Z mglistej ciszy dociera do nas głuchy dźwięk, jakby ktoś delikatnie stukał w dzban, siedząc w jego wnętrzu. Pojedynczy klawisz fortepianu też stuka, choć brzmi inaczej. Sekwencja czynności zostaje powtórzona, a tytułowe echo pieśni otwarcia szuka nas wzrokiem. Dźwięki zaczynają pojawiać się jeden po drugim. Opowieść kołysze się na lekkim wietrze, wciąż dostarczając nowych wrażeń. Być może na strunach wielkiego fortepianu leżą jakieś przedmioty. Być może są wśród nich talerze. Coś dźwięcznie płacze, coś innego trzeszczy pod lekkim naporem dłoni pianistki.
Po ułamku sekundy ciszy dłonie pianistki skupiają się już na
glazurze strun. Preparowane dźwięki, rezonujące obłoki i cisza, która gra tu na
własnej klawiaturze. Delikatne ruchy i wciąż zaskakujące efekty. Spłoszone
struny zdają się śpiewać, czasami przypominają owadzie szelesty. Temperatura opowiadania
zdecydowanie rośnie. Pojawiają się bardziej agresywne, niekiedy wręcz
post-industrialne frazy. Mechanice tarcia, uderzania i szorowania wciąż towarzyszą
tu ochłapy ciszy, które zwisają z sufitu, niczym sople lodu. Dekonstruowane
dźwięki skaczą wysoko, ale ostatecznie i tak upadają na samo dno narracji.
W trzeciej opowieści dłonie pianistki powracają na czarno-białą
klawiaturę. Ta historia budowana jest suspensem i ukrytą w pudle rezonansowym
melodią. Post-klasyka napotyka tu na niezbadane złoża kreatywności. Narracja ma
swoją dynamikę, ale jednocześnie jest uroczo leniwa. Przypomina śmiech przez
łzy, toczy się z frywolną tanecznością i tłumioną śpiewnością. Pod koniec znów
napotykamy na bardziej masywne zdarzenia, zaczepne, niebezpieczne ruchy rąk
pianistki. O tak, tu każdy musi się mieć na baczności!
Kolejne dźwięki wprost z klawiatury jeszcze intensywniej tulą
się do ciszy. Zdają się płynąć post-barokowym szykiem, równie delikatnie, jak i
precyzyjnie ciosane frazy. Opowieść nabiera molowego koloru, jest gładka jak
jedwab. W piątej części pianistka zaczyna szorować struny. Wokół niej tłoczy
się obłok szumiącego echa. Przypomina lot czmiela, a może pasikonika na
zroszonej porannym deszczem łące. Tajemnica goni tu tajemnicę, a recenzentowi
brakuje obrazu. Chciałby to koniecznie zobaczyć.
W trakcie kolejnej opowieści jedna z dłoni pianistki preparuje
struny, druga szuka zaś dźwięku pod martwym klawiszem. Subtelna symbioza
bolesnych fraz i znów dźwięk dzbana, który znamy z pierwszej części. Pisk
struny i stukot pustego klawisza. Mroczna aura sprzyja zadawaniu pytań. Białe
klawisze czują niepokój, czarne szczerzą zęby. Dramaturgiczne duopolis bez kłopotów znajduje ostatnią
frazę. A tuż potem, już w następnej historii klawisze fortepianu zaczynają śpiewać,
łkać, szeleścić. Nie wiemy, kto lub co ostatecznie wprawia je w ruch drgający. Same
dźwięki zdają się być lekkie jak puch, tańczą wokół własnej osi.
W ósmej części wielki fortepian zaczyna brzmieć jak gitara,
a może równie wielka harfa. Może to kołujący myśliwiec, a może jakieś tajemnicze
ptactwo. Wszystko tu śpiewa, rechocze rezonansem. Narracja wydaje się
jednocześnie lekka i masywna. Dłonie pianistki piłują i ugniatają struny, a recenzentowi
znów brakuje obrazu. Finałowa opowieść trwa ledwie sto dziesięć sekund. Być może
w dłoniach pianistki pojawia się pilnik do paznokci. Oto dźwięki, które już
chyba nie mogą być lżejsze, niczym obłok kurzu rozsiadają się na widowni. Cisza
gra tu razem z pianistką, podpowiada jej kolejne ruchy. Dzieli każdą frazę na
mikroskopijne części.
Marta Warelis A Grain
Of Earth (Relative Pitch Records, CD 2022). Marta Warelis – piano. Nagrane
w Amsterdamie, w październiku 2021 roku. Dziewięć improwizacji, łączny czas - 32:35.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz