wtorek, 14 stycznia 2025

Isabelle Duthoit & Ocnos Arkestra! Chillar todo el d​í​a!


Opowieść o tym, który krzyczał cały dzień powstała w andaluzyjskiej Sewilli. To rodzaj eksperymentalnej opery, której libretto sprowadza się ledwie do kilku słów, a którą nade wszystko wypełnia krzyk wokalistki. To wokół niego toczy się dramat improwizującej orkiestry, wiedzionej notacją graficzną, a złożonej ze skrzypaczki, pianisty, kontrabasisty, perkusisty, gitarzysty i klarnecisty.

Chillar todo el día, to jeden nieskończony strumień dźwięków, zgodnie ze swym tytułem konsumujący kompulsywną ekspresję wokalistki i post-jazzową kameralistykę zespołu instrumentalnego. To mroczne emocje, dla których nie znaleziono ujścia. Definitywnie wspaniałe nagranie!



 

Tygrysi wrzask wzbudza atak post-jazzowej orkiestry, która nabiera masy bogatym spektrum kolektywnej improwizacji. Dynamika, ekspresja niezbyt odległa od free jazzu i dzikie zwierze skrywane za parawanem dźwięków instrumentalnych. Opowieść po kilku minutach wpada w swoiste rozkołysanie – raz syci się mrocznymi dronami, nabiera ulotnej filigranowości, rezonuje i drży, by po chwili eksplodować złymi emocjami niesionymi głosem i grubymi strunami kontrabasu, skrzypiec, gitary i inside piano. Spektrum akcji wokalistki nie ma tu granic. Od szeptu, nieregularnego oddechu, zalotnego cmokania, po rozdzierający trzewia krzyk kipiący złością i diabelską przebiegłością.

Czwarty i piąty epizod opery, to dwie różne drogi na równie ekspresyjny szczyt. Z samego dna ciszy po gorejący wulkan emocji, przez zasieki preparowanych fraz strunowych, zdzieranego gardła i … klarnetowych melodii. Pierwszy peak lepi się z drobnych, rwanych dźwięków, które szybko osiągają stan wrzenia, moment, który wyznacza krzyk wszystkich siedmiu aktorów tego spektaklu. Za drugim razem orkiestra potrzebuje tylko kilku fraz z klawiatury piana i ciepłego wydechu klarnetu, by popaść w spazm black metalowego growlu i instrumentacji noise’ rocka. Ale i ten horror zostaje zmysłowo ugaszony do poziomu gęstej ciszy.

Na początku szóstej odsłony powraca post-jazzowy flow znany z pierwszej części. Towarzyszy mu definitywnie kameralna głębia, która studzi ledwo co wybrzmiałe emocje klarnetowymi wydechami i garścią strunowych preparacji. Orkiestra jest teraz zdolna szyć strugi fonii niezwykle delikatnych, podanych wysokim tembrem, niepokojących, ale jednak studzących emocje. W tej magmie zaskakujących subtelności doskonale czuje się ta mała diablica, prawdziwa królewna pośród plagi krasnoludków. Tymczasem pojawiają się frazy ciepłego fortepianu, a z gardła wokalistki dobywa się kilka słów powtarzanych w nieskończoność. Nie niosą one pociechy, emanują lovecraftowską grozą, syczą jak czarne kocury na wydeptanej ziemi, przy okazji nakręcając spirale instrumentalną i prowadząc orkiestrę na kolejne wzniesienie. Ta akurat droga zdaje się być usłana mnóstwem przeszkód. Melodyjny klarnet szczęśliwie porządkuje ów pochód straceńców i nadaje zakończeniu siódmego epizodu zaskakujący posmak relaksacji.

Kolejna część początkowo zdaje się być mrocznym pomrukiwaniem – tak z gardła, jak ze strun, czy glazury werbla. Definitywnie słyszymy język hiszpański, który niesiony strumieniem klawiatury i strun, doprowadza nas na kolejny black metalowy summit. Tu hałasują już wszyscy, choć każdy na swój sposób fakt ów artykułuje. W gorejącym tyglu zła najszybciej odnajduje się post-jazzowa sekcja rytmu, która wyprowadza flow do bardziej oświetlonego obszaru. Faza pozornego kojenia zszarganych nerwów usłana jest teraz imitacyjnym dialogiem wokalistki i klarnecisty. Pojawia się melodyjna gitara, rezonujące struny fortepianu i kilka dramaturgicznych powtórzeń, które na moment formują opowieść w strugę mglistego ambientu. Tym razem flow wydostaje się na suchy ląd dzięki post-rytmicznej inicjatywie kontrabasisty, wspieranego adekwatną porcją krzyku wokalistki. A na zakończenie epizodu - orkiestra tutti!

Dziesiąty fragment tej szalonej podróży wydaje się nad wyraz śpiewny, choć od wokalistki dobiegają jedynie piski i nerwowe oddechy. Oniryczna huśtawka zdobiona jest ambientem gitary i kolejną porcja głosowych wspaniałości, której raz brzmią niczym puzon, innym razem jak harfa, a w ostatecznym rozrachunku okazują się bluzgami pijanej diwy operowej. Każdy uczestnik spektaklu staje się teraz rozdygotaną struną. Pojawia się rytm wiedzionym kontrabasowym dronem. Emocje rosną, instrumentacja pęcznieje, skrzypce tańczą. Ale ta droga, to nie wejście na szczyt, raczej rozległa, górska kotlina. Finałowa ekspozycja pełna jest bólu, trwogi, perkusjonalnego rozwibrowania. Mroczne uspokojenie, skowyt wyczekiwania, mozolne zbieranie sił na wydanie ostatniego tchnienia. Strunowe preparacje i rytmiczny oddech wokalistki kierują jednak ansambl na niespodziewane wzniesienie. Opowieść formuje się w efektowne crescendo, które ostatecznie kona na barkach nasączonej prądem gitary.

 

Isabelle Duthoit & Ocnos Arkestra Chillar todo el día (Sentencia Records, CD 2024). Isabelle Duthoit – głos, Alejandro Rojas Marcos – fortepian, Luz Prado – skrzypce, Marco Serrato – kontrabas, Borja Díaz – perkusja, Pedro Rojas Ogáyar – gitara elektryczna, Gustavo A. Domínguez Ojalvo – klarnety i koncepcja muzyczna (notacja graficzna dla improwizacji) oraz Ana Sánchez Acevedo – tekst i scenografia. Nagrane w Espacio Turina, Sevilla, listopad 2021. Jeden utwór podzielony na jedenaście części, łącznie 70 minut.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz