piątek, 23 czerwca 2017

Variable Geometry Orchestra – acesso a um todo maior! *)


Z pewnością europejska muzyka improwizowana – rozumiana w najszerszym spektrum gatunkowym – byłaby zjawiskiem dalece mniej bogatym, gdyby nie pewien skromny Portugalczyk, najczęściej kojarzony ze skrzypcami.

Ernesto Rodrigues, bo tego właśnie muzyka mam na myśli, nie dość, że od szesnastu lat prowadzi wyjątkowe wydawnictwo Creative Sources, to posiada jeszcze w autorskim portfolio kilkaset doskonałych płyt, w tym pięć ... bezwzględnie zjawiskowej formacji improwizującej - Variable Geometry Orchestra!

Próby ogarnięcia dorobku artystycznego 58-latka z Lizbony na razie definitywnie przerastają możliwości percepcyjne Pana Redaktora. Decyduje o tym nie tyle skomplikowanie samej muzyki, ile przede wszystkim, rozmiar owego dorobku. Od czegoś wszakże należy bezwzględnie zacząć. Zatem dziś krótka opowieść dotycząca wspomnianej Orkiestry. Najpierw szczypta teorii z ust samego Rodriguesa, potem zaś moc wrażeń praktycznych, wynikających z osobistego odsłuchu dokonań VGO na dwóch koncertach w roku 2015.


Próba wprowadzenia 

Fenomen zbiorowej improwizacji, metod komunikacji i sposobów kierowania dużym zbiorowiskiem muzyków, często bywa roztrząsany na tych łamach. Oddajmy na początek głos samemu muzykowi. Być może wnikliwa lektura jego słów zdoła poszerzyć granice naszej percepcji.

Ernesto Rodrigues (nota ze strony Creative Sources): Muzyka produkowana przez Variable Geometry Orchestra (VGO) jest konsekwencją zestawienia dźwięku akustycznego i elektronicznego, gdzie nieustannie poszukuje się szczegółów i znaczenia. Dźwięki VGO zawierają cechy podprogowe, psychoakustyczne i dopuszczają możliwość całkowitego milczenia. Muzyka pojawia się jakby z nicości, aby za moment znowu zniknąć. Chaos ten jest formalnie zorganizowany, z wykorzystaniem nowych pojęć indeterminizmu, krótkotrwałych kompozycji, a także asymetrycznej erupcji naprzemiennych momentów dźwięku i ciszy (…).

Niemniej jednak, dźwięk przeważa. Dyrygentura odbywa się poprzez balansowanie masami dźwiękowymi, poruszającymi się w przestrzeni akustycznej, dyktowanie konstrukcji kompozycji w czasie rzeczywistym, a tym samym zestawianie konkretnych instrumentów jako mobilnych grup dźwiękowych. Ten sposób organizacji procesu dźwiękowego pozostawia wiele miejsca dla muzyków, którzy mogą dzięki temu zyskać naturalny rytm i oddech, a także zdolność do odczuwania losowej pulsacji. Umożliwia im to również słuchanie wszystkich wydarzeń dźwiękowych, które mają miejsce w danej chwili, a tym samym reaktywne działanie. Mogą po prostu słuchać tego, co właśnie zaczął grać inny muzyk. W ten sposób przestrzeń muzyczną wypełniają jedynie najważniejsze elementy.

Kolejnym z ważnych aspektów Orkiestry jest to, jak bardzo otwarta jest ona na nowych uczestników. Jest to jeden z powodów, dla których nazywam ją "zmienną". Napływ nowej siły twórczej jest ograniczany jedynie duchem prawdziwie demokratycznym, w którym hierarchia jest redukowana do absolutnego minimum. Pozwala ona także na zorganizowanie bardzo dużej liczby kombinacji i permutacji mniejszych zespołów, tworzonej na bieżąco.
Wreszcie orkiestra obejmuje trzy pokolenia muzyków, którzy od dawna kreują język muzyki współczesnej.




Przygoda pierwsza – Strumień Nieświadomości

Czas i miejsce zdarzenia: 31 maja 2015r. Koncert w Panteão Nacional, w trakcie Escuta Profunda Festival, Lizbona

Ludzie i przedmioty: Armando Pereira - akordeon, Bruno Parrinha – klarnet altowy, Nuno Torres – saksofon altowy, Guilherme Rodrigues & Miguel Mira - wiolonczele, Paulo Galão – klarnet, klarnet basowy, Hernâni Faustino & João Madeira - kontrabasy, Nuno Morão - perkusja, Abdul Moimême & António Chaparreiro – gitary elektryczne, Mariana Chagas & Paulo Curado - flety, João Silva - harmonium, elektronika, Carlos Godinho & André Hencleeday – perkusjonalia (także elektroniczne), Carlos Santos – syntezator (także analogowy), Albert Cirera – saksofon tenorowy i sopranowy, Eduardo Chagas & Fala Mariam - puzony, Yaw Tembe & Sei Miguel - trąbki, Ernesto Rodrigues – altówka, dyrygent, Gerhard Uebelle - altówka, Maria Radich – głos i taniec, Adriana Sá - zither.

Co gramy: dyrygowana muzyka improwizowana.

Efekt finalny: utwór Stream Of Consciousness, trwający 49 minut, wydany na płycie Lulu Auf Dem Berg (Creative Sources, 2015).

Przebieg wydarzeń/ subiektywne wrażenia:

Elektroakustyczny ferment, bujne środowisko mikrozdarzeń akustycznych i elektronicznych – to dostajemy na początek, prosto na twarz, w uszy i zwoje mózgowe. Głosy zza światów, melorecytacje na ultra pogłosie, podmuchy wiatru naładowanego plusami i minusami. Muzyka drży, pełna jest niepokoju, mroku i głęboko skrywanych tajemnic. Zgrzyty, szepty, onomatopeje. Narracja jest niezwykle skupiona, składa się z dronów, które tulą się do siebie, jak węgorze w trakcie godowych interakcji. Incydenty wprost ze strun (siedem podmiotów wykonawczych), grzmoty zwartych i gotowych na wszystko dęciaków (dziesięć podmiotów wykonawczych), elektroniczny background rozbudowanej sekcji (osiem podmiotów wykonawczych). Gitarowy, psychodeliczny spleen. Muzyka jest niezwykle płynna, ale nie jest to lekki flow. Wyławianie pojedynczych, dźwiękowych perełek, to naczelne zadanie dla tych, którzy słuchają. Po 10 minucie rośnie ilość sonorystycznych stempli, kontrabasy wiją krwawe pasaże, a stosunkowo najspokojniejsza, mimo wszystko, okazuje się horda strunowców. Demokracja nade wszystko! Muzyczna emancypacja każdego użytego instrumentu, brak liderów, równouprawnienie muzyków, brak znaczących zwrotów dramaturgicznych, konstytuują jakość tej opowieści. Spostrzeżenie bystrego recenzenta: instrumentacja tej wielkiej orkiestry obywa się na ogół w parach (patrz: lista wykonawców powyżej).

Koncert toczy się prawdopodobnie w dużej sali, która momentami kreuje nadpogłos, czego efektem jest zbytni patos w wybranych momentach. Wielodźwięki zlewają się w szkliste drony, niczym filharmonia lekko upalonych freaków, która wysoko zawieszona, drży, syczy, złowieszczo pomrukuje – jakże piękny strumień uzmysłowionej nieświadomości

W okolicach 30 minuty doświadczamy delikatnego przeorganizowania procesu narracji. Dron jakby ustaje, umiera, by dać początek nowemu życiu tej improwizacji. Metakrzyk tabunu zaspokojonych dziewic, wsparty szczyptą literatury, wprost z głębin gardła - elektroakustyczne cacko! fajerwerki bez sztucznych ogni! Strings go to heaven! Blachy skwierczą, drewniaki skomlą, a percussions przypominają, że żyją. Narracja nawarstwia się, emocje rosną, ale nie popadamy w galop (wciąż duży pogłos upłynnia dramaturgiczne punkty przegięcia). Zresztą hamowanie następuje nader szybko i wyjątkowo zwinnie, kierując przebieg zdarzeń ku psychodelii (gitary! trąbki!). Kontrabasy uprawiają taniec śmierci, rżnąc na smykach. Myśli muzyków pętlą się wokół finalnej ekspozycji. Dysze są spocone, a struny zdają się wyjątkowo ciężkie,… ołowiane. Wybrzmienie jest diabelsko wyraziste i niewymownie piękne. Ma wiele wymiarów (zgrzyty!), ale Maestro czuwa i wygasza narrację w sposób perfekcyjny.




Przygoda druga – Wielkość Pozorna

Czas i miejsce zdarzenia: 29 listopada 2015, St.George Church, Lizbona.

Ludzie i przedmioty: Emídio Buchinho & Flak – gitary akustyczne, Nuno Torres – saksofon altowy, Guilherme Carmelo – gitara barytonowa, Luiz Rocha, Paulo Galão & Ricardo Ribeiro – klarnety basowe, Guilherme Rodrigues & Miguel Mira – wiolonczele, Bruno Parrinha – klarnet, klarnet altowy, Ernesto Rodrigues – harfa, dyrygent, Adam Pultz Melbye, Adriano Orrù, Alvaro Rosso, Hernâni Faustino & João Madeira – kontrabasy, Nuno Morão – perkusja, António Chaparreiro, Paulo Duarte, Stephan Sieben – gitary elektryczne, Abdul Moimême – gitara elektryczna (także preparowana), Paulo Curado – flet, Silvia Corda – melodica, Paulo Chagas – obój, Manuel Guimarães – organy, André Hencleeday, Carlos Godinho, Håkon Berre, Monsieur Trinité & Pedro Castello Lopes – perkusjonalia, Albert Cirera – saksofon tenorowy i sopranowy, Carlos Santos & João Silva – syntezatory, Armando Pereira – toy piano, Eduardo Chagas, Fernando Simões & Fala Mariam – puzony, Luís Vicente, Yaw Tembe & Sei Miguel – trąbki, Nuno Moita – turntables, Miguel Ivo Cruz – viola da gamba, Maria do Mar – altówka, Emanuela Lioy & Maria da Rocha – skrzypce, Maria Radich – głos.

Co gramy: dyrygowana muzyka improwizowana.

Efekt finalny: utwór Apparent Magnitude, trwający 31 minut, wydany na płycie Quasar (Creative Sources, 2016)

Przebieg wydarzeń/ subiektywne wrażenia:

Gigantyczny ansambl (blisko pięćdziesięciu muzyków) startuje do lotu w oparach wyjątkowo gęstej elektroakustyki. Zapach London Improvisers Orchestra, podniesionej do trzeciej potęgi. Na scenie (kościelnej!) dzieje się niezwykle dużo. Muzyka wisi w powietrzu i pętli się z byle powodu. Dominuje frakcja akustyczna, a opozycja elektroniczna jedynie tli się ciepłym płomieniem w oddali (nie ma zbytnich aspiracji, bo jest personalnie w zdecydowanej mniejszości). Dużo indywidualnych i zwartych ekspozycji. Tym razem nie doświadczamy płynnej, dronowej narracji. Tylko smakowite ekscesy! Muzyka nabiera tempa, wigoru, rytmu, baa! nawet delikatnie swinguje (sic!). Elektrycy też już dają do wiwatu. Wygaszenie jest nagłe, ale dramaturgicznie uzasadnione – urywane głosy, akustyczne pląsy gitar, wsparte wewnętrznym hałasem elektroakustycznego otoczenia. Ta wielkość nie jest jednak pozorna!

Kościelne organy mają swoje parędziesiąt sekund i nie zasypują gruszek w popiele. Przewrotnie, najwięcej zrozumienia mają w facecie od kabli (turntables!), także tym od toy piano i innych histerycznych instrumentów (sekcja percussions jest sześcioosobowa). Ci ostatni eskalują poziom dźwięku i chytrze przejmują inicjatywę wykonawczą. What a mess! Nagle dopada nas zupełnie zaskakujący pasaż czysto brzmiącego oboju! Wprowadza ład i porządek, który delikatnie podszczypywany jest nieinwazyjną elektroniką, głosami i gitarowym plumkaniem. Cały pozornie wielki ansambl uroczo kołysze się i być może, swoją wyuzdaną egzaltacją, kusi złe moce i rozdrapuje skrywane tajemnice. Ta armia muzykantów aż pali się do gry.

Znów korekty w sposobie i kierunku narracji. Pasaże blach i drewniaków, które na ogół zwiastują nadejście iście szekspirowskiej burzy, kontrapunktowane są smykami wprost z ciepłych gryfów strunowców. Te drugie, jakby plotły romantyczną historię miłosną. Na happy end nie pozwala jednak zabłąkany trębacz, który dmie złowieszczo. Kilku klarnecistów jest podobnego zdania. Słowo do słowa i narracja dramatyzuje się (akustyczne niebo w uszach zachwyconego recenzenta, który w ferworze koncertu zagubił gdzieś swój kajet). Mnogość mikroeskalacji puentowana jest kontrapunktującymi ochłapami elektroakustycznej ciszy…. Dwa kwadranse i koniec.


Informacje uzupełniające

Jeśli dobrze odczytuję informacje zawarte w sieci globalnej, Variable Geometry Orchestra istnieje i koncertuje już od czasu przesilenia milenijnego. Wszakże pierwsze wydawnictwa sygnowane tą nazwą pojawiają się kilka lat później. Dziś szczegółowo omówiliśmy dwa nich. Przywołajmy zatem, przynajmniej z nazwy, trzy pozostałe.

Debiutem Orkiestry jest … trzypłytowy album Stills (Creative Sources, 2007). Zawiera rejestracje z pięciu różnych okazji scenicznych, poczynione między czerwcem 2006r., a czerwcem roku kolejnego. Wszystkie wydarzenia miały miejsce w Lizbonie lub jej najbliższych okolicach (Barreiro).

Kolejne wydawnictwo nosi tytuł Live At The Casa Da Musica, Porto (Void Leaper Productions, 2008). Nagranie pochodzi z października 2007r. Charakter spotkania i jego miejsce zawiera się w tytule płyty.

Dyskografię VGO uzupełnia najnowsza, jak dotąd płyta, nagrana w listopadzie 2016., w miejscu zwanym O'Culto da Ajuja. Zwie się zaś Maat Mons (Creative Sources, 2016).


*) port. wstęp do większej całości!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz