piątek, 20 maja 2022

What’s new in the Evil Rabbit? Le Jardin Sonore & Tone Sequence Evaluators!


Holendersko-niemiecki label Evil Rabbit, prowadzony przez kontrabasistę Meinrada Kneera, lubi zaskakiwać. Czyni to zarówno w wymiarze estetycznym i gatunkowym, jak i personalnym. Każde nowe wydawnictwo przynosi szereg otwartych pytań, zachęca do poznawania nowego i zaprasza do zapamiętywania kolejnych nazwisk na europejskiej scenie muzyki improwizowanej.

Nie inaczej dzieje się w przypadku dwóch najnowszych realizacji Złego Królika. Na pierwszej z nich włoski kwartet Sonoria improwizuje w sposób dalece niebanalny, czasami przypominając bezmiarem swojej tajemniczości brytyjski AMM, ale też stawia pytania o granice gatunkowe i sposób predefiniowania improwizacji. Z kolei grecki duet Floridis/ Dimitriadis nie tylko koncentruje się na samym procesie improwizacji, ale też podejmuje karkołomne zadanie pożenienia akustycznych dźwięków ze sporą porcją elektroniki, co jak dowodzi historia gatunku, bywa sprawą niezwykle skomplikowaną. Dodajmy, by sytuację jeszcze bardziej zagmatwać, iż artyści na obu krążkach twierdzą, iż grają muzykę … skomponowaną.

 


Le Jardin Sonore

Naszą dzisiejszą opowieść zaczynamy od włoskiego kwartetu na saksofon sopranowy, fortepian, gitarę elektryczną i perkusję, wspartą odrobiną elektroniki.

Na starcie intensywnie wytężamy słuch, bo pierwsze frazy zdają się być wyjątkowo delikatne, dodatkowo podawane wprost z gęstej ciszy. Rezonujące powierzchnie płaskie oraz akustyczny ambient gitary formują się w małe strumienie wzdychających dźwięków. Narracja wydaje się toczyć wedle zapisów scenariusza, ale efektowne brzmienie dużo tu rekompensuje. Recenzent dość szybko odnajduje dla tej porcji fonii szyld w języku szekspirowskim – new chamber directed impro! Początek drugiej części pachnie syntetycznie, być może to efekt połączenia drobnej elektroniki i siły oddziaływania gitarowych pick-upów. Powtarzane frazy i rytualne pętle sycą narrację tajemniczym spokojem - minimalistyczne piano, delikatne pomruki saksofonu i nerwowe deep drums, które budują tu szczególną jakość. Skupiona opowieść zdobiona jest także incydentami gitary, która płynie brudnym strumieniem kojarzącym się z preparacjami Keitha Rowe’a. Intryga tej części albumu wciąga niczym klasyczne filmy noir.

Włoska opowieść powoli wchodzi w stadium dla niej najciekawsze. Trzecia część budzi się w mroku elektroakustycznych zagadek. Dźwięki akustyczne szeleszczą, a tło wypełnia ambient płynący zapewne wprost z gitary. Muzycy generują tysiące mikrofraz, przypominających egzystencjalne rozterki, które nie proszą się o szybkie odpowiedzi. Na barkach muzyków zdaje się teraz spoczywać medytacyjny sznyt, godny estetyki AMM, pełen skupienia i dramaturgicznej powolności. Całość ma swój wewnętrzny rytm, kierunek działania, a także pieczołowitość i otwartość swobodnej improwizacji, wytrzymującej porównania z najlepszymi gatunkowymi konotacjami. Frazy akustyczne mają tu formę pytań, na które odpowiadać stara się wyważona emocjonalnie elektronika. Czwarta, najdłuższa opowieść, podkreśla atrybuty jakości, jakie muzycy osiągnęli w poprzedniej części. Zwarta, kolektywna opowieść, która nabiera pewnej post-jazzowej ornamentyki, ale pozostaje swoista, nerwowa, typowa dla tych artystów. Aktywna perkusja, czujny saksofon, repetytywne piano i zmysłowe, ambientowe tło gitary. Narracja w pewnym momencie delikatnie się łamie, sięga po psycho-jazzowe grepsy, ale szybko znajduje nowy kierunek podroży, tym razem głęboko zanurzony w ciszy. Muzycy szukają echa, zmyślnie kreując dysonans ciepłej akustyki i post-gitarowych strumieni chłodu.

Piąta część kontynuuje owe filigranowe, ledwie słyszalne gołym uchem frazy. Tu lepią się one w dość zwartą narrację głównie dzięki percussion. Pięknie pęcznieją zaś za sprawą gitary. Powolna nerwowość prowadzi muzyków na drobne wzniesienie. Całość pogrąża się w mroku, a życie zdaje się tlić jedynie w ciepłych fraz fortepianowych klawiszy i oddechu wystudzonej tuby saksofonu. Końcowa opowieść grana jest na wdechu, bazuje na repetycji piana, szklistej powłoce gitarowych fraz i głębokich uderzeniach w perkusyjne akcesoria. Zawieszony w próżni, metafizyczny, post-kameralny jazz systematycznie narasta, ale nie osiąga kulminacji. Stawia znaki zapytania, ale nie pozwala na odnalezienie odpowiedzi.

 


Tone Sequence Evaluators

Grecki duet sięga po akustyczne frazy instrumentów dętych (reeds) i perkusji, oplatając je elektronicznymi rozwinięciami, uzupełnieniami i deformacjami.

Album otwiera perkusja, wraz z pierwszym uderzeniem ciągnąca za sobą blask elektroniki, która w początkowej fazie improwizacji przypomina dymną poświatę na rockowym koncercie. Narracyjny efekt uzupełnia tu wytłumiony klarnet, który także uczestniczy w kreowaniu lekkiej, zwinnej dynamiki. Muzykom towarzyszy rezonująca poświata elektroakustyki, która chwilami potrafi intrygująco zagęścić się nad głowami artystów. A ponieważ wszystko tu dobrze ze sobą trybi, pierwsza improwizacja kończy się wartkim, jednorodnym strumieniem żywych i syntetycznych dźwięków. W drugiej części muzycy zdejmują nogę z gazu i uroczo trwonią czas w mrocznych, zarówno żywych, jak i elektronicznych frazach. Z czasem nabierają jednak pewnej dynamiki i zdają się kolektywnie poszukiwać wspólnej struktury rytmicznej. Gasną w onirycznej powłoce dźwięków dalece post-akustycznych.

Trzecią część otwiera samotny perkusista. Do bystrego drummingu lepi warstwę elektroniki, która momentami brzmi niczym syntezator. Gdy narracja jest już w pełni uformowana, do gry wchodzi smukły klarnet i efektownie tańczy w chmurze elektroniki. Na zakończenie tej części mamy wrażenie, iż dęciakiem w tej rozgrywce był klarnet basowy. Kolejna improwizacja stawia na zagadki. Najpierw mamy wrażenie, że słyszymy głos Beduina, który mantruje za grubą ścianą. Elektronika pachnie tu bardzo analogowo, z kolei prychający dęciak sprawia wrażenie dość przypadkowego. Znów pojawia się brzmienie syntezatora, który syci opowieść delikatnym blaskiem fussion. Muzycy w tym tyglu zdarzeń odnajdują bystrą strukturę rytmiczną i finalnie osiągają wręcz post-rockową dynamikę. I znów mamy wrażenie, że Floridis żongluje instrumentami w trakcie tej samej improwizacji!

Przedostatnia improwizacja w swej fazie prenatalnej skupia się na dźwiękach preparowanych. Gwizdy, polerowanie powierzchni płaskich i głębokie drums z elektronicznymi ornamentami. W tle szkli się ambient, a rytm rodzi się jakby za żelazną kurtyną. Narrację rysuje tu chyba saksofon, który dobrze czuje się w zaordynowanej fakturze rytmicznej. Znów słyszymy brzmienie syntezatora lub czegoś, co go przypomina. W każdym razie festiwal fake sounds trwa tu nieprzerwanie, czyniąc ów fragment jednym z ciekawszych momentów całego albumu. Szósta, finałowa improwizacja wcale nie ma zamiaru tłumić emocji. Wręcz przeciwnie, od startu drumming podparty elektroniką robi tu swoje, pozostawiając dużo przestrzeni dla dęciaka (saksofonu?). Emocje też rosną, dzięki czemu żegnamy się z elektroakustycznym, greckim duetem w poczuciu dobrze wykonanej roboty.

 

Sonoria Le Jardin Sonore (CD 2022). Cosimo Fiaschi – saksofon sopranowy, Alessandro Giachero – fortepian, także preparowany, Emanuele Guadagno – gitara elektryczna oraz Nicholas Remondino – perkusja, elektronika. Nagrane w trakcie Pisa Jazz, Theatre Sant’Andrea, Pisa, Włochy, kwiecień 2019. Sześć improwizacji, 52:42.

Floros Floridis & Yorgos Dimitriadis Tone Sequence Evaluators (CD 2022). Floros Floridis – instrumenty dęte i elektronika oraz Yorgos Dimitriadis – instrumenty perkusyjne i elektronika. Nagrane w Royal Alzheimer Hall, Thessaloniki, Grecja, październik 2021. Sześć improwizacji, 48:46.



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz