Piątkowy wieczór, to dobry moment na szybki wypad do Amsterdamu! Klub Zaal 100, to z kolei doskonała miejscówka! Na scenie dostrzegamy trzech bystrych improwizatorów, wyposażonych w akustyczną gitarę, perkusję i kontrabas! Rozsiadamy się wygodnie na małym krzesełku, zamawiamy pierwszego drinka, może coś do palenia i oddajemy się we władanie improwizowanych dźwięków!
Pierwsza improwizacja budowana jest na zasadzie pewnego
kontrastu – masywnym, gęsty flow kontrabasowego
pizzicato i lekką, zwiewną gitarą, w
brzmieniu której słychać dalekie echa mistrza gatunku, Dereka Baileya. Na trzeciego
bystra perkusja, który lubi dobre synkopy, niebanalne swingowanie, ale i
wszelkie zwarcia swobodnej improwizacji. Jazzowa opowieść łapie tu dynamikę, a
na koniec także nieco psychodelicznego brudu. Druga część rodzi się bardzo leniwie.
Kontrabasowe intro, zdobione gitarowymi strzępami dźwięków, kreuje martwą
balladę, która smakuje bluesem z bardzo głębokiego południa. Perkusja wchodzi
do gry nieco spóźniona, początkowo pracując głównie na szczoteczkach. Udaje się
jej jednak całkiem zgrabnie związać narrację. Ta nadyma się siłą basu, głosem z
offu i swobodną gitarą, które zdaje
się czerpać inspiracje z tysiąca gatunków. W drugiej części improwizacja
efektownie tłumi swoją pozorną intensywność. Muzycy szorują po strunach i krawędziach
werbla, po czym wyposażeni w dwa smyczki pięknie łaskoczą dobrze już rozgrzane
struny.
Pierwsze dźwięki trzeciego epizodu docierają do nas z
pomruku smyczkowego drona. W tle tli się chmura gitarowego pyłu i drżących
talerzy. Całość brzmi niczym post-barokowa psychodelia, o ile potrafimy coś
takiego sobie wyobrazić. Nurt główny wyznacza tu połamany rytm kontrabasowego pizzicato. Gitara szuka post-klasycznych
konotacji, a okazjonalnie piętrzące się tempo płynie wprost z bystrych akcji
perkusji. W dalszej fazie improwizacja jest w stanie osiągnąć nawet stan
galopu, a gaśnie dzięki urokliwym frazom kontrabasowego smyczka. Ten ostatni
sieje także dużo fermentu na początku kolejnej części, co więcej, także na
gryfie gitary zaczyna pracować smyczek. Ów nieco szalony duet ryje bruzdy w
ziemi, pnie się ku górze, a czasami lewituje bez jasnego kierunku działania.
Dopiero wejście w tryb pizzicato sprawia,
iż na scenie odradza się perkusja. Zmiana goni tu zmianę, kontrabas zmienia
tryb pracy niczym rękawiczki, a gitara efektownie frazuje czerpiąc jednocześnie
z post-klasyki, jak i powykręcanych fraz prawdziwie baileyowskich.
Koncert wieńczy piąta improwizacja, która przykuwa naszą
uwagę na prawie pełny kwadrans. Zaczyna się minimalistycznym, leniwym szeregiem
spokojnych dźwięków. Drżące struny kontrabsu, gitara w stanie dramaturgicznego zawieszania
i drobne akcenty perkusjonalne. W początkowej fazie improwizacji mamy wrażenie,
że sekcja gra bluesa, a gitara eksponuje swoje post-jazzowe emocje. Dopiero po
czwartej minucie w opowieści pojawia się nowe, lepsze życie. Dynamika,
zadziorne pytania i jeszcze bystrzejsze riposty. Post-swingowy galop efektownie
przygasa tu wprost w objęcia mrocznego kontrabasu i orszaku gitarowych drobiazgów,
tudzież perkusjonalnych ornamentów. Po krótkiej fazie szorowania, muzycy łapią
nowego bakcyla narracji i budują jeden z najlepszych fragmentów koncertu. Bas pulsuje,
drumming wypełza z nory i kąsa, a
gitara skowycze pod naciskiem smyczka. Na ostatniej prostej mamy już dwa
smyczki, która sycą zakończenie całkiem dynamicznymi pomysłami.
Zwerver/ Janssen/ Lumley What's
Up (Self-released, CD 2022). Henk Zwerver – gitara akustyczna, Wim Janssen
– perkusja oraz Aaron Lumley – kontrabas. Amsterdam, sierpień 2021 roku,
nagranie koncertowe z klubu Zaal 100.
Pięć improwizacji, łączny czas – 43:23.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz