Bass słoneczny, bass pospolity, słonecznica pstra – gatunek słodkowodnej ryby okoniokształtnej z rodziny bassowatych – tak Wikipedia definiuje nazwę własną, będącą tytułem płyty, jaką przygotowała dla nas trójka muzyków, która okazjonalnie spotkała się ponad sześć lat temu na scenie festiwalu jazzowego w Lublinie.
Z jednej strony Paul Lovens - legendarny perkusista,
perkusjonalista z Niemiec, człowiek, który własnym potem wykuł w skale kanony
gatunku free improvised percussion.
Tuż obok angielski kontrabasista John Edwards, muzyk już z kolejnego pokolenia,
artysta bez udziału którego trudno sobie wyobrazić klasową free jazzową płytę z
tamtej strony kanału La Manche. Wreszcie dużo od nich młodszy Gerard Lebik, saksofonista
ze Śląska, który dekadę temu zdawał się budować na nowo idiom polskiego
swobodnego jazzu (z jakże doskonałym skutkiem!), ale potem bywał spotykany
głównie w obszarze kreatywnej elektroniki. Samo nagranie przeleżało się na twardych
dyskach komputerów na tyle długo, iż dziś trudno ocenić, na jakim etapie swojej
muzycznej kariery znajdował się Polak, gdy ów intrygujący, chwilami wyśmienity
koncert był rejestrowany. Nasze dywagacje w niczym jednak nie zmieniają faktu,
iż Lepomis Gibbosus jest albumem,
przez odsłuch którego nikt nie powinien przejść suchą stopą, tudzież zbyć ją
brakiem należytego zainteresowania.
Początek koncertu, to typowa dla składów kleconych ad hoc rozpoznawcza gra na małe pola. Drżenie basu, jego pierwsze frazy tkane pizzicato, leniwe podmuchy z tuby saksofonu i perkusjonalne ornamenty. Na tym etapie wszystko smakuje tu swobodną kameralistyką. Lebik patrzy w stronę Evana Parkera, Lovens, jak to Lovens, przypominać może tylko siebie, no i Edwards, lekko już upocony, choć ciągle w blokach startowych, gotowy na każde rozdanie. Po pierwszym narracyjnym zwarciu szeregów, w okolicach 10 minuty muzycy przestawiają się na filigranową, stylową, ale bezpieczną improwizację. Kontrabasista zmienia tryb narracji jak rękawiczki, perkusista z drobiazgów buduje małe cuda, a saksofonista spogląda w przyszłość i szuka wyważonych fraz. Ale to właśnie ten ostatni przenosi improwizację w tzw. drugą odsłonę koncertu. Powolna, cicha rozmowa bogacona jest tu smyczkiem o brudnym, mięsistym brzmieniu. W dalszej fazie nagrania opowieść toczy się już dość wartko i nabiera pewnej niewymuszonej dynamiki. Saksofonista delikatnie wycofany, cedzi dźwięki, ale nie notuje pustych przebiegów. Kolejne trzy sekundy chwały odnotowuje natomiast perkusista.
Kameralne wytłumienie i kilka solowych chwil Lovensa odnajduje
koncert już w jego trzeciej części. Najpierw garść popisowych grepsów Niemca,
tuż potem zaskakująca dramaturgicznie propozycja skocznego, wesołego rytmu, który
nadaje całej improwizacji wręcz swingowego posmaku. Kolejną fazą koncertu jest
bystra, solowa ekspozycja kontrabasu, której akompaniuje ostrożny drumming. Po krótkiej fazie zabawy z ciszą,
improwizacja nabiera tempa i intensywności, budowana głównie mocą kontrabsu i
jego nieodpartej potrzeby ciągłej zmiany. Zupełnie niepostrzeżenie koncert wchodzi
w czwartą, zdaje się, że najciekawszą fazę. Najpierw duży bukiet preparowanych dźwięków
ze strony każdego z muzyków. Ocean drobiazgów – smyczek, perkusjonalia i wysoko
podwieszony saksofon. Potem faza suchych dronów, stylowych short-cuts i wielkich kłębów szumu. Nim koncert dobiegnie końca,
narracja oczywiście wdrapie się jeszcze na drobne, finałowe wzniesienie.
Dynamikę proponuje tu perkusja, post-rockowe przełomy kontrabas, a filigranowe chrobotanie,
niczym taniec na linie, dość już rozgrzany saksofon.
Lebik/ Edwards/ Lovens Lepomis
Gibbosus (Fundacja Słuchaj, CD 2021). Gerard Lebik – saksofon tenorowy,
John Edwards – kontrabas oraz Paul Lovens – perkusja. Nagrane na żywo, 23
kwietnia 2015 roku, w trakcie Lublin Jazz
Festival. Jedna swobodna improwizacja, dla wygody słuchaczy podzielona na
dysku na cztery części, łącznie – 45:36.
*) recenzja powstała na potrzeby portfalu jazzarium.pl i
tamże została pierwotnie opublikowana
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz