piątek, 27 sierpnia 2021

Tejero, Serrato & Diaz as Sputnik Trio ask What The Hate!


Trójka dziarskich Iberyjczyków zaprasza nas do pięknej Sevilli na spektakl szczególnych, jakże swobodnie improwizowanych dźwięków, uroczo posplatanych w pajęczynę akcji i reakcji. Całe oceany dramaturgicznych splotów okoliczności, burzliwych koincydencji, tudzież jakże konkretnych konsekwencji wskazujących na to, iż ich ciężka studyjna praca winna w ostatecznym efekcie trafić na niejedno roczne podsumowanie sceny wolnej muzyki. Poczyniony onegdaj przez artystów żmudny wysiłek improwizatorski moglibyśmy śmiało nazwać czymś na kształt modelowego free post-jazzu, czegoś, co winno wytyczać kierunki gatunku, a nade wszystko budzić pokorę i samoświadomość zarówno muzyków, jak i odbiorców. What The Hate? - pytają, ale wcale nie szukają odpowiedzi. Gadają dźwiękami, zawsze na temat i nigdy nie nadużywają bezokoliczników.

 


Zaczynają nerwowo, krótkimi, urywanymi frazami, które budują brudny, mięsisty flow, klejony burknięciami basu i szelestem głęboko oddychającej tuby saksofonu altowego, upstrzonej perkusjonalnymi detalami. Ich dźwięki od startu wydają się być adekwatnie kompatybilne, dramaturgicznie zwarte, dobrze do siebie pasujące, być może odrobinę mosiężne, ale zdolne bez trudu wpadać w taniec pijanego u progu wieczornej mgły. Trzy instrumenty tyczą tu sobie szlak bez specjalnych drogowskazów, choć przyznać trzeba, iż na czele orszaku w pierwszej improwizacji na ogół staje kontrabasowe pizzicato.

Druga opowieść, to emocjonalny przystanek - szumiące, preparowane frazy dęte, burczące odgłosy basowe, wreszcie drżące perkusjonalia. Dźwięki ścielą się gęsto, ale dużo powietrza rozpycha się pomiędzy nimi, tworząc rozległe przestrzenie, które stymulują kreatywność i dają miejsce na niejedną dźwiękową komplikację. Muzycy znów wolą krótkie frazy, niż przeciągłe westchnienia, reagują na siebie, jak zwinne sroczki, nic tu bowiem nie umknie niczyjej uwadze. Pojawia się smyczek, który śpiewa niskim głosem, szumią perkusyjne szczoteczki, a odgłosy tuby saksofonu przypominają wielką dmuchawę lodowatego powietrza. Zdaje się, że każdy instrument śpiewa nieco zachrypniętym głosem, ale i skacze całkiem wysoko, gdy sytuacja dramaturgiczna wymaga tego typu reakcji. Wszystko tu do siebie pasuje – nie ma zbędnych dźwięków, opowieść syci się ekspresją, ale elementem ją konstytuującym jest przede wszystko precyzja wykonania. Na finał tej story piękny, jednooddechowy, dźwiękowy szmer saksofonu kreuje niemal perfekcyjne zakończenie improwizacji.

Trzecia historia to tylko zajawka. Krótka, zwinna riposta, rodzaj odautorskiego komentarza. Śpiewny saksofon zaprasza do szybkiej gry w short-cuts. Twarda sekcja rytmu, kreowana dynamicznym pizzicato wchodzi w to, jak w masło.

Po swobodnym free dance czas na garść zmysłowych preparacji! Precyzja i trzymana w ryzach ekspresja, to znów naczelne hasła tej rewolucji. Opowieść toczy się na delikatnie zaciągniętym hamulcu ręcznym. To sprzyja skupieniu! Niemal pojedyncze frazy, które plotą bystrą, bardzo efektowną sieć dźwiękowych powiazań. Triumwirat pizzicato, perkusyjnych szczoteczek i saksofonowych preparacji toczy się w konwencji very slow motion, ale podszyty jest nerwem niepokoju, niemal egzystencjalnej trwogi. Po kilku pętlach saksofon zaczyna krzyczeć, w tle pojękuje samotny smyczek, a rozrastające się percussion zaczynają smakować post-industrialnie. Kontrabas szyje niemal post-barokową powłokę, która niczym wisienka na torcie, prowadzi nas na skraj tej drogi. Nim zgaśnie ostatni dźwięk, muzycy puszczają jeszcze do nas oko zmysłowymi imitacjami smyczka i saksofonu.

Czas na last dance! Szumiąca tuba i smyczkowy dron, to dalece groźna sytuacja wyjściowa! Perkusjonalia rezonują metalem i szkłem, a całość tej introdukcji pachnie niczym gęsta krew ciepłego jeszcze trupa. Owo jakże mroczne pożegnanie trwać będzie cały kwadrans! Bogaty, ale szorstki flow zaskakujących dźwięków, lepionych w wielosmakowe pajęczyny. Opowieść pęcznieje aż do momentu, w którym każdy wydawany dźwięk zaczyna śpiewać swoją post-melodyjną historię krewkim, niemal majestatycznym rezonansem. Perkusjonalne dzwonki czynią ceremoniał zakończenia, które zdaje się trwać w nieskończoność. W ostatecznym rozrachunku finalne zdanie należy do dronowej ekspozycji kontrabasowego smyczka, wyjątkowo nisko posadowionego, niemal przy samej podłodze.

 

Sputnik Trio  What The Hate (Raw Tonk Records, CD 2021). Ricardo Tejero – saksofon altowy, Marco Serrato – kontrabas, Borja Díaz – instrumenty perkusyjne. Nagrane w La Mina Estudios, Sevilla, 28 lutego 2020. Pięć improwizacji, 47 minut.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz