Szczęśliwie muzyka improwizowana nie ma narodowości, nie zna
granic, ani nie toleruje wulgarnie kolorowych flag, tudzież innych przejawów nadtożsamości lokalnej. Jest wolna, jak
jasna cholera, a wszystkim jej
partycypantom wyjątkowo dobrze z tym faktem!
Dziś płyta, która jest efektem duńskiego spotkania muzyków
polskich, muzyka amerykańskiego i norweskiego, pod intrygującym tytułem Hopes and Fears. Poniżej w kilku
żołnierskich, ponadnarodowych słowach, Trybuna
postara się udowodnić tezę, iż bezwzględnie warto sięgnąć po to nagranie i
niejednokrotnie zanurzyć się w nim po sam koniec nosa.
Ad rem zatem –
jesteśmy w Monastic Studios w Kopenhadze, jest 25 stycznia br. Przypięci do
swoich instrumentów, następujący mężczyźni: Aram Shelton - saksofon altowy,
Grzegorz Tarwid - fortepian, Tomo Jacobson - kontrabas i Hakon Berre - perkusja.
Muzycy będą improwizować przez niespełna 39 minut, a efekty ich pracy zostaną
nam przedstawione w trzech częściach z tytułami. Wydawcą jest Multikulti
Project (seria Improvised Music), zaś
tytułem wykonawczym same nazwiska muzyków, wydrukowane na okładce w kolejności,
w jakiej przed momentem ich przedstawiłem.
Hopes and Fears.
Kontrabas drży i pomrukuje, saksofon i perkusja plamią przestrzeń drobnymi
dźwiękami, piano zaś droczy się z pozostałymi uczestnikami zabawy bystrymi akordami. Pozorny zdaje
się być spokój pianisty, który operuje bardzo oszczędnie, ale ewidentnie
prowokuje kolegów do działania. Wolna improwizacja wyrastająca z jazzu na
kilometr! Uwolniona od lukrowanego swingu i natarczywych synkop. Rwana,
krótkodcinkowa narracja. Zwinne, demokratycznie kolektywne mikroeskalacje. Od
lewej do prawej – piano, sekcja i saksofon. Już w 6 minucie piękny krok w
chmury! Precyzyjny Tarwid, narowisty Shelton! Tuż potem, szybkie, udane
wybrzmienie. Kwartet kompetentnych i elokwentnych muzyków w stanie permanentnej
wymiany poglądów, dźwiękowych przekomarzań. Alt zaś, w częstej dla siebie roli,
napędzającego improwizację (świetny moment w 15 minucie).
Daydreams and Terrors.
Skromna, ale precyzyjna preparacja wewnątrz fortepianu (recenzent w pełnym
uśmiechu!). Tłumione emocje z czterech równoprawnych ośrodków decyzyjnych.
Drobne, molekularne incydenty, drobinki sonorystyki. Pójście na wymianę ciosów
z materią dźwięków, to doskonały, na tę chwilę, pomysł dramaturgiczny. Alt
płynie silnie zabrudzonym soundem,
piano skacze do chmur, a sekcja kotłuje się ze sobą i pętli, nie żałując pary!
Dobra komunikacja podkreśla jakość tej improwizacji. Na finał znów udane
wytłumienie, błyskotliwe zejście w ciszę.
Ambitions and Doubts.
Dominacja twardych dźwięków nad
próbami ekspozycji sonorystycznych. Skoczna, nawet taneczna, bardzo jazzowa
narracja. Świetny, głęboki tembr
kontrabasu, przyklejona do niego perkusja o kocich ruchach, soliści na flankach w żywiole eskalacji
(szczególnie, doskonały alt!). W 4 minucie ciekawa ekspozycja kontrabasu, który
wychodzi przed szereg i ma kilka niebanalnych pomysłów do zrealizowania. Ale
reszta też nie stroni od dźwięków. Największy instrument kwartetu zdaje się
rządzić tą częścią improwizacji. Ponownie świetna komunikacja na flankach –
jakże udane próby imitacji piana i saksofonu. Piano like drums! Sax like zoombie! 10 minuta – kolektywny flow, trochę przypominający melodykę
najlepszych kwartetów Williama Parkera sprzed nastu lat. Eskalacja na finał na
wagę dodatkowej gwiazdki w recenzji!
Shelton! What a game! Expose Tarwida - błyskotliwe! Duży
konkret! 39 minuta i koniec, który brzmi, jak wyrok dla słuchacza. Ciąg dalszy
bezwzględnie oczekiwany!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz