Już za kilka dni, na finał pierwszego dnia New Wave Of Impromptu – 3.Spontaneous Music
Festival, w poznańskim Dragonie zagra Kodian Trio. Dirk Serries (gitara
elektryczna), Colin Webster (saksofon altowy) i Andrew Lisle (perkusja)
świętować będą ukazanie się trzeciego studyjnego albumu formacji. Nim to
nastąpi, winniśmy zatem bezwzględnie poznać jego zawartość. Handlowa premiera
płyty III, którą dostarcza Trost
Records (CD), przypadała na 27 września, czyli na wczoraj. Pięć soczystych
improwizacji, 49 minut i jedna sekunda (nagranie dokonane w Holandii, White Noise Studio, Winterswijk, w roku
ubiegłym).
Aura otwarcia spektaklu, która będzie też jego aurą
zamknięcia, a w tak zwanym międzyczasie permanentną aura całego nagrania – to dynamiczny,
agresywny, jakże kolektywny free jazz. Gitara z post-rockowym zębem,
pełnokrwisty drumming i zagotowany od
pierwszego zadęcia, masywny saksofon altowy, to elementy składowe tej niebywałej
gry.
Od pierwszej sekundy wchodzimy do tej rzeki umoczeni po samą
szyję, od razu w główny jej nurt. Napotykamy muzyków, którzy świetnie reagują
na siebie, z wysokim poziomem reaktywności, niesionych niemałym bagażem
wspólnych doświadczeń. Dopiero w szóstej minucie muzycy odnajdują pierwszą chwilę
oddechu, mikro przestrzeń na łyk czegoś mocniejszego, by po chwili ponownie
ruszyć na podbój wszechświata – krew, pot i wielka radość! Drugą opowieść
rozpoczyna imitacyjna zabawa gitary i altu. Pełna zgoda, co do poziomu
intensywności przekazu, zostaje osiągnięta w ułamku chwili. Wchodzi perkusja i
koło zamachowe tej niebywale energetycznej maszynerii zostaje puszczone w ruch.
Narracja jeszcze bardziej nabiera cielesności i błyskotliwej szorstkości. Pod
koniec czwartej minuty na gryfie gitary dzieją się już prawdziwe szaleństwa,
czemu sprzyja wyjątkowo kompulsywny drumming.
Obok roztańczony alt śpiewa kolejne partie piekielnej arii - sięga szczytu, a
ogień całej narracji płonie już niezwykle wysoko. Ostatnie dwie minuty
przynoszą pozorne spowolnienie, które skomentowane zostaje pasażem fonii, która
wytrzymuje jedyne taki epitet - hard rock
attack!
Trzecia część, najbardziej rozbudowana, trwająca blisko
kwadrans, zaczyna się perkusyjną introdukcją. Usadowieni na przeciwległych flankach
– gitarzysta i alcista – wgryzają się umiejętnie w rytm serwowany przez
perkusistę, czystym wrzaskiem swoich dobrze już rozgrzanych instrumentów. W
czwartej minucie pojawiają się pierwsze, nieco spokojniejsze przebiegi, które
dodatkowo eksponują mistrzowską klasę wszystkich muzyków. W ciszę schodzą
ostatecznie po kolejnych dwóch minutach. Gitara zdaje się szukać ambientowego
mroku, alt tłumi emocje i buduje małe, dronowe ekspozycje, wokół pada grad
talerzy. Dźwięki wręcz dotykają zewnętrznej powłoki ciszy. Po 12 minucie trio
perfekcyjnie wychodzi w bardziej dynamiczną ekspozycję, choć gitara nie
opuszcza ambientowej przestrzeni. Finałowa eskalacja smakuje wyjątkowo.
Czwarta opowieść znów zaczyna się kolektywnie, ale stadium
wysokoenergetycznego dynamizmu nie jest jeszcze udziałem muzyków. Ślą sobie
wzajemnie małe zadziory, ich dyskusje dźwiękowe śmiało można określić naszym
ulubionym terminem call & responce.
Gitara smakuje post-rockowymi psychodelikami, perkusja i alt też świetnie czują
się w takiej sferze bytowania. Narracja buduje się bardzo zwinne, zdaje się
mieć jednak nieco więcej powietrza pomiędzy dźwiękami, zwłaszcza w porównaniu
do dwóch pierwszych odcinków. Po czasie pełnowymiarowy, jazz-rockowy drumming kreuje realia improwizacji, pozostałe
zaś instrumenty zwinnie dokładają do ognia. Rytm, metafizyczny śpiew werbla i
tomów, koło zamachowe w pełnym galopie – tak oto Andrew Lisle chce być
zapamiętany z III-ej płyty! W 7 minucie
mocną ekspozycję proponuje Serries, Webster komentuje ją twardą stroną dysz
swojego saksofonu. Czas na pieśń
zamknięcia, którą inaugurują, nie pierwsze już dziś, zwinne imitacje gitary i
altu. Perkusja po chwili wahania, dołącza się z dużą dawką energii wewnętrznej.
Mocny flow całości zdobią urywane
frazy i niedopowiedziane komentarze. Gaz dociskany do deski, iskrzy sypią się
spod kół! W 5 minucie drobne hamowanie, bystry dialog altu i perkusji, a w
ramach riposty – metaliczna kipiel gitary. Fire
music till death, mine or yours! Do utraty tchu, cytując kolejnych
klasyków!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz