wtorek, 27 lipca 2021

Yves Charuest & Benedict Taylor! Knotted Threads!


Zapraszamy na międzypokoleniowy mariaż kanadyjskiego saksofonisty i brytyjskiego altowiolinisty, którego efekt dźwiękowy trafia do nas dzięki kolejnemu mariażowi, tym razem wydawniczemu – połączonych sił edytorów kanadyjskiego i słoweńskiego.

Na niekrótkiej płycie dostajemy to, co zdaje się lubimy najbardziej na tych lamach – bezczelnie swobodną improwizację, gęstą, pełną emocji, która lubi zniekształcone, preparowane dźwięki, ale nie stroni też incydentalnie od pięknych, kameralnych fraz, zebranych w całość – co oczywiste – przez ponadgatunkowych bluźnierców o niewyczerpalnych pokładach kreatywności.

Yvesa Charuesta słuchaliśmy całkiem niedawno przy okazji jego udanej solowej płyty, z kolei dokonania Benedicta Taylora śledzimy niemal na bieżąco. Ten drugi z muzyków zdaje się być jednym z najważniejszych ogniw młodej brytyjskiej improwizacji, dodatkowo silnie związanym z naszym ulubionym belgijskim labelem A New Wave Of Jazz. Bez zatem zbędnych ceregieli zaglądamy do pewnego kanadyjskiego studia nagraniowego, by poznać, co mogą mieć ze sobą wspólnego saksofon altowy i altówka.

 


Podróż po oceanie niełatwego piękna, najeżonego rafami błyskotliwych preparacji, zaczynamy spokojnym strumieniem filigranowych fraz, pełnych saksofonowych parsknięć i westchnień oraz strunowych obcierek, szumów i zgrzytów. Muzycy rzeźbią w glinie, wspinają się na łagodne płaskowyże, szukają pierwszych bardziej dźwięcznych fraz z godnym szacunku lenistwem dramaturgicznym. Nie stronią od imitacji i zaskakujących fake sounds, jakkolwiek odbiorca nie ma problemu z lokalizacją osób odpowiedzialnych za dany dźwięk, gdyż od pierwszej chwili doskonale wiemy, iż altówka pracuje na lewej flance, a saksofon za prawej. Narracja gęsta, incydentalnie prowadzona w całkiem żwawym tempie, wypełniona jest dźwiękami w pełni kompatybilnymi, dobrze się zazębiającymi, zarówno na etapie małych melodii, jak i plejady gwizdów i świstów. W okolicach połowy pierwszej, wielominutowej improwizacji duet zaczyna nam przypominać ulotne dźwięki strunowej epoki Spontaneous Music Ensemble, na próbie którego niespodziewanie pojawił się saksofon Trevora Wattsa! Muzycy nie odpuszczają sobie choćby na milimetr, pracują intensywnie, cały czas dbając o właściwe interakcje. Dwa soczyste strumienie improwizacji, to już prawie rwący potok emocji, to dwa konie wyścigowe galopujące w równej, sportowej walce, ku chwale swoich wypłowiałych od słońca flag ponadnarodowych. Tuż przed metą cudowne spowolnienie, ku małym frazom violi i efektownemu rezonansowi tuby, wszak zwycięzcą tego odcinka podróży jest każdy z jego uczestników.

Druga improwizacja, ponownie wielominutowa, zaczyna się plejadą short-cuts, które zadają sobie pytania i szybko odnajdują właściwe odpowiedzi. Oto dialog w poszukiwaniu wspólnych fraz, który tym razem bardziej stawia na czyste dźwięki, umieszczając preparacje na drugim planie narracji. Muzycy zdają się oddychać pełnymi płucami, incydentalnie pozwalają sobie na pierwsze bardziej hałaśliwe dźwięki i skromne salwy ekspresji. Narracja toczy się tu od zmiany do zmiany - mamy fazę strunowych dronów i jednooddechowego dęciaka, bystre zatrzymanie wprost w ramiona lamentujących dźwięków i akcentów niemal ambientowych, a zaraz potem garść cichych, urywanych fonii i równie efektownych preparacji, aż do poziomu niemal kocich śpiewów. Finałową fazę przeciągania liny i suchych oddechów, a nawet podwójnego drona, wieńczy dialog pełen wzajemnych, jakże nerwowych uszczypliwości, czyniony na tle zamaszystych podmuchów ciepłego wiatru. Tymczasem pióro recenzenta raz za razem wznosi się ku górze, co może być jedynie sygnałem znamionującym zachwyt piszącego te słowa.

Kolejne trzy improwizacje stawiają na krótszą, kilkuminutową formułę. Pierwszą z nich otwiera zrównoważona emocjonalnie altówka. Po niedługiej chwili w tle zarysowują się suche dźwięki saksofonowych dysz. Muzycy prowadzą grę na małe pola i nie szukają dynamiki. Serwują nam garść wzajemnych docinków, bystrych preparacji i pytań o dalszą drogę. Szeleszczące frazy post-strings i prosta mechanika instrumentu dętego drewnianego - tu wszystko zdaje się oddychać czerstwym rezonansem i w ostateczności prowadzić na skraj szumiącej ciszy. Czwartą improwizację artyści tkają z jeszcze drobniejszych ułamków dźwięku – trzaski, szmery, ugniatanie strun, przedmuchiwanie dysz, obłoki zaniechania. Altówka stara się rytmicznie trzeszczeć, saksofon także stawia na repetycje, a całość tego fragmentu płyty nabiera pewnej wewnętrznej dynamiki. Po niedługiej chwili muzycy znów jednak szukają ciszy, tłumią emocje, ale wprost kipią od pomysłów what next. Viola wpada w delikatny taniec, saksofon nuci tajemniczą melodię, a na sam koniec oba instrumenty gwiżdżą na całego!

Finałowa improwizacja tej jakże różnorodnej batalii free impro stara się zagęszczać ścieg. Więcej tu dramaturgicznych zakrętów, zadziornych fraz, żwawsze jest także tempo samej opowieści. Altówka rzęzi jak gruźlik, saksofon zalotnie podśpiewuje, ale tembr jego głosu także zdaje się być nieco wczorajszy. Muzycy szukają wspólnych fraz, specyficznego meta tempa. Prowadzą intensywne dyskusje o życiu, czasami parskają emocjami, niczym przekupki na bazarze. W tej fazie spektaklu dominują czystsze frazy, mniej preparowane, co w niczym nie tłumi ekspresji po obu stronach sceny. Improwizacja gaśnie dość spontanicznie, ale z należytą pieczołowitości poświęconą każdemu wydobywanemu dźwiękowi.

 

Yves Charuest & Benedict Taylor Knotted Threads (Tour De Bras/ Inexhaustible Editions, CD 2021). Yves Charuest – saksofon altowy oraz Benedict Taylor – altówka. Nagrane w Studio Concrete, Montréal, Kanada, 2019 rok. Pięć improwizacji, około 62 minuty.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz