piątek, 13 maja 2022

Cecil Taylor! Music From Two Continents! *)


Pośmiertna epopeja Cecil Taylor – życie i twórczość trwa w najlepsze, zarówno w wydaniu międzynarodowym, jak i krajowym. W tym drugim, jak doskonale wiemy, prym wiedzie Fundacja Słuchaj, która dostarcza niepublikowane nagrania ikony freejazzowego fortepianu nad wyraz regularnie. Po duecie, kwintecie i małej orkiestrze, czas na kolejny rozbudowany ansambl, tym razem w edycji dalece ekscytującej.

Po pierwsze – nowa płyta, to koncert z krajowego Jazz Jamboree z pierwszej połowy lat 80. ubiegłego stulecia, po drugie – sam skład personalny orkiestry winien wprawiać w intensywny ruch nasze serca! Smakowity zaciąg europejski, polsko-włosko-niemiecki oraz pokaźna wataha muzyków amerykańskich, a pośród nich the one and only William Parker, wtedy jeszcze muzyk na dorobku, ale już wówczas istotnie kształtujący improwizowaną narrację w Sali Kongresowej. Pełne dane formacji Taylora na dole tej recenzji, teraz skupmy się na dźwiękach, jakie muzycy dostarczali nam prawie 38 lat temu przez godzinę zegarową z małym okładem.

 


Początek koncertu wydaje się typowy dla rozbudowanych, improwizujących składów pod zacnym przewodnictwem Taylora. Perkusjonalia, okrzyki, prześmiewcze wrzaski, odgłosy z freejazzowej puszczy, niczym rytuał wyzbycia się wszelkich złych emocji, czy też rodzaj mentalnej detoksyzacji! Pierwsze dźwięki fortepianu są nam dane po upływie trzech minut, a po kolejnych kilkudziesięciu sekundach zaczyna się formować właściwy free jazz flow, od niemal samego początku zgrabnie spinany kontrabasowym groove Parkera. Bystra dynamika, aktywny drumming, słowotok fortepianu i wielka, naprawdę wielka przestrzeń dla ośmiu instrumentów dętych, które mogą szaleć do woli. Dęte pokrzykiwania, tudzież bardziej skonstruowane frazy czasami wchodzą w dialog z pianem, czasami wznoszą się ku górze i efektownie opadają. Strumień fonii jest doprawdy imponujący, a na jego tle, from time to time pojawiają się niezbyt rozbudowane ekspozycje solowe. Pierwszy do boju idzie tu saksofon altowy. Po 12 minucie narracja delikatnie traci na intensywności, ale basowy flow nie pozwala wiele. Do ognia dorzuca Taylor, a jego klawiszowe tornado wspierają dęte kontrapunkty. Niedługo potem pojawia się ekspozycja trąbki (zapewne Stańko!), a także prawdopodobnie bassoona i już na pewno - saksofonu tenorowego. Ekspresja rośnie z każdą sekundą, sprawiając, iż po 20 minucie całość narracji możemy określić mianem efektownej, jakże zbiorowej histerii!

W okolicach 28 minuty opowieść zdecydowanie stopuje, w każdym swoim wymiarze. Dęciaki wzdychają i śpiewają pod nosem, pojawiają się głosy, które dość szybko formują się w efektowny wielogłos, także wrzaski, tudzież bardziej skoordynowane okrzyki. Kilka mocnych uderzeń dodaje perkusja. Mamy wrażenie, że oto znaleźliśmy się naprawdę w samym sercu dzikiej Afryki, z jej polirytmią i gęstymi, nie do końca sformatowanymi dźwiękami. Mniej więcej w 38 minucie z tego cudownego chaosu chwili wyłania się ciepło brzmiące piano i dęte zaśpiewy, które płyną do nas rozległym korytem. W końcu nowy groove ustanawia Parker, ale nie dyktuje przesadnego tempa. Narracja zaczyna się rozrastać i dopiero wtedy Taylor wraz z Parkerem ewidentnie podkręcają tempo. Drive perkusji zdaje się nosić znamiona post-swingowe, a cała orkiestra kolektywnym krzykiem szybko osiąga stadium pełnowymiarowej fire music! Saksofony pędzą tu na froncie, tuż obok skrzeczą trąbki, a tumult całości sprawia, iż dający z siebie wszystko pianista jest ledwie słyszalny! Po 50 minucie na ów ognisty tygiel fonii nakłada się jeszcze rozkrzyczany głos (zapewne Taylora), który tylko wzmaga emocje. Tym razem na przedzie karawany jedna z trąbek i saksofon altowy. Masywną całość pcha niezłomnie do przodu niezmordowany kontrabasista. Furia ansamblu wydaje się z czasem przygasać, jakby część muzyków syciła opowieść większą dawką nieco spowolnionych, bardziej refleksyjnych fraz. Pojawia się też nowy dźwięk, który przypomina flet. Jego piękną ekspozycję podkreśla full drive rozbudowanej sekcji rytmu. Każdy z dęciaków dokłada tu po ostatnim słowie i wraz z wybiciem 60 minuty narracja zaczyna przygasać. W połowie 62 minuty podnosi się kompulsywny wrzask publiczności.

 

Cecil Taylor Music From Two Continents, Live at Jazz Jamboree’84 (Fundacja Słuchaj!, CD 2021). Cecil Taylor – fortepian, Tomasz Stańko i Enrico Rava – trąbki, Conrad Bauer – puzon, Jimmy Lyons – saksofon altowy, Frank Wright Jr. i John Tchicai – saksofony tenorowe, Karen Lyons – bassoon, Günter Hampel – klarnet basowy i wibrafon, William Parker – kontrabas oraz Henry Martinez – perkusja. Zarejestrowane 26 października 1984, w trakcie Festiwalu Jazz Jamboree, Sala Kongresowa, Warszawa. Jeden utwór, czas trwania - 62:15.

 

*) recenzja powstała na potrzeby portalu jazzarium.pl i tamże, tysiące lat temu, została pierwotnie opublikowana

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz