włącza się w tryby narracji po kilkudziesięciosekundowej obserwacji pracy
partnerów. Rwący potok opowieści, pełen zdrowych emocji i wybuchowej ekspresji,
trio osiąga już po upływie 2 minuty koncertu. W galopie osiągają z miejsca cudowną
symbiozę dźwiękową i dramaturgiczną, a gdy na moment zwalniają, gitarzysta
łapie łyk psychodelii, drummer podkreśla
wagę stopy na bębnie basowym, a saksofonista poszerza paletę barw do tego
stopnia, że wystaje mu ona na pół ulicy. W 5 minucie kompulsywny, kolektywny free dancing in the stormy rain, niczym
stempel artystycznej doskonałości, zagotowuje pióro recenzenta nie po raz
ostatni!
Po niedługiej chwili krótki pasaż duetu Lisle-Webster zdaje
się być okazją po pokazania kunsztu improwizatorskiego obu muzyków, a w szczególności
alcisty. What a game! Serries powraca
suchym, zamaszystym riffowaniem i spirala improwizacji może na powrót eksplodować
actually in kodianstyle! Kolejnym
etapem opowieści jest stopping zrealizowany
w nanosekundzie i krótki epizod solowy gitarzysty, który kreśli post-bluesowe
smugi na rozdrożu improwizacji. W tle perkusjonalne zdobienia (Andrew
pozostanie w tym trybie przez wiele minut) i saksofonowe mikro perełki. Jeszcze
tylko krótka wymiana zdań w duecie gitara-saksofon, dwie, trzy próby
przywrócenia dynamiki ekspozycji i w okolicach 12-13 minuty Kodian Express z Brukseli do Londynu staje na staje Leeds i rozpoczyna wielominutowy spektakl post-ambientu! Dirk
nie szuka najgłębszych pokładów ciemnej mocy swoich amplifikatorów, ale sięga
po smyczek i na gryfie gitary zaczyna budować na poły akustyczny, płynny i przestrzenny
flow. Talerze rezonują, a saksofon
kreśli dłuższe i krótsze ekspozycje dronowe. Mechanika post-akustyki, repetycja
i zmysłowe preparacje – New Model
Kodian pięknieje z każdą sekundą! Beauty
slow motion looking for a new story!
Tuż przed upływem drugiej dziesiątki minut koncertu Webster
zaczyna rzewnie podśpiewywać pod nosem, szuka post-jazzowej melodii i bystrze
łypie okiem na partnerów. Talerze Lisle’a dygoczą zniecierpliwione, a Serries
rozważa ewentualność odłożenia smyczka na pobliskie krzesło. W ramach fazy wstępnej
krótkie duo gitary i saksofonu, jakby przygrywka do dynamicznego powrotu
perkusji. Szczoteczki drummerskie w
ramach forpoczty i spirala improwizacji zaczyna się nakręcać niczym zębatki
dworcowego zegara. W perfekcyjnej symbiozie dramaturgicznej, tuż po wybiciu 23
minuty koncertu Kodian Express rusza
w ostatni odcinek swojej niebywałej podróży. Fire Walk With Me! – recenzent cytuje tytuł jednego ze swoich
ulubionych filmów, bo muzyczna retoryka zdaje się mu się, niczym pies na budę! Narracja
gęstnieje, każdy dźwięk może liczyć na tysiąc konstruktywnych reakcji. Galop
zostaje osiągnięty w mgnieniu oka! Krzyk emocji, ale i chwile dramaturgicznych
suspensów (choćby szybkie duo gitary i perkusji w tak zwanym międzyczasie).
Powrót kwilącego na grzędzie saksofonu zwiastuje już ostatnią prostą. Gitara
stawia zasieki, saksofon tańczy zdeformowaną melodią, a progresywna perkusja
dopełnia obrazu całości. Perfect drama in
fire music!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz