czwartek, 6 kwietnia 2023

The Rodrigues’ Family and their next story: Acoustic Reverb! Chaos! Kompositionen!


W pogoni za nowościami noga z gazu! Dziś sięgamy do przepastnego wora z nagraniami rodziny Rodrigues i zasłuchujemy się w trzech albumach, które zostały upublicznione wieki temu, czyli … minionej jesieni.

Najpierw rzecz niebywała – pięćdziesiąt osiem kompozycji na wiolonczelę solo, nagranych w obiektach sakralnych. Potem dwa kwartety - pierwszy portugalski, swobodnie improwizujący, drugi niemiecki, pichcący z mozołem cztery kompozycje własne artystów, które w realu brzmią oczywiście jak swobodne improwizacje nieskażone notacją graficzną. Ale szczegóły poniżej!



 

Acoustic Reverb

Wiosną, latem i wczesną jesienią ubiegłego roku Guilherme Rodrigues spacerował ze swoją wiolonczelą po berlińskich obiektach sakralnych, raz też … przycupnął w rzecznej barce. Rejestrował tam krótkie lub bardzo krótkie formy muzyczne, sycił się ich przestrzennym brzmieniem, transcendencją napotykanych miejsc i dźwięków, jakie generował. Na album wystrugał aż 58 takich miniatur. W ich trakcie zaprezentował wszelkie dostępne techniki gry na wiolonczeli, ale nade wszystko dbał o klimat, nastrój chwili, urodę pojedynczej frazy. Jego ponadgatunkowe inklinacje muzyczne są nam świetne znane, tu w wersji terenowej zdają się jeszcze uwypuklać artystyczną różnorodność Portugalczyka. Płyta jest stosunkowo długa i składa się niemal wyłącznie z narracji, które trwają mniej niż dwie minuty (tych niewiele dłuższych jest raptem dziewięć). Czasami bywają one urywane w pół słowa, ale koncepcja całości zdecydowanie wygrywa. Bo to nie zwyczajny koncert w obiekcie sakralnym, ale podróż, spacer, namysł na istotą piękna akustycznego brzmienia wiolonczeli.

Nie sposób pochylić recenzenckie pióro na każdym utworem tego albumu. Wskażmy zatem te najbardziej spektakularne. Już sam początek stawia nasze uszy do pionu – post-barokowe melodie, zgrzytające pulsacje arco & pizzicato, polerowanie pudła rezonansowego na połysk, a wszystko w żywej, niemal śpiewnej interakcji z echem. Muzyk pracuje na ogół medytacyjnie, ale nie brakuje mu rockowej pasji (utwór 4), w obrębie krótkiej konwencji potrafi budować zgrabną narrację ze strzępów dźwięku nadając im ciekawą formę (5), nie stroni od wyjątkowo smakowitych klimatów muzyki dawnej, ale filtrowanej współczesnymi technikami i indywidualną kreatywnością. Równie chętnie sięga po dźwięki preparowane, które zdają się przypominać otwieranie wielkich drzwi kościelnych (9). Czasami gwiżdże na wietrze (10), innym razem nuci melodie z domowego śpiewnika (11), łyka renesansowe frazy (14), czy też dyskutuje z przelatującymi ptakami (20). Gdy na moment przesiada się na barkę, brzmienie cello gubi przestrzeń, staje się matowe, mroczne, intrygująco niemelodyjne (28-31). W kolejnym kościele instrument znów zaskakuje swoim tembrem – zabrudzonym, surowym, jakby zakurzonym upływem czasu (32 i dalsze). W następnych miniaturach muzyk znów obdarza nas wyjątkowo urokliwymi foniami – jego smyczek tańczy i śpiewa (41), gubi drogę w mrokach muzyki dawnej (45), pnie się do samego nieba (47), tudzież zdaje się gwizdać na palcach i dociskanych do gryfu strunach (51). Swoją niebywałą podróż kończy wystudzonym strumieniem minimalistycznych, dogorywających dźwięków.



Chaos

W pierwszej dziś ekspozycji kwartowej znajdujemy rodzinę Rodrigues w Lizbonie, w towarzystwie kontrabasu i perkusjonalii. Spotkanie wydaje się nad wyraz ciekawe, nie pierwszy raz bowiem altowiolinista Ernesto i wiolonczelista Guilherme zdają się toczyć zaciekłe spory dramaturgiczne, sięgając po elementy, które łączą swobodną kameralistykę i post-jazz, zwłaszcza ten, który zgłasza inklinacje ku eskapadom free jazzowym. Naszym bohaterom w dziele kreacji na styku dwóch estetyk bardzo pomaga doskonały kontrabasista, Joao Madeira, który nieustanie stawia pytania o gatunkowe granice.

Pierwsze kilka improwizacji skonstruowanych jest w formie 4-5 minutowych opowieści. Muzycy budują tu narracje zarówno z zadziornych, preparowanych dźwięków, jak i cierpliwie cedzą czyste, bardziej delikatne frazy. Mamy zatem na scenie trzy kreatywne smyczki, które liczyć mogą w każdym momencie na wsparcie delikatnych perkusjonalii, niepozbawionych warstwy rytmicznej, ale nade wszystko ilustracyjnych. Muzycy nie silą się tu na żadne przystawki, od razu kreują umiarkowanie dynamiczną sytuację, są też w stanie w krótkim czasie uzyskać niemal post-industrialne brzmienie, które puentują potem sporą porcją melodii. W drugiej części improwizacja nabiera pewnej intrygującej taneczności, a frazy niebanalnej śpiewności. Kameralistyka buduje tu emocje, a akcenty post-jazzu udanie ją przyozdabiają. W trzeciej odsłonie dostajemy jeszcze elementy post-barokowe, upstrzone wieloma nerwowymi akcjami. Zaraz potem artyści biorą głęboki oddech i bawią się dźwiękami w okolicach ciszy. Preparowane i rezonujące frazy dość szybko dostają się we władanie dynamiki, choć całości bliżej do free chamber niż do jazzu. Piąta historia kontynuuje wątki, stawia też na działania w trybie call & responce. W szóstej części każdy ze smyczków zdaje się frazować w swoim indywidualnym stylu, a zwinne perkusjonalia kleją zwartą narrację w całość. Garść coraz większych emocji udanie podprowadza nas pod dwie ostanie improwizacje, które trwają na albumie zdecydowanie najdłużej. Pierwsza z nich budowana jest wieloma akcjami perkusjonalnymi, zarówno na werblu i talerzach, jak i gryfach instrumentów strunowych. Dobre tempa, oceany emocji, to prawdziwy hard-core chamber, także dzięki mnogości ostrych, zgrzytliwych zagrań ze strony każdego z muzyków! Ostatnia opowieść, to niemal trzecia część płyty i zdaje się reasumować wszelkie plany artystyczne, jakie mieli muzycy przystępując do nagrania. Nerwowe preparacje na starcie, wsparte na deep drummingu. Dynamika tym razem ściele się wedle reguły up & down. Mamy efektowne, post-jazzowe spowolnienie, potem festiwal kameralnych didaskalii. Równie urokliwa zdaje się być faza dronowego slow-motion. Na finał artyści puszczają wodze fantazji i szyją nam niemal free jazzową intrygę.  



 

Kompositionen

Drugi z dzisiejszych kwartetów ma zdecydowanie berliński wymiar. Familia Rodrigues zwiera tu szyki z muzykami niemieckimi - skrzypkiem Dietrichem Petzoldem i kontrabasistą Matthiasem Baurem. Tym razem na improwizowane spotkanie artyści zabrali ze sobą specjalnie przygotowane notacje graficzne, które w przypadku Niemców miały charakter dość precyzyjnie zaplanowanych kompozycji (szczególnie skrzypka), w przypadku zaś Portugalczyków raczej stanowiły scenariusz dla definitywnie kolektywnych improwizacji.

W notacji niemieckiego skrzypka mamy prawdziwy ład i porządek, który wszakże nie przeszkadza stymulowaniu wielu ekspresyjnych i emocjonalnych momentów. String Chamber Quartet in Dance! Post-barokowe śpiewy, stylowe preparacje, drobiazgi i niuanse, tak brzmieniowe, jak i dramaturgiczne, ale także masywne fale bystrych, kolektywnych pasaży. W dużej opozycji do pierwszego utworu zdaje się stać notacja portugalskiego altowiolinisty. Ma ona kilka faz, a zaczyna się plejadą nerwowych short-cuts, pełną akustycznych perełek. Potem artyści płyną długimi strumieniami dźwięków i podziwiają urodę głębokiej, górskiej doliny. Powrót do krótkich, urywanych fraz zdaje się mieć wymiar niemal taneczny. Kolejna, jakże subtelna faza utworu, to mikro dźwięki przypominające field recordings, które spuentowane zostają dynamicznym zakończeniem. Notacja wiolonczelisty z kolei stawia na urodę mrocznych, nisko osadzonych konfiguracji dźwiękowych. Posadowione blisko ciszy drobne zgrzyty, tudzież eksplozywne jęki i lamenty. Opowieść Guilherme ma też piękną, ekspresyjną kulminację, a jej zakończenie, to niemal post-romantyczna mantra tłumionych emocji. Finał albumu, to notacja kontrabasisty, która sprawia wrażenie konsumującej pomysły narracyjne wszystkich poprzednich części. Dobrze zaplanowana, dająca wszakże dużo przestrzeni na swobodną improwizację, zarówno kwartetową, jak i czynioną w podgrupach. Na starcie nerwowy zgiełk oczekiwania, potem kolektywny flow kontrapunktowany rozhuśtanymi frazami, dużo melodii i kilka precyzyjnie zadekretowanych restartów. Szczególnie urokliwy wydaje się moment głębokiego, kontrabasowego arco, jako zaczyn jednego z nich. Samo zakończenie tonie w emocjach, efektownie podsumowując ową notyfikowaną improwizację.

 

Guilherme Rodrigues Acoustic Reverb. 58 Compositions for Cello. Sound Investigation Process (Creative Sources, CD 2022). Guilherme Rodrigues – wiolonczela. Nagrane w Berlinie, pomiędzy majem, a październikiem 2022 roku. Łączny czas: 70 minut.

Ernesto Rodrigues, Guilherme Rodrigues, João Madeira & José Oliveira Chaos (Creative Sources, CD 2022). Ernesto Rodrigues – altówka, Guilherme Rodrigues – wiolonczela, João Madeira – kontrabas oraz José Oliveira – instrumenty perkusyjne. Nagrane w Lizbonie, wrzesień 2022 roku. Osiem improwizacji, 54 minuty.

Dietrich Petzold, Ernesto Rodrigues, Guilherme Rodrigues & Matthias Bauer Kompositionen (Creative Sources, CD 2022). Kwartet dis/ con/ sent: Dietrich Petzold – skrzypce, altówka, głos, klawikord, Ernesto Rodrigues – altówka, Guilherme Rodrigues – wiolonczela oraz Matthias Bauer – kontrabas. Nagrane w Berlinie, prawdopodobnie w roku 2022. Cztery kompozycje (graphic score) autorstwa każdego z muzyków, 46 minut.



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz