Vasco Trilla jest zdecydowanie najpopularniejszym muzykiem na łamach Trybuny Muzyki Spontanicznej. Niniejszy post jest bowiem 102-im tekstem otagowanym jego danymi personalnymi.
O muzyce artysty z Barcelony i nim samym wiemy chyba
wszystko. Bez zbędnej zwłoki przestępujemy zatem do szczegółowego odczytania dwóch ostatnich nagrań z jego
udziałem. W obu przypadkach są to swobodnie improwizujące tria, stylistycznie
dość od siebie odlegle, mające wszakże jedną, kardynalnie wspólną cechę. Na obu
albumach Trilla realizuje swój sztandarowy model improwizacji, który onegdaj określiliśmy
mianem no drumming percussion. Szczególnie
dobitnie ów model odciska swoje piętno na pierwszym z omawianych dziś albumów,
który mógłby być kolejnym free jazzowym triem, ale dzięki zastosowanym technikom
wydobywania dźwięków staje się zupełnie innym opowiadaniem. Tajemniczym,
mrocznym, którego tytuł – zaczerpnięty wszak z historii kinematografii –
idealnie wpisuje się w klimat improwizacji.
Drugi z prezentowanych albumów śmiało możemy określić mianem
string trio. Trilla niejednokrotnie pokazał
już nam, iż w improwizacjach z instrumentami strunowymi jego perkusjonalia
stają się kolejnym, pełnowymiarowym strunowcem.
The Devil, Probably
Ten album powstał dwuetapowo. Najpierw w Barcelonie swoje
dźwięki zarejestrowali Vasco Trilla (perkusjonalia) i Àlex Reviriego (kontrabas),
potem - po drugiej stronie Atlantyku - saksofonowe frazy dokleił Patrick Shiroishi.
Pierwsza improwizacja rodzi się w chmurze rezonujących dźwięków
talerzy i skowyczącego smyczka na gryfie kontrabasu. Echo pracuje tu niczym w
dużym obiekcie sakralnym. Saksofon wtłacza się w wir narracji po pewnym czasie,
też zdaje się wyć i wznosić modły do nieistniejącego boga. Owa dronowa symfonia
zostaje w połowie nagrania złamana leniwym pizzicato
basu, dając przy okazji asumpt do cool-jazzowej
narracji dęciaka. Wystudzona opowieść zgrabnie nabiera gęstości. Druga część także
daleka jest od znamiona dynamiczniej, ale wydaje się nieco żwawsza. Jeśli pizzicato, to saksofonowy post-jazz,
jeśli smyczek – kameralne zawodzenia. A perkusjonalia oplatają tu wszystko
strumieniem rezonansu. Na początku trzeciej części Katalończycy kreują prawdziwy
teatr grozy. Preparowane, wielowątkowe frazy najpierw pracują niemal wyłączne w
niskich częstotliwościach. Po pewnym czasie Trilla buduje nowy, delikatny
wątek, osadzony nieco wyżej. To na nim przebywa lekki sopran i snuje melodyjną opowieść,
która efektownie pnie się ku górze.
W czwartej opowieści Vasco uruchamia metronomy, którym do
towarzystwa dodaje coś, co brzmi jak pozytywka. Alex zaczyna od uderzania
smyczkiem po strunach kontrabasu. Na to wszystko reaguje Patrick frazami wyjątkowo
mrocznego tenoru. Wszystkie wątki lepią się tu w gęstą całość, która
jednocześnie śpiewa z radości i skowycze z bólu. Gdy smyczek schodzi ze swoim
dronem wyjątkowo nisko, perkusjonalia dla odmiany płyną najwyższymi
wzniesieniami. W piątej części kontrabas znów zdaje się być instrumentem perkusyjnym,
z kolei perkusjonalia, to medium, które generuje nieskończony, sakralnie brzmiący
rezonans. Saksofon zaczyna tu bardzo delikatnie – prycha, szuka punktów zaczepienia,
po czym ucieka w męki pańskie, od których wyzwoleniem mogą być tylko pojedyncze
szarpnięcia za struny kontrabasu. Finałowa improwizacja zdaje się być w fazie
startowej budowana wyłącznie smyczkami. Do tego dzwonki, gongi i inne cuda z walizki
Trilli. Plejada fake sounds ze strony
Katalończyków, meta melodyjne frazy
saksofonu - wszystko tworzy tu ceremoniał tajemnicy. Smyczek zaczyna rzewnie
śpiewać, a my mamy wrażenie, że po drugiej stronie wielkiej wody frazują dwa
instrumenty dęte. Na ostatniej prostej Alex zdziera struny, Vasco buduje
mgliste tło, a Patrick płynie czystym strumieniem dźwięku. Improwizacja gaśnie
przy wtórze kontrabasowego pizzicato.
Eating Poetry
Drugi z omawianych dziś albumów powstał bardziej standardowo
- w drodze spotkania trzech muzyków w tym samym czasie i przestrzeni (choć
dokładnego miejsca akcji nie znamy). Trilla buduje tu fantastyczny background dla ustawionych bardziej frontowo
- słoweńskiego gitarzysty Samo Šalamona i włoskiego skrzypka Emanuele Parriniego.
Świadomie pozostaje tu na drugim planie, jest niebywale wyczulony na niuanse
dramaturgiczne, podejmuje tylko dobre decyzje i sprawia, że każdy dźwięk tej
niekiedy bardzo subtelnej narracji (tytuł zobowiązuje!) pasuje do siebie wręcz
idealnie.
Już na samym starcie perkusjonalista huczy i szeleści armią swoich
małych, niekiedy bardzo niebezpiecznych przedmiotów. Towarzyszą mu drobne
śpiewy skrzypiec i czyste, melodyjne frazy gitary. Improwizacja zdaje się być
dalece kameralna, swobodna, ale też naznaczona pewnym post-folkowym sznytem,
delikatnym, acz stanowczym. Akcja szybko nabiera tu rumieńców, a tym, który wiedzie
prym zdaje się być nade wszystko gitarzysta. W drugiej części w rolę perkusjonalii
wchodzą oba instrumenty strunowe. Vasco koncertuje się teraz na dźwiękach
dzwonków i gongów. Wraz z rozwojem sytuacji gitara zaczyna budować wartką, choć
minimalistyczną narrację, pod którą podłączają się równie dynamiczne skrzypce. Trilla
jest konsekwentny w kreowaniu narracji bez akcentów drummingowych. W trzeciej wszakże opowieści sugeruje coś, co
możnaby do tej ostatniej kategorii zaliczyć. Zdaje się, że pracuje rytmicznie dłońmi
na werblu, ale ponieważ jego sound
dociera do nas jakby zza teatralnej kotary, pewnych sytuacji możemy się jedynie
domyślać. Pod koniec tej części albumu, to skrzypce przejmują wodze narracji. Czynią
tak również w trakcie czwartej improwizacji, gdy wchodzą w szranki rywalizacji
z coraz bardziej ekspresyjną gitarą. Vasco ledwie sugeruje drumming i otacza go chmarą dodatkowych fonii.
W piątym opowiadaniu wszyscy muzycy koncertują się na preparowaniu
dźwięków. Rezonujące talerze, subtelnie szarpane struny, leniwe tempo. Z tej mgławicy
możliwości rodzą się smutne melodie, które z czasem gęstnieją. Szósta improwizacja
wybudza nas z nobliwego letargu pokaźną porcją nerwowych, ekspresyjnych akcji
ze strony każdego z muzyków. Dużo tajemniczych, ale krótkich, rwanych fraz, także
odrobina preparacji. To z pewnością albumowy szczyt ekspresji. Siódma, finałowa
improwizacja jest tu zdecydowanie najdłuższa, trwa prawie dwanaście minut. Rozpoczynają
ją strunowce kreując urokliwy small talk.
Akcje Vasco przypominają teraz zegar z kukułką i plejady drobnych uderzeń po
niezidentyfikowanych przedmiotach. Gitara jako pierwsza idzie na front i buduje
wyjątkowo urokliwą ekspozycję. Skrzypce zachowują się podobnie, a perkusjonalia
czynią kolejny wspaniały ceremoniał akompaniamentu. Chwilami akcje Trilli
brzmią niczym gęsty, post-akustyczny ambient, który narasta niczym letnia
burza. Na finałowej prostej emocje rosną, pojawia głos tajemniczego narratora,
który doprowadza improwizację do szczęśliwego zakończenia.
The Devil, Probably The
Devil, Probably (Urpa i musell, LP/DL 2023). Patrick Shiroishi – saksofon,
Àlex Reviriego – kontrabas oraz Vasco Trilla – instrumenty perkusyjne. Nagrane
w Los Angeles (saksofon) i Barcelonie (pozostałe instrumenty), 2022 (?). Sześć
improwizacji, 40 minut.
Emanuele Parrini, Samo Šalamon & Vasco Trilla Eating Poetry (Clean Feed Records, CD
2023). Emanuele Parrini – skrzypce, Samo Šalamon - gitara akustyczna, sześcio-
i dwunastostrunowa oraz Vasco Trilla – perkusja, instrumenty perkusyjne.
Nagrane w 2021 roku, miejsce nieznane. Siedem improwizacji, 39 minut.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz