środa, 8 grudnia 2021

Trevor Watts’ Amalgam & The Yorkshire Suite!


Z małej monografii formacji Amalgam *):

Wreszcie finałowa edycja Amalgam. Listopadowa (‘79) brytyjska trasa koncertowa i drobny incydent studyjny. No i zapowiadana na wstępie niespodzianka personalna. Oto bowiem na kilka dżdżystych, jesiennych tygodni gitarzystą Amalgam zostaje Keith Rowe! Od ponad dekady stały członek improwizującego kolektywu AMM, innowator i eksperymentator gitary, plądrofonik i swoiste enfante terrible muzyki niekomponowanej. I tu – w kolektywie Amalgam - gra na gitarze w jak najbardziej konwencjonalny sposób, innymi słowy trzyma ją normalnie w dłoniach i sprawnie palcuje po gryfie.

Historia muzyki improwizowanej, choćby była najprecyzyjniej spisywana i weryfikowana przez żyjących jeszcze ojców założycieli, wciąż wymaga uzupełnień i korekt. Całkiem niedawno na tych łamach dywagowaliśmy na temat dokładnej daty pewnego nagrania grupy Detail z roku 1990, dziś cofamy się w czasie o kolejną dekadę i zastanawiamy się, kiedy powstało pewne nagranie formacji Amalgam. Ten zacny free jazzowy, potem wręcz jazz-rockowy band Trevora Wattsa funkcjonował artystycznie ponad dziesięć lat, a jego ostatnie aktywności opisane zostały w cytowanym wyżej tekście. Drobna wszakże korekta tegoż opracowania – Keith Rowe grywał z formacją Amalgam wcześniej niż w listopadzie 1979 roku, a precyzyjnym będąc, także na początku tegoż roku, w lutym. Wtedy to właśnie powstało nagranie The Yorkshire Suite! Zauważmy na wstępie, iż fantastycznie uzupełnia ono dyskografię Amalgam i dodatkowo niesie ze sobą pewien personalny smaczek. Oto w nagraniu tym uczestniczył sam John Stevens, który co prawda maczał palce w powstaniu grupy jeszcze w latach 60., ale potem opuścił skład i grywał jazz-rocka pod szyldem Away. Ale dość tych historycznych egzegez! Przed nami pierwsza publikacja nagrania Yorkshire Suite w kwintecie na dwie perkusje. Godzina rozkoszy nie tylko dla psychofanów Trevora Wattsa i Johna Stevensa!

Wedle słów samego Wattsa, na początku 1979 roku do tria Amalgam (saksofon, bas, perkusja) doproszony został gitarzysta Rowe, by wnieść do zespołu nieco więcej fermentującej improwizacji, tudzież pewien element zaskoczenia i nieprzewidywalności. Londyński meeting, któremu dziś poświęcamy naszą uwagę, to zapewne ich pierwsze spotkanie. Trevor przygotował na tę okoliczność specjalną kompozycję, muzycy ją zagrali, a w ramach tzw. dogrywki, postanowili jeszcze swobodnie poimprowizować w tym dość eksperymentalnym składzie. Efekt przerósł oczekiwania wszystkich, został zanotowany jako tzw. drugi take utworu głównego, a w wymiarze czasowym okazał się nawet dłuższy od podstawowego wykonania kompozycji. Pełna dokumentacja owego spotkania z Yorkshire jest teraz dostępna w formie plików elektronicznych na bandcampie wydawcy. Dodajmy, iż mimo, że została zremasterowana z nagrania kasetowego, brzmi doskonale (za wyjątkiem drobnego szumu) i aż dziw bierze, że na jej upublicznienie czekać musieliśmy ponad cztery dekady.

 


Take One. Pierwsze nasiono rytmu wiedzie wprost z gitary, która rysuje repetytywny szlak improwizowanej podróży. Basówka pracuje bardzo swobodnie i raz za razem intrygująco mąci szyk marszu, a dwie perkusje, idealnie wypełniające przestrzeń, budują w miarę symultaniczną narrację. Na czele orszaku straceńców sadowi się oczywiście saksofon altowy - rozśpiewany, od startu mający odpowiednią swobodę i potencjał, by wieść improwizowaną opowieść w rejony niedostępne dla zwykłych śmiertelników. Dęciak czerpiąc moc z rytmu gitary, dość szybko wskakuje na niemal ognisty poziom ekspozycji i sprawia, iż cała maszyna tańczy w słońcu, niczym zdrowa mantra, która nie potrzebuje dodatkowych stymulacji. Dopiero po upływie ósmej minuty muzycy serwują nam krótką prezentację tematu, ulotną wszakże, niczym ślad pędzla na wodzie. Po krótkiej chwili saksofon ucieka na powrót w improwizację, a reszta załogi szuka okazji do zmyślnych kreacji. Gitarowy pick-up delikatnie sprzęga się, sprawiając, iż opowieść pęcznieję, ale nie traci tempa. Owo kłębowisko myśli wsparte zostaje kornetem, którego dźwięków dostarcza najprawdopodobniej John Stevens. Prawdziwy krok ku szumiącej psychodelii, wywołany utratą dynamiki, następuje jednak dopiero po upływie pełnego kwadransa. Gitara jeszcze bardziej zagłębia się w sobie, saksofon faluje niczym wzburzony ocean. Z tego tygla swobody powstaje nowy wątek, co jest zdecydowanie zasługą porządkującego przestrzeń alcisty. Nim utwór dobije do swego końca, dostajemy jeszcze krótki epizod na dwie perkusje, po czym muzycy po raz ostatni dmą w ognisty róg, inspirowani kolejnym szczytowaniem saksofonisty.

Take Two. Drugie podejście do kompozycji, zgodnie z zapowiedzią, wiedzie dalece improwizowanymi ścieżkami. Szum z gitarowego pieca, drobne, urywane frazy obu perkusji, łagodny, przepraszający tembr saksofonu – cała plejada jakże leniwych dźwięków. Z czasem tempo zdaje się rosnąć, ale sam proces jest wyjątkowo powolny. Wszystkie dźwięki płyną tu wyjątkowo szerokim korytem - swoboda, naturalna precyzja, dalece medytacyjna nieśpieszność. Saksofon śpiewa, reszta idzie wraz z nim, ale każdy dokłada tu indywidualną cegiełkę. Choćby świetny moment na gryfie gitary, pełen preparowanych dźwięków, zaraz potem równie doskonały dialog tejże gitary z saksofonem. Wszyscy zaliczają tu drobne wzniesienie, z którego dość szybką schodzą. Dopiero po 11 minucie saksofon wespół z gitarą sugerują sięgnięcie po melodyjny temat. Z tej chwili narracyjnego ładu dość szybko wyrywa się dęciak i za jego przyczyną kwintetowa opowieść dość szybko wchodzi w stadium ognistej i dynamicznej akcji. Muzycy wyjątkowo efektownie ogrywają tu temat, czyniąc to zarówno na dużej dynamice, jak i przy okazji incydentalnych spowolnień. Po ostatnim z nich następuje faza swobodnej improwizacji, tu wzbogacona kornetem. Po 23 minucie saksofon i bas zaczynają rysować nowy rytm, ale reszta instrumentów pozostaje w stanie permanentnej improwizacji. Po kolejnych dwóch minutach wydaje się, że utwór zmierza ku końcowi – dużo przestrzeni, tłumionych fraz, gitarowe preparacje i oddechy kornetu. W głowach muzyków kłębi się jednak na tyle dużo pomysłów, iż opowieść wspina się jeszcze na drobne wzniesienie, po czym gaśnie niczym łuna polarna.

 

Trevor Watts’ Amalgam The Yorkshire Suite (Hi4Head Records, DL 2021). Trevor Watts – saksofon altowy i sopranowy, kompozycja, Keith Rowe – gitara preparowana, Colin McKenzie – gitara basowa, Liam Genockey i John Stevens – perkusje. Nagrane 21 lutego 1979 roku w Londynie. Kompozycja Yorkshire Suite w dwóch podejściach, łącznie 56 minut i 25 sekund.

 

Pełny tekst dostępny jest pod poniższym adresem:

http://spontaneousmusictribune.blogspot.com/2016/03/trevor-watts-amalgam-spontaniczne.html

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz