Kontynuujemy nasze tegotygodniowe opowieści o muzyce improwizowanej z Portugalii. Dziś lutowe premiery Phonogram Unit, wydawnictwa, które prowadzi grupa lizbońskich improwizatorów, a którego nagrania śledzimy na tych łamach od pierwszego edytorskiego wydarzenia.
Przed nami trzy swobodnie improwizujące tria, ale każde z
innego pieca jedzące chleb. Najpierw post-rockowa psychodelia, potem soczysty open jazz, a na koniec jakby wypadkowa
dwóch pierwszych zdarzeń – swobodny jazz oparty na wyjątkowo kreatywnym i
ponadgatunkowym basie elektrycznym, który na moment staje się także … małą,
boliwijską gitarą. Welcome!
Sameer
Moc elektrycznego basu Felipe Zenicoli poznaliśmy w ostatni
wtorek, zagłębiając się w nagraniu thrash-punkowego MOVE. Dziś jego instrument znów
będzie nam rwał włosy z głowy, ale miast atakować prostym sierpowym, wraz z gitarą
Jorge Nuno i bardzo oryginalnie frazującą perkusją Felice Furioso, zatoczy
wielkie psychodeliczne koło. Znów wbije nas w ziemię, ale nasączoną silnie
kwasowym odczynem.
Pierwsze kilkadziesiąt sekund należy tu do basisty, głównie
jego szemrzących, gitarowych pick-up’ów.
Po dokonaniu się dzieła introdukcji perkusja wchodzi blaskiem talerzy, a gitara
syci background syntetycznymi plamami.
Ów nieco abstrakcyjny post-impro-rock w pierwszej odsłonie albumu szuka raczej brzmienia
ambientu, rezonujących powierzchni płaskich i kojących fraz basu niż dynamiki i
nadmiernych eskalacji. Druga historia ma już jednak swoją ekspresję i adekwatną
dynamikę. Szorstkie, hałaśliwe brzmienie, buchające płomienie psychodelii, nawet
strzępy melodii i perkusja, która stroni jednak o drummingu, szuka mrocznej poświaty narracyjnego tła. Trzecia opowieść
w swej fazie początkowej trzyma moc kwaśnych emocji na stand by. Mamy dźwięki preparowane, gitarowe sprzężenia i
perkusyjne ornamenty. Potem władanie przejmują połamane półrytmy, które szyją
gęstą fakturę wielowarstwowej narracji. W czwartej części bas podkręca rockowe
tempo. Gitara dość szybko wpada w kipiel, a perkusja znów stawia na szyk przestawny.
Dźwięki nabierają noise’owego posmaku,
nawet post-industrialnej złożoności. Po piątej, krótkiej, nieco
minimalistycznej dead ballad, w
kolejnej opowieści trio definitywnie skacze w ogień post-rockowej improwizacji.
Bas i gitara płyną silnie sfuzzowanym
strumieniem, całość nabiera dubowego echa, a perkusja przez moment sprawia
nawet wrażenie, jakby szukała korpulentnego beatu.
Ostatecznie znów kręci się nad głowami partnerów, niczym wygłodniały sęp i stawia
kolejne stemple jakości. Finałowa improwizacja, to przysłowiowa kropka nad „i”.
Bas brzmi tu wyjątkowo masywnie, rysuje pętle mocy i zachęca do złego. Gitara
staje w ogniu wystrzału, rozhuśtana perkusja rozdaje kompulsywne ciosy. Krzyk
post-psychodelii, kwaśna mroczność buchających emocji - oto fire rock idzie w martwe tango i pięknie
kona w gęstej lawinie dźwięków.
Linae
Przed nami portugalskie trio trzech pokoleń - młody trębacz Almeida,
bardzo doświadczony pianista Pinheiro i ten pokoleniowo pomiędzy nimi, krewki
perkusista Furtado, który budowanie jazzowego groove ma zaszyte w swym artystycznym DNA. Artyści zapraszają na spotkanie
z improwizacją, która powinna stanowić wzór tego, co współczesny, otwarty, nieskażony
konwencjami tradycji, swobodny jazz może nam zaproponować. Wyjątkowo stylowe, nasycone
jakością muzykowanie, które zna całą historię gatunku, kocha wiele płyt Milesa
Davisa, ale wszystko, co ma do zaprezentowania niesie ze sobą stygmat indywidualnej
kreatywności.
Pierwsza improwizacja doskonale wprowadza nas w klimat nagrania.
Wyczulona, ale zadziorna trąbka, czarne i białe klawisze piana, zdolne wykreować
tu każdy wątek i perkusyjny nerw, który zdobi każdą sekundę tej improwizacji. Muzycy
mają w głowie bogaty bukiet free jazzowych ekspresji, ale ich narracja nie
wspina się na szczyt, podróżuje raczej rozległą doliną, co pewien czas upstrzoną
drobnymi wzniesieniami. Druga opowieść nasycona zdaje się być lizbońską melancholią,
szuka melodii, ale bez trudu odnajduje też siarczyste brzmienie. Znów nie gna
na złamanie karku, woli skupiać swoją uwagę na dramaturgicznych niuansach i
mocy, jak płynie z pełni kolektywnego sposobu budowania improwizacji. Pianista nie
stroni tu od post-klasycznych zdobień, perkusista świetnie czuje się w oparach dźwięków
preparowanych, a trębacz raz za razem stawia stemple jakości. Na starcie
kolejnej części muzycy brną w obłoku ciszy i minimalizmu. Wystudzona ballada,
to także środowisko, w którym czują się znakomicie, zwłaszcza gdy udanie ją dynamizują.
Czwartą część otwiera drummer i
definitywnie milesowska, cool-jazzowa
trąbka. To prawdziwy pokaz siły wyrazistej tradycji i mocy współczesnej kreatywności.
Ostatnią improwizację otwiera z kolei fortepianowa introdukcja. Subtelne szczoteczki
i trębackie lęki także budują suspens chwili. Z czasem tempo rośnie (what a groove!). Emocje stymulują pianistyczne
powtórzenia i trębackie zaśpiewy, perkusja dba zaś o całą resztę. Finał
nagrania zdobi jej krótka, dynamiczna ekspozycja solowa.
Now…Spos!
Na zakończenie opowieści o phonogramowych nowościach zapowiadana ponadgatunkowa reasumpcja możliwości
lizbońskiego labelu. SPOS, to post-jazzowy saksofon Lencastre’a, który dobrze odnajduje
się w każdej sytuacji scenicznej, wyrazisty, ekspresyjny drumming Škorića i wielowymiarowy bas Petruccellego, który ocieka
tu zarówno stylowym fussion, jak i
emocjami post-rocka, a nawet gęstego, brunatnego
ambientu. No i jeszcze ta boliwijska gitara…
Improwizacja otwarcia trwa kilkanaście minut i stawia na
umiarkowanie zagotowany free jazz. Melodia
saksofonu, kawalkada pomysłów narracyjnych na gryfie basu i nerwowy,
energetyczny drumming – tu wszystko stanowić
może iskrę zapalną! Ciekawie robi się zwłaszcza pod koniec utworu, gdy narracja
delikatnie spowolnia, a może raczej rozlewa się jeszcze szerszym korytem
ekspresji bez utraty parametrów dynamiki. Druga część, to krótkie, perkusyjne
solo, które płynnie przechodzi w trzecią improwizację sprawiającą wrażenie
wyjątkowo stylowej post-ballady. I znów bas podsyła tu moc zaskoczeń, nie frazuje
na przedzie, raczej buduje zmysłowe, hard-ambientowe tło. Całość udanie odnajduje
się w dynamicznym zakończeniu. Czwartą improwizację otwiera perkusista, ale to
tu właśnie na front narracji forsuje się boliwijska gitara. Post-folkowa, nawet
post-barokowa narracja stawia kolejne pytania o granice gatunku. Ale jak wiemy,
muzyka improwizowana takich nie posiada. Ostatnia część ma wiele wspólnego z
pierwszą, znów jest rozbudowana ponad dziesięć minut i szyje ścieg frejazzowymi
atrybutami. Początek i koniec jest udziałem stylowego duetu drum’n’bass! W tak zwanym międzyczasie
dzieje się bardzo wiele. Bas znów szuka ambientowych zdobień, saksofon kłębi się
w strugach emocji, a perkusja rytualnym circle
flow dopełnia obrazu całości. Emocje nieustannie skaczą tu do góry, choć bas
zdaje się być w nastroju dalece medytacyjnym. Takie cuda, to tylko SPOS!
Felice Furioso/ Jorge Nuno/ Felipe Zenicola Sameer (CD, 2023). Felice Furioso –
perkusja, instrumenty perkusyjne, Jorge Nuno – gitara elektryczna oraz Felipe
Zenicola – bas elektryczny. Nagrane w Namouche Studios, Lizbona, kwiecień 2022.
Siedem improwizacji, 39 i pół minuty.
João Almeida/ Rodrigo Pinheiro/ Vasco Furtado Linae (DL, 2023). João Almeida – trąbka,
Rodrigo Pinheiro – fortepian oraz Vasco Furtado - perkusja. Nagrane w Timbuktu
Studios, Lizbona, maj 2022. Pięć improwizacji, 46 minut.
SPOS (José Lencastre, Miguel Petruccelli, Aleksandar Škorić)
Now … Spos! (DL, 2023). José
Lencastre - saksofon altowy, Miguel Petruccelli – bas elektryczny, charango oraz Aleksandar Škorić –
perkusja, instrumenty perkusyjne. Nagranie koncertowe, Zaal 100, Amsterdam,
marzec 2022. Pięć improwizacji, 44 minuty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz