Początek nowego roku, to czas dla rzeszy piśmiennych
recenzentów muzyki improwizowanej, by uzupełniać zaległości roku poprzedniego.
Nie inaczej dzieje się na Trybunie Muzyki
Spontanicznej, która w ostatni dzień starego roku publikuje listę
pięćdziesięciu powodów, dla których warto zapamiętać minione dwanaście miesięcy,
a potem, w styczniu roku kolejnego uzupełnia uzasadnienia dla albumów, które
nie zostały skomentowane wcześniej.
Dziś czas na komentarz do albumu The End Of Something, który na rzeczonej liście znalazł się w pełni
zasłużenie, choć bez długotrwałych fanfar, albowiem nagranie, jedynie w formie
plików elektronicznych, opublikowano dopiero na początku grudnia. Samo spotkanie
polskiego kornecisty i barcelońskiego perkusjonalisty miało miejsce pięć lat
temu w Zielonej Górze. Dodajmy, iż dokładnie dzień po tym, jak ci sami muzycy -
w pewnym międzynarodowym kwartecie - popełnili doskonałe nagranie The Night Of The Swift.
Muzycy od pierwszego dźwięku budują narrację bardzo pieczołowicie i po prawdzie czynić tak będą przez niemal pełną godzinę zegarową, bo tyle trwać będzie ich podróż. Kornecista podłączony pod elektryczny opóźniacz płynie tu szerokim strumieniem, osadzonym na delikatnie falującym oceanie perkusjonalnych drobnoustrojów. Twórca tych ostatnich najpierw pracuje rezonansem, potem włącza do strugi narracji kolejne elementy swojego rozbudowanego akcesorium, a wszystko stara się doposażać w pewną, początkowo niemal niedostrzegalną, powłokę rytmu. Meta akustyczna post-elektronika (pre-elektronika?) improwizacji przypomina rozhuśtany ambient, który zdobiony jest filigranowymi, robaczkowymi zdobieniami. Mniej więcej od piątej minuty Trilla włącza w tryb swojej opowieści elementy drummingowe, bardzo wszakże rozważnie dawkując nam emocje. Majewski delikatnie się nadyma, pracuje już nie tylko ambientem, ale kreuje także dodatkowe, bardziej żywe frazy, chwilami sycąc opowieść kilkoma wątkami jednocześnie. Po paru minutach pozostaje sam na scenie i zaczyna tanecznie podrygiwać, łapiąc przy okazji w żagle dodatkowe porcje prądu. Perkusista powraca na samych talerzach i inicjuje nowy wątek, który wspiera się rytmicznymi pulsacjami kornetu. Dubowy trip nie trwa jednak długo, a improwizacja gaśnie do poziomu perkusjonalnych dzwoneczków. Kornet powraca do estetyki ambientowej i narracja przebiera postać finałowej kołysanki. Echa mikro preparacji i rezonujących cząstek powietrza nadają zakończeniu wielominutowej narracji niemal oniryczny posmak.
W drugiej odsłonie pojawiamy się być może lekko spóźnieni.
Mamy wrażenie, że jesteśmy już w samym jej sercu. Kornet pracuje trybem post-relaksacyjnym,
systematycznie zawłaszczając przestrzeń, a drumming
nadyma się ogromem fraz preparowanych. Całość brzmi niczym psychodeliczna kołysanka
dla wampirów. Vasco tańczy na talerzach, dzwonkach i miseczkach, Artur płynie z
głową w chmurze delayowego strumienia
chłodnego powietrza. Ta część spektaklu nie trwa nawet dziesięciu minut. Pod
jej koniec improwizacja staje się wyjątkowo intensywna, kornet schodzi jednak
nisko na kolanach i spycha ją w opary gęstej mgły.
Trzecią opowieść, która potrwa nieco ponad dwadzieścia minut
otwiera Trilla. Buduje lekką, drummingową
teksturę i czeka na oddech kornetu. Pierwsze dźwięku tego ostatniego brzmią
tu bardzo syntetycznie. Tymczasem armia perkusjonalnych akcesoriów zaczyna śpiewać
i słać salwy ekspresji. Narracja przez moment szuka ciszy, po czym rusza w
dalszą podróż. Kreowana jest teraz kocimi, kornetowymi krokami – kołysze się na
wietrze, syczy przez zaciśnięte zęby, oddycha nosem. Perkusja płynie deep drummingiem, ale całość nie zyskuje
nowych przestrzeni, raczej stoi w miejscu. Muzycy dorzucają do przygaszonego płomienia
emocji nowe elementy – metalowe tarcia, szumy, szeleszczące odgłosy, a na wszystko
nakładają płaszcz wielośladowego pogłosu. Narracja zaczyna repetować, a w tle pojawiają
się jęczące dźwięki … jakiegoś instrumentu strunowego. Tajemnica pozostaje jednak
nierozwiązana i ginie w finałowej chmurze rezonansu. Kornecista przyjmuje pozycję
wyczekującą, głęboko oddycha, po czym przenosi narrację w stadium
wielosekundowego wybrzmiewania.
Artur Majewski & Vasco Trilla The End of Something (Sound Trap Records, DL 2022). Artur Majewski
- kornet, delay oraz Vasco Trilla –
perkusja, instrumenty perkusyjne. Nagrane 6 grudnia 2017, BWA Zielona Góra.
Trzy improwizacje, 56 minut.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz