piątek, 21 lutego 2025

Circum-Disc & Tour de Bras walk in line: Torche! Tom Jacques & Eunsil Noh!


Francuskie wydawnictwo Circum-Disc często kooperuje z Tour De Bras - pokrewną inicjatywą z kanadyjskiego Quebecu. Datowane na rok 2025 albumy, które za moment odczytamy/ odsłuchamy także zostały wyprodukowane wspólnie przez Petera Orinsa i Érica Normanda.

Na obu krążkach znajdujemy moc wyśmienitej muzyki improwizowanej (to norma w tym wypadku), zaś na liście płac w przeważającej części francuskojęzycznych Kanadyjczyków, ale również Koreankę, Francuza i Austriaka. Najpierw pochylimy się nad kwintetem, który śmiało zasługuje na miano impro-supergrupy, potem nad tajemniczym duetem kanadyjsko-koreańskim.



 

Torche! 8 notions de detente (CD 2025)

La Coop Paradis, Rimouski, Quebec, kwiecień 2023: Xavier Charles – klarnet, Michel F Côté – instrumenty perkusyjne, sample, syntezator, Franz Hautzinger – amplifikowana trąbka, Philippe Lauzier – klarnet basowy, saksofon altowy oraz Éric Normand – bas elektryczny, obiekty, głośniki. Osiem improwizacji, 40 minut.

Dwie znamienite postaci europejskiej, eksperymentalnej muzyki improwizowanej, mistrzowie technik rozszerzonych i innych szaleństw, jakie dokonywać można z instrumentami dętymi oraz trójka nie mniej zacnych reprezentantów francuskojęzycznej Kanady – skład personalny kwintetu Torche! obiecuje wiele i nie sprawia zawodu.

Zgodnie z tytułem na płycie odnajdujemy osiem zgrabnie uformowanych improwizacji, których celem jest relaksacja (dosłownie tłumacząc z obcego na nasze). Nie wiemy, co muzycy ustalili przed wejściem na scenę, ale z pewności byli zgodni co do tego, iż ekspersja ich wypowiedzi pozostanie pod pełną kontrolą, a idea redukcjonizmu (choć nie minimalizmu) stanie się konstytucją całego nagrania. Być może nic nie musieli ustalać, by etykieta abstrakcyjnej kameralistyki przylgnęła do nich w sposób całkowicie naturalny.

Dęte pomruki, szmer przedmiotów przesuwanych po werblu, drżące struny basu, oniryczne plamy syntezatora i delikatna aura szemrzącej elektroakustyki, to elementy składowe improwizacji otwarcia. Narracja jest skupiona, odrobinę ociężała, toczy się w tempie marsza pogrzebowego. W dętych tubach roi się od pokancerowanych fraz, po ich dnie snują się zdeformowane melodie, napędzane wystudzonym half-drummingiem. W drugiej odsłonie emocje jeszcze bardziej stygną, gdy oniryczna, ambientowa flauta podpływa pod krótkie, dęte wydechy i bardziej rozbudowane w czasie i przestrzeni strugi syntetyki. Opowieść nabiera tu pewnej leniwej płynności, a potem nawet intensywności, dzięki pulsującym frazom niektórych instrumentów. W kolejnych częściach albumu pojawia się także zjawisko rytmu, nienachalnego, czasami schowanego za kotarą preparowanych, cedzonych przez zęby fraz. Poza instrumentami perkusyjnymi ową rytmiczność generują także powtarzane frazy, które w niektórych momentach stają się udziałem większości muzyków. W tej magmie zastygającej lawy wszystko zazębia się, jak w starym zegarze ściennym z kukułką. W czwartej części z rytuału zaniechania muzycy lepią upiorną kołysankę, która z czasem nabiera intrygującej masy i uformowana w crescendo stanowi rodzaj dramaturgicznego wzniesienia. Po osiągnięciu punktu przegięcia, całość spazmatycznie kona w rezonującej ciszy.

W piątej opowieści króluje konstruktywny minimalizm. Oszczędność środków nie przeszkadza muzykom wpaść w koleiny rytmu. Ten zdaje się być odrobinę pokraczny, stymulowany dętymi igraszkami w podgrupach. W kolejnej odsłonie artyści zadają krótkie pytania i udzielają rozbudowanych odpowiedzi. Deformowane kreatywnością call and response buduje ciekawą dramaturgię, wspieraną rytmicznym uderzaniem i basowymi post-melodiami. Po czasie całość przepoczwarza się w strugę szorstkiego ambientu. Przedostatnia historia rodzi się w dętych tubach, które cedzą melodyjne pół drony, mając w tle szmery i basowe smugi. Aurę całości uzupełniają trębackie i klarnetowe westchnienia. Finałowa improwizacja toczy się wedle marszowego kroku wyznaczanego zredukowanymi frazami perkusji, przypomina kroczącą stonogę. Nie brakuje w niej klarnetowych mikro melodii i trębackich przedechów. Miast nostalgicznego pożegnania muzycy fundują nam zaskakujące spiętrzenie, które na tle całego, leniwego albumu zdaje się być prawdziwym wybuchem ekspresji.




Tom Jacques & Eunsil Noh Oh! Pebbles (CD 2025)

Studio nagraniowe, Korea Płd., czas nieznany: Eunsil Noh – harmonium, głos oraz Tom Jacques – obiekty. Trzy utwory, 41 minut.

Oto album szczególny. Tworzony prostym środkami – akustycznymi obiektami, harmonium i głosem, ale nasycony tajemniczą, dalekowschodnią aurą permanentnej medytacji. Z jednej strony filigranowy, delikatny, wręcz minimalistyczny, z drugiej pełen dźwiękowych zdarzeń, które budują zaskakującą dramaturgię.

Na płycie odnajdujemy trzy starannie skonstruowane narracje, które rodzą się niemal w ciszy, tamże kończą swój żywot, ale na etapie rozwinięcia dostarczają moc wielokolorowych wrażeń. Początek pierwszej z nich tworzą pojedyncze, akustyczne frazy, niczym teatralna gra cieni, podczas której wskazanie źródła danego dźwięku wydaje się z góry skazane na porażkę. Wprawione w ruch, drgające obiekty są tu w stanie kreować linearną opowieść, która nabiera niespodziewanego rytmu. Na tak przygotowany grunt trafia mrucząca wokaliza, a w ostateczności medytujące harmonium. Dramaturgię drugiej części tworzą przedmioty, które zaczynają rytmicznie chrobotać. Głos i harmonium wchodzą do leniwej akcji po niedługiej chwili. Instrument stoi w miejscu i stawia słup fonii, głos zdaje się medytować z większą intensywnością niż poprzednio, a jakieś nieznany obiekt prowadzi dodatkową, separatywną akcję. Każdy z elementów tej układanki pracuje w swoim tempie, dzięki czemu całość zyskuje blask, jakiego nie spodziewalibyśmy się biorąc pod uwagę atrybuty każdego z nich z osobna. Poziom intensywności osiągnięty po kilku minutach także wydaje się zaskakujący. Całość brzmi jak wielka orkiestra. Trzecia historia dostarcza więcej mroku, a także dźwięki, których do tej pory nie słyszeliśmy – piszczące i skomlące półśpiewy. Wokalna mantra powraca i w dogasającym strumieniu szumów buduje pieśń pożegnania.



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz